Rozdział XIII

22 6 0
                                    

Nagle w domu rozległ się jakiś trzask. Dwójka siedząca w kuchni wymieniła się zaniepokojonymi spojrzeniami i w jednej sekundzie zerwali się z krzeseł, na których siedzieli.

Dźwięk dobiegał z góry, więc założyli, że było to w pokoju Vivienne. Od razu tam pobiegli i wparowali do środka. Ich oczom ukazała się Vivi, klęcząca na podłodze, łapiąc się za głowę i ciężko oddychając. Po drugiej stronie pokoju, również na podłodze, leżała niewielka lampa, która zawsze stała na jej biurku, tym razem była w częściach. To najpewniej było źródłem wcześniejszego hałasu. Blondynka nawet nie zauważyła towarzystwa dwóch innych osób w jej pokoju. Trzęsła się, wciąż trzymając się za głowę.

                                            

                                                       *

Vivienne ukazała się wielka willa, wyglądająca na pałac. Otaczał ją ogromny ogród pełny wszelkiego rodzaju zieleni i kolorowych kwiatów. Poza roślinami, znajdowała się tam też biała altana i niewielkie jezioro. Cała posesja była ogrodzona pięknym murkiem. Dziewczyna wbiegła do środka budynku.

- Aime! Aime! Aime! – wołała, biegając po całym domu. Nieustannie szukała kogoś, ale nie wychodziło jej to najlepiej. Była już na skraju płaczu. Biegła dalej, wchodząc do każdego pomieszczenia, a było ich bardzo dużo. W jednym z nich zobaczyła elegancko ubraną kobietę.

- Mamo! Gdzie jest mój brat? – spytała zmartwiona, spoglądając w górę na twarz kobiety.

Vivienne była o wiele od niej niższa. Musiała być bardzo młoda.

- Nie zobaczysz go już więcej. - powiedziała spokojnie kobieta.

- Co...? - spytała przerażona już dziewczyna.

- Aime jest chory i nie może już z nami mieszkać. Resztę życia spędzi w szpitalu. - tłumaczyła jej matka.

- Nie! – krzyknęła oburzona. - Gdzie on teraz jest?

- Jego ojciec powinien z nim właśnie wychodzić. - kobieta spojrzała na stojący przy ścianie duży, drewniany zegar.

Po tych słowach Vivienne jak torpeda wybiegła z pokoju, targając przy tym białą sukienkę, którą miała na sobie o klamkę drzwi. To jej nie powstrzymywało i wreszcie wybiegła z domu. Z oddali zobaczyła przy bramie wysokiego mężczyznę i starszego brata, przygotowanych do opuszczenia rezydencji.

- Aime! – zaczęła krzyczeć, biegnąc w jego kierunku.

Starszy od niej chłopiec spojrzał się na nią z łzami w oczach, trzymając w ręku walizkę. Delikatnie poprawił włosy i odwrócił głowę, żeby nie widziała jego łez.

- Aime! - krzyknęła jeszcze raz, tym razem podbiegając już do chłopaka i z całej siły go obejmując. – Dlaczego mnie zostawiasz? - spytała, patrząc mu w twarz, którą wciąż odwracał w bok. - Aime! - krzyczała, pomimo tego, że stał tuż obok niej.

- Vivienne, zostaw go... - odezwał się jego ojciec, odciągając dziewczynę od niego.

- Dlaczego go zabierasz? - spytała, zła i równocześnie bardzo smutna.

- Aime jest chory. - krótko jej odpowiedział.

Chłopak wciąż na nic nie reagował. Stał tyłem. Słychać było tylko jak ciężko oddycha. Po kilku sekundach nagle się poruszył. Odwrócił się do Vivienne, łapiąc ją delikatnie za ramiona. Zauważyła wtedy jego pełne łez oczy i pasmo włosów opadające na jego twarz.

- Wszystko będzie dobrze Vivi. - uśmiechnął się, mimo tego, że odczuwał ogromny ból.

- Czemu... czemu mnie zostawiasz? – spytała zapłakana, patrząc w górę na jego twarz.

DestinationWhere stories live. Discover now