45 - Altana

24 5 6
                                    

I znów nie miałam racji!

Od chwili pojawienia się Oliwii w Zielonym moja intuicja kompletnie zawodziła! Na początku kwietnia nie wyobrażałam sobie dnia bez rozmowy z Robertem, mimo że zarówno on jak i moja mama – niezależnie od siebie – wpadli na pomysł ograniczenia obiado-śniadań do jednego dnia w tygodniu. Spodziewałam się syndromu odstawienia, jak to zwykle ma się w przypadku rezygnacji z czegoś, co stało się już naszym nawykiem (lub nałogiem, jak kto woli...), ale nic takiego się nie wydarzyło. I to było dla mnie ogromne zaskoczenie.

Po pierwsze, nie bardzo miałam czas na zastanawianie się nad swoimi uczuciami i emocjami, bo zawalona byłam nauką. W okolicy świąt wielkanocnych nauczyciele wrzucili piąty bieg, zupełnie jakby się zorientowali, że w czerwcu już wiele z nas nie wycisną, więc na wszelki wypadek woleli wycisnąć wcześniej. Po drugie zaś, wiosna, słoneczna pogoda i wydłużający się dzień sprawiły, że jakoś łatwiej przychodziło mi zachować optymistyczne spojrzenie na świat. Dodatkowym wsparciem służyła Agnieszka, która w odpowiednich momentach potrafiła mnie ustawić w odpowiedniej perspektywie do świata. W końcu znałyśmy się prawie całe życie... A po trzecie, praca w ogrodzie znów przyszła mi z pomocą – podobnie jak w ostatnie wakacje, kiedy plewiłam tombakowe chwasty. Teraz już nie chodziło o pozbywanie się chwastów, bo Tombak sam z siebie usunął się z mojego życia, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało. Za to w ogrodzie skupiłam się na tworzeniu – siałam, sadziłam i patrzyłam jak małe roślinki nieśmiało kiełkują, rosną i stają się piękne. Ależ to dawało niesamowitą satysfakcję! I to dzięki mojej pracy. Tak szczerze mówiąc, to dzięki pracy mojej i mamy, która dołączyła do mnie. W końcu to było jej marzenie, prawda?

Pod koniec maja wszystko kwitło jak szalone, ja zaś spędzałam każdą chwilę w ogrodzie, bo nawet nauka była tam przyjemniejsza!

Bardzo chciałam się podzielić moim sukcesem z Robertem. Nagrałam film, na którym oprowadziłam go po ogrodzie. Nakręciłam spacer wzdłuż rabat z rozkwitniętymi tulipanami i hiacyntami, które pewnie by już przekwitały, ale dzięki ostrzejszemu klimatowi Zielonego jeszcze cieszyły oko pięknymi kwiatostanami. Pochwaliłam się kępką, gdzie kwitły konwalijki i barwinki. Niestety, zasadzone bzy i magnolia jeszcze nie bardzo miały co pokazać, ale już oczami wyobraźni widziałam, jak pięknie będzie w przyszłości. Na koniec zaś zostawiłam sobie największą niespodziankę.

– Patrz, co udało mi się wytargować z tatą! – powiedziałam do telefonu, jakbym mówiła do Roberta. – No zobacz sam, jakie cudo!

I skierowałam kamerę na znajdującą się wśród maleńkich jeszcze bzów, magnolii i krzewów azalii altanę! Była nieco większa od tej, która stała w ogrodzie cioci Irenki, ale u nas przecież było więcej domowników, których należało tam pomieścić. Tata zadbał o to, żeby znalazło się miejsce dla każdego. Szczególnie, że mama od razu wpadła na pomysł jedzenia tam wspólnych posiłków... Ławki znajdowały się wzdłuż trzech ścian, a na środku stał składany stół. Mieliśmy nawet doprowadzone oświetlenie, więc można było siedzieć tam do późna bez ryzyka utraty wzroku.

– Już pewnie się domyślasz, gdzie przeniosłam się z nauką? – Znów odezwałam się do kamery i wyłączyłam nagrywanie.

Robert w milczeniu obejrzał prawie cały filmik, a na widok altany wydał z siebie zaskoczony okrzyk. Zaraz potem uśmiechnął się szeroko.

– Widzę, że nie próżnowałaś... – Podsumował.

– Urobiłam się po łokcie, nie powiem... Ale dobrze mi to robi. Nie myślę za dużo o lipcu... Poza tym, nie siedzę w tym ogrodzie sama. Moja mama też działa. Dużo więcej czasu spędzamy ze sobą dzięki temu. Korzystam z okazji i wypytuję ją o zamek, żebyśmy miały o czym pisać z Emilią. Ten blog to naprawdę był strzał w dziesiątkę!

MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz