XLVIII

112 11 4
                                    

            Sierpień w Dolinie Godryka okazał się jednym z najlepszych miesięcy życia młodych czarodziejów. Nie dość, że spędzali go wszyscy razem, a byli przyjaciółmi na dobre i na zła, a przede wszystkim na zawsze; to jeszcze nie mieli żadnych obowiązków. Nie stali nad nimi rodzice, nie musieli się uczyć, a nawet Voldemort i Śmierciożercy się uspokoili, więc Zakon Fenikasa mógł cieszyć się wolnym. Co prawda wszystko to zdawało się być jedynie ciszą przed burzą, aczkolwiek nikt nie mógł zniszczyć im tej radości jaka płynęła ze wspólnego leniuchowania. Pogoda dopisywała, dlatego cały miesiąc spędzili czy to nad jeziorem, czy w ogrodzie. Przetańczyli do rana dobre parę imprez, przegadali setki godzin i pokochali się jeszcze mocniej, jeżeli było to w ogóle możliwe.

Ostatni miesiąc wakacji dobiegał końca. Lily siedziała na swoim kufrze i uparcie czytała. Zostało jej kilkanaście stron i nie zamierzała wyjść przed dowiedzeniem się, co się stanie. James robił obchód po pokojach niczym ojciec sprawdzający czy dzieci odłożyły zabawki na swoje miejsca.

- Łapo, zbieraj te śmierdzące skarpety z podłogi! Moi rodzice wracają za kilka godzin!!!

- To nie moje! – wrzasnął w odpowiedzi, a następnie ciszej dodał błagalnie: Dor, pomóż mi. Nie mam pojęcia, gdzie są moje podręczniki i koszule.

Remus i Mary grzecznie siedzieli na kanapie, czekając na podróż.

- Nie wiem, czy wybrałam właściwy kolor lakieru – westchnęła. – Lawenda jest w modzie, ale ubrałam żółtą bluzkę.

Przejechał dłonią po jej ślicznych blond włosach, które tamtego dnia zakręciła.

- To letnie barwy. Pasują do siebie idealnie. Wyglądasz cudownie, Mary.

W polu widzenia z powrotem pojawił się Potter.

- Peter, przysięgam, jeżeli znowu nakruszyłeś obok lodówki, to jesteś martwy!

Frank niemalże bił się z kufrem Alicji. Miał wrażenie, że spakowała do niego pięć razy więcej rzeczy niż przywiozła. Sprawa wydawała się przegrana, gdy Marlena przyszła uratować sytuację. Kazała parze usiąść na wierzchu, a sama używając swojej siły, którą zawdzięczała grze w quidditcha, zamknęła zamek.

- Błagam, możemy już iść? – jęknęła Meadowes. – Jestem pewna, że już nie będzie już lodów agrestowych!

- Dor, po raz setny – wymruczał Black - jedziemy na Pokątną kupić rzeczy do szkoły, a nie odwiedzić Floriana Fortescue.

- Bo co? Jesteś zazdrosny?

Złapał ją w swoje sidła, co można określić również ciasnym przytulasem.

- Może jestem.

Kiedy wszyscy się wreszcie zgromadzili przed drzwiami, czekała ich ostateczna przeszkoda uniemożliwiająca im wyjście na upalny plac. Lily niewzruszona przewróciła właśnie kartkę już na ostatnią stronę.

- Lil, dokończysz w autobusie – cmoknął James.

Dziewczyna nie oderwała nawet wzroku od książki. Podniosła jednak rękę i wykonała gest, który jednoznacznie kazał im się nie odzywać. Potter kochał patrzeć, jak czyta. Była wtedy w swoim świecie, a oczy jej błyszczały i niezwykle często uśmiechała się marzycielsko bez zdawania sobie z tego sprawy. Przyjaciele posłusznie stali bojąc się nawet ruszyć – w końcu Rudowłosa plus książki równa się świętość.

Remus chciał zapamiętać każdy szczegół tego momentu. Ciepło bijące od przytulającej go Mary, którą kochał ponad wszystko; Alicję i Frank robiących bitwę na wzrok, zdawało się, że nigdy nie mrugną; Marlenę bawiącą się swoim naszyjnikiem w kształcie pałki, jak przystało na porządną i oddaną pałkarkę; Petera próbującego nie szeleścić plastikowym opakowaniem batona, uśmiechającego się pogodnie i niewinnie; Dorcas trzymającą ukradkiem Syriusza za mały palec oraz spojrzenia Blacka, które kierował w stronę jej ust; Jamesa zapatrzonego w miłość swojego życia; Remus nie chciał również zapomnieć łez w oczach Lily, kiedy zamknęła książkę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 23, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Hogwart w erze Huncwotów [JILY]Where stories live. Discover now