Rozdział II

40 12 0
                                    

Camille dynamicznie szła do drzwi wejściowych, rozglądając się w każdą stronę i mocno zaciskając pięści, by być gotową na wszystko. Podchodząc już blisko drzwi ujrzała na podłodze duży cień, wtedy już wiedziała, że ktoś włamał się do ich domu. Schowała się za ścianą i próbowała opanować strach, co przyszło jej zadziwiająco szybko, jakby była w tym wyćwiczona.

Słyszała więcej niż jeden głos, więc nie była to tylko jedna osoba. Niestety włamywacze nie mówili na tyle głośno, żeby była w stanie zrozumieć wszystkie ich słowa.

W międzyczasie, Vivienne zaniepokojona, odgłosami i tym, że jej przyjaciółka długo nie wracała, ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Nie przewidziała tego, że ktoś inny może być w ich domu, przez co też nie starała się nawet, być cicho, chodząc i wołając imię Cam.

Przed jej oczami ukazało się trzech mężczyzn, wszyscy ubrani w szare stroje z dziwnymi białymi plakietkami na klatkach piersiowych.

- To ona! - powiedział jeden z nich, wskazując palcem na Vivienne.

Dziewczyna stanęła sparaliżowana strachem.

Camille, która była tuż za ścianą, złapała się tylko za czoło, kiedy usłyszała, że jej przyjaciółka zlekceważyła jej prośbę i została zauważona. Szybko obmyślając plan, wybiegła zza ściany i złapała za wazon, jednocześnie chowając się za stół. Rzuciła nim na drugi koniec domu, licząc, że odwróci uwagę od Vivi.

- Co to było? - odezwał się głęboki głos. - Sprawdźcie to!

Dwóch włamywaczy wyjmując zza paska broń ruszyło przez korytarz za dźwiękiem.

Najwyższy z nich zakrył jedną ręką usta Vivienne, a drugą objął ją mocno w pasie i przyciągnął do siebie. Wykorzystując sytuację Camille chwyciła za to co miała najbliżej pod ręką, czyli parasolkę, uderzyła mężczyznę w głowę na tyle mocno, że zamroczyło go i zatoczył się do tyłu, następnie chwyciła przyjaciółkę za rękę, pociągnęła przez korytarz i razem wybiegły z domu, używając tylnych drzwi.

Po chwili, trwającej dla dziewczyn wieczność, dobiegły do głównej ulicy miasta, gdzie ukryły się w ciemnej i wąskiej uliczce za jednym z budynków.

Miasto nie jest dość duże i wybudowane w dosyć starym stylu, przez co jest też bardzo klimatyczne. Od czasu do czasu można zobaczyć nowsze zabudowania, ale w tej dzielnicy raczej nie można spotkać ich wiele.

- Dlaczego poszłaś za mną? Przecież mówiłam ci, żebyś się nie ruszała. - mówiła zdyszana Camille.

- No, bo długo nie wracałaś. - zaczęła Vivienne, próbując złapać oddech. - Dobrze, że tam poszłam, bo może byłabyś już martwa. Kim byli ci ludzie?

- Właśnie nie wiem... ty ich widziałaś. Jak wyglądali?

- Było ich trzech. Wszyscy byli ubrani na szaro i mieli jakieś plakietki, nie wiem co to było.

- Dziwne... - odpowiedziała ze skupieniem. - Czemu do nas przyszli...? Czego chcieli...?

- I czemu mnie szukali? - zaczęła Vivienne. - Jeden z nich wskazał mnie palcem, mówiąc „to ona". - Zademonstrowała, naśladując mężczyznę. - Musieli mnie z kimś pomylić, ale z kim?

- To i tak nie wyjaśnia tego, skąd znają nasz adres...- odparła wciąż się zastanawiając nad zaistniałą sytuacją.

- Chyba poszły w tamtym kierunku. - Rozlega się męski głos, odbijając się echem od ścian budynków.

Vivienne podeszła do końca budynku, aby zza niego wyjrzeć. Zobaczyła tam już znajome jej szare stroje, tylko, że tym razem było ich dużo więcej.

- Cam?

- Hmm?

- Mamy chyba problem. - odparła, nawiązując do tego, co zobaczyła za budynkiem.

Camille wychyliła się, żeby zobaczyć, o czym dokładnie mówi jej przyjaciółka. Kiedy to zobaczyła, wzięła głęboki oddech i szybko zaczęła myśleć nad tym, co robić dalej.

Dziewczyny znajdowały się w ślepej uliczce, więc jedyną drogą ucieczki była główna ulica, gdzie znajdowali się mężczyźni.

- Dobra, musimy biec. - powiedziała Camille.

- Gdzie? - spytała Vivienne.

- Nie wiem..., ale to tylko kwestia czasu, jak nas tu złapią. Powiedz mi jak nie będą patrzeć, pobiegnę do tego budynku naprzeciwko, potem dam ci znak, żebyś zrobiła to samo, dobra?

Kiwnęła przytakująco głową.

Camille wybiegła na ulice i szybko przemknęła za grupką w szarych strojach. Chowając się za kolejnym budynkiem spojrzała na obróconych w drugą stronę mężczyzn i machnęła do przyjaciółki. Vivi wybiegła zza rogu jednak, gdy była w połowie ulicy została zauważona.

Dziewczyny ruszyły pędem przed siebie, miały całkiem dobrą kondycję, więc nie pozwalały się dogonić. Udało im się odbiec na bezpieczną odległość i zatrzymać za stacją benzynową.

W czasie, gdy łapczywie łapały powietrze, ktoś zaszedł je od tyłu. W ułamku sekundy, znalazły się przy ścianie zmuszone pod naporem siły klęknąć na kolanach.

Przed nimi ukazał się bardzo wysoki mężczyzna. Nie był to raczej nikt z poprzedniej grupy, ponieważ wyglądał całkowicie inaczej. Miał on bardzo ciemne włosy, prawie, że czarne. Wiatr zawiewał mu je na twarz. Miał też lekki zarost, który na pierwszy rzut oka nie był zauważalny, jednak pasował do ostrych rysów twarzy. Jego oczy były niebieskie, niemalże turkusowe. Ubrany był cały na czarno, miał na sobie koszulę, a na niej długi płaszcz sięgający do ziemi. Na nogach miał długie skórzane buty. W ręce trzymał pistolet.

- Umm... Co tu się dzieje? Chyba się nie znamy. - zaczęła Vivienne drżącym głosem. Na jej twarzy widniał niepewny uśmiech. - Nie wiem, dlaczego nas pan tu zabrał, ale musiał nas pan z kimś pomylić.

Mężczyzna się nie odezwał, wciąż wpatrywał się w dziewczyny, jakby myśląc, co z nimi zrobi.

- Cicho bądź. - upomniała ją Camille.

- Tak się składa... - zaczął, głębokim głosem mężczyzna. - Że wiem kim jesteście. Wiem również, że musicie zapłacić za to, co zrobiłyście.

- Skoro pan wie, to kim według Pana jesteśmy? - odparła Vivienne, nie wierząc w słowa mężczyzny.

Camille, tylko wzięła niepewny oddech, nie odzywając się słowem.

- Vivienne Moreau i Camille Asselin. Zgadza się?

- Co? - Vivienne się skrzywiła i spojrzała na Camille.

- Moje imię się zgadza, ale Vivi nie ma tak na nazwisko... Chyba jednak z kimś nas pomyliłeś. - odpowiedziała Camille.

- Niemożliwe. Wiem, jak wyglądacie i kim jesteście. W takim razie jak brzmi twoje nazwisko? - spojrzał na Vivienne.

- Chateau.

- Hmm... Ciekawe. - mężczyzna złapał się za brodę. - No nic, nie wiem czemu nie znasz swojego nazwiska, ale ja wiem kim obydwie jesteście. Chcecie mnie oszukać. Jakieś ostatnie słowa? - odpowiedział wymierzając broń w dziewczyny.

DestinationWhere stories live. Discover now