IX

378 21 20
                                    

                 Nastał nowy etap, którego James nie potrafił zrozumieć. Z całych sił ignorował Evansównę, na eliksirach wykonywał jej polecenia, nawet dał radę powstrzymać się od zapytania o Kima, którego częściej widywał w jej towarzystwie. Gość miał na nią ochotę. Potter wypełniał swą rolę z trudem, bo zjadała go zazdrość, lecz ratowała go jedna myśl:

Ona się z nim nie umówi. Mnie odmawia od pięciu lat. M n i e, a co dopiero jemu... Niech się lepiej ustawi w kolejce, ha!

Z kolei z Syriuszem się pogodził. Cholera! Nie był w stanie gniewać się na najlepszego przyjaciela. Miał wrażenie, że Black mógłby go dźgnąć, a i tak następnego dnia już by się razem śmiali do rozpuku w bibliotece, a przez to zarobili wspólny szlaban.

Na korytarzu potrącił Smarkerusa. Głupi Ślizgon miał czelność wciąż gapić się na rudowłosą wielkimi oczami, jakby mu miały zaraz wylecieć. Powinien dostać odgórny zakaz z Ministerstwa, by nigdy przenigdy nie mógł się odezwać do dziewczyny i skrzywdzić ją ponownie. Nazwanie ją szlamą było ciosem poniżej pasa, który zakończył ich przyjaźń. I dobrze. James był zadowolony, co więcej, przypisywał sobie to jako osobistą zasługę, w końcu gdyby nie bawił się tamtego czerwcowego popołudnia z Snape'm, a ona nie ruszyłaby mu z pomocą, może nigdy by jej nie obraził?

Szedł w kierunku Wieży Gryffindoru jak król, lekkim krokiem, posyłając swój słynny łobuzerski uśmiech, puszczał oczka do ewentualnych przyszłych dziewczyn, które mogły posłużyć w celu zdobycia Evans. Nikt nie był w stanie zniszczyć mu dnia. Nawet Gruba Dama jęknęła z zachwytu na jego widok. Cóż...uwielbiała go. Wszyscy go uwielbiali. Otworzyła przed nim wejście do Pokoju Wspólnego. Od razu ruszył w stronę dormitorium, lecz gdy zobaczył na kanapie swoje przyjaciółki, a przede wszystkim rudowłosą zwolnił. Były pochłonięte chichotaniem i rozmową, więc nie zwracały na nic innego uwagi. Doszły do niego szczątki ich rozmowy.

- Powinnaś się zgodzić!

- Totalnie!

Dorcas i Mary były podekscytowany, co zdradzały ich głosy.

- Sama nie wiem. – odparła Lily kręcąc głową.

Aha! Czyli przekonują ją do czegoś...

Podszedł bliżej, starając się nie zwracać na siebie żadnej uwagi.

- Przecież jest miły i mądry – sama tak mówiłaś!

- Bo jest... - niepewnie zgodziła się z Marleną.

- To na co czekasz?

- Wiesz, że on tego chce! Przecież sam ci zaproponował randkę.

Mówią o mnie! Evans zatęskniła!!!

Serce zabiło mu mocniej i już dłużej nie mógł powstrzymywać swojej ciekawości. Zanurkował, ułożył się na ziemi przy kanapie. Wystarczyło chwilę poczekać... Jego marzenie miało się spełnić! Był tak blisko! Chuchnął na rękę przy buzi i ją powąchał.

Przydałaby się miętówka, gdy Evans się na mnie rzuci, musi być zadowolona...

- A tak serio... - kontynuowała Meadowes. – Co ci szkodzi? Chyba byś drugi raz nie chciała być w parze z Blackiem podczas gry dla dwojga.

- Oj, broń Merlinie! – zaśmiała się histerycznie. – Aggghhhhh... - warknęła co raz bardziej przekonana.

Może mają rację? Znam go nie od dziś. Jest naprawdę interesujący i wydaje się opiekuńczy...

- Zgódź się, Lily! – zażądała Macdonald. – To super chłopak. Pasujecie do siebie!

- Należy ci się trochę zabawy, nie tylko książki i książki. – dodała McKinnon.

Hogwart w erze Huncwotów [JILY]Where stories live. Discover now