Rozdział IV

31 9 0
                                    

Grupa opuściła dom i tym razem wszyscy szli równym tempem, w mniejszej ciszy niż przedtem, przez co nie było tak niezręcznie. Obydwie przyjaciółki powoli zaczynały ufać mężczyźnie, co nie oznaczało, że nie miały się już na baczności.

- Mieszkałyśmy zawsze całkiem blisko siebie. - powiedziała Camille.

- Tak. - dodała Vivienne. - To były czasy. - spojrzała w górę, jakby wspominając. - Mogłyśmy zawsze chodzić razem do szkoły. Szkoda, że nie jesteśmy już takie młode.

- Fajnie by było znowu wrócić do tych czasów. - uśmiechnęła się Camille. - Jesteśmy. - stanęła spoglądając przed siebie, w miejsce, gdzie miał stać jej dom.

Tymczasem nie było tam nic, trawa, kilka drzew i jakiś krzak.

Dziewczyna zaczęła się drapać po głowie, zastanawiając się o co chodzi.

- Jesteś pewna, że tu mieszkałaś? - dopytał mężczyzna.

- No tak. Pamiętam swój adres. Przecież mieszkałam tu całe życie.

- Mieszkałaś może w namiocie? - odparł, podnosząc przy tym brwi.

- Nie. Tu stał mój dom. - dziewczyna przykucnęła, wciąż myśląc nad tym, jak to możliwe, że nie ma tu jej domu, ani żadnego innego.

- Ja też to pamiętam. - odezwała się Vivienne. - Przecież byłam tu tyle razy.

Mężczyzna stał chwilę w ciszy, próbując zrozumieć, co się dzieje. W pewnym momencie w jego oczach pojawił się błysk, jakby znalazł odpowiedź.

- Zaprowadź mnie do twojego domu. - popatrzał na Vivienne, na co ona przytaknęła i zaczęła prowadzić.

- Mój dom jest bardzo blisko. Zaraz będziemy. - mówiła, idąc przed siebie.

Po trzech minutach dotarli na miejsce, lecz znów, tam, gdzie miał być dom dziewczyny nie było go, tym razem znajdował się tam parking.

- Niemożliwe. - mruknęła Vivienne. - Camille, pamiętasz przecież, że tu mieszkałam, prawda? - zmartwiona spytała.

Camille przytaknęła i zaczynała kolejny raz obsesyjnie analizować sytuację i próbując sobie wszystko przypomnieć krok po kroku. Niestety nie była w stanie znaleźć odpowiedzi na to, co tu zastały.

- Wracajmy. - powiedział krótko Theo.



















                                           *

- Co to znaczy, że wam uciekła? - odparł ze zdenerwowaniem jasnowłosy mężczyzna, wstając z krzesła i opierając się o stół.

Ręką zarzucił do tyłu opadające mu na czoło pasmo włosów i wziął głęboki oddech. - Wysłałem was na miejsce dwudziestu- zaczął skanując oczami trzech mężczyzn stojących przed nim. - I nie poradziliście sobie z jedną dziewczyną?

- Tak w zasadzie to było ich dwie. - odpowiedział jeden z nich.

- I co to za różnica!? - krzyknął Ciel. - Chcecie mi powiedzieć, że dwie dziewczyny są silniejsze od was? Jesteście naprawdę bezużyteczni. - podszedł do nich bliżej i spojrzał im w oczy. Następnie wyjął nóż i przyłożył do gardła jednego z nich. - Chcecie umrzeć? - spytał, ale ze strachu nikt nie odezwał się słowem. - Pytam się! Czy chcecie umrzeć?! - kontynuował.

- Nie... - wymamrotał jeden z nich.

- To weźcie się w końcu do roboty. - Ciel rzucił ze zdenerwowaniem nożem o podłogę. - Zejdźcie mi z oczu i nie wracajcie do mnie z niczym.

DestinationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz