Rozdział XIV

22 6 0
                                    

*

Camille po zaśnięciu, obudziła się również, będąc w centrum miasta, ubrana cała na czarno i kapturem na głowie. Gdy zerknęła na swoje odbicie w czyimś oknie, wyglądała mniej więcej tak samo, jak wygląda aktualnie, jedynie miała troszkę dłuższe włosy.

Na swoim telefonie wyświetlał jej się adres, który znalazła i do którego miała trafić. To była jej ostatnia nadzieja, aby znaleźć osobę stojąca za morderstwem jej całej rodziny. Musiała dowiedzieć się kto to był, aby się zemścić. Nie było to coś, co po prostu mogła puścić płazem. Chciała się również dowiedzieć, dlaczego zostali oni zabici. Przecież nic złego nikomu nie zrobili. Kto po prostu przychodzi do czyjegoś domu, żeby wszystkich zabić i zniknąć?

Dziewczyna mijała coraz mniej ciekawe okolice. Słyszała dziwne odgłosy, więc cały czas obracała głowę, aby nic jej nie umknęło. Co kilka sekund zerkała na mapę w swoim telefonie, aby nie zabłądzić. Przeciskając się przez różne ciasne uliczki, wreszcie znalazła miejsce, które wydawało się jej być tym, którego szukała. Zauważyła schody prowadzące w dół, a na ich końcu, czarne drzwi. Kilka razy jeszcze zerknęła na telefon i przed siebie, żeby się całkiem upewnić, czy to na pewno to miejsce. W pewnym momencie usłyszała za sobą czyjeś kroki, więc od razu się odwróciła. Zobaczyła dziewczynę w podobnym wieku do niej o niedługich blond włosach. Po jej niepokoju w oczach założyła, że nie jest ona żadną kryminalistką, więc postanowiła z nią porozmawiać.

Po krótkiej, aczkolwiek obszernej rozmowie, dziewczyny się poznały i od razu zaczęły dogadywać. Obydwie miały przykre doświadczenia z przeszłości i podobny cel, jakim było poszukiwanie jakiejś osoby. Każda z nich, na swoją rękę znalazła w Internecie niewielką organizację, z którą się skontaktowały. Liczyły na to, że dołączenie do niej ułatwi im wykonanie swoich celów.

Organizacja ta, każdej z nich mailowo wysłała zaszyfrowany adres, do którego miały iść. Obydwóm się to udało i tak oto, we dwójkę stały przed drzwiami z myślą o tym, żeby zapukać. Zanim to jednak zrobiły, drzwi otworzyły się same. Dziewczyny powoli i niepewnie weszły do środka.

Było tam dosyć ciemno. Świeciła tam jedynie niewielka lampa stojąca w rogu. Nagle światła się zapaliły i nastała jasność. Dziewczyny stały pośrodku pomieszczenia, które wyglądało na bar. Przed nimi znajdował się stół, a za nim kanapa, na której wygodnie siedział jakiś mężczyzna. Miał on ubrane zwykłe czarne spodnie, białą koszulkę i czarną kurtkę. Na głowie miał kapelusz, a na twarzy niewielkiego wąsa. Wyglądał na około 50 lat.

- Camille i Vivienne jak przypuszczam? - spojrzał nagle na dziewczyny i obie przytaknęły.

- Tak myślałem. - uśmiechnął się. - Takich jak wy było kilkanaście, ale tylko wam udało się rozszyfrować adres naszej kryjówki. Witajcie w Los Gatos. – rozłożył zapraszająco ręce.

- Los Gatos...? - powiedziała do siebie brunetka.

- Od teraz możecie się czuć tu jak w domu. - kontynuował dalej. - Ja nazywam się Kris, a tamten przy ścianie... - wskazał nagle palcem, a dziewczynom ukazała się nowa postać. - To mój najbardziej zaufany pomocnik, Irénée. Za tamtymi drzwiami znajdują się kolejne schody prowadzące do reszty pomieszczeń naszej siedziby. Oczywiście przejdziecie szkolenie, ale widzę, że jakąś podstawową wiedzę macie, więc nie powinno być tak ciężko. Na dzisiaj to tyle. Możecie się rozgościć.

(4 lata później)

Pewnego dnia dziewczyny dostały zlecenie. Nie było to nic zadziwiającego, bo dostawały takie od swojego szefa bardzo często. Tym razem, miały zająć się jakąś podejrzaną grupką osób, zamieszaną w różne przekręty i powiązaną z większymi korporacjami. Camille i Vivienne bardzo dobrze się sprawdzały w Los Gatos, inaczej Kris nie powierzałby im tak poważnych zadań. Jedyną osobą, której się to nie podobało był Irénée. Kiedyś to on był najbardziej przydatnym członkiem organizacji i otrzymywał najważniejsze zadania. Teraz już robił tylko za ochroniarza i asystenta szefa.

DestinationМесто, где живут истории. Откройте их для себя