XLVII

184 18 2
                                    

            Z początku nikt nie pobiegł za Lily. Wściekła była niebezpieczna. Przyjaciele pozbierali się z ziemi i pozostało im spoglądać na Jamesa leżącego jak truposz.

- Nie gapcie się tak – zganił ich.

Dopiero Syriuszowi udało się wydusić cokolwiek:

- Jesteście razem? – w jego głosie zamiast zdziwienia górowała zazdrość. – Nie powiedziałeś mi? Tyle lat słuchałem, jak jęczysz, że Evans to, Evans tamto... A potem nawet mi nie mówisz? Najlepszemu przyjacielowi?!

Obrażony obrócił się na pięcie.

- Trochę jeszcze trzyma go gin – szepnęła Dorcas, choć wiadomo było, iż Black tak łatwo nie da się przeprosić.

Dziewczyny postanowiły na spokojnie obgadać sprawę, bo rozmawianie z wkurzoną Lily nie miało sensu. Chłopcy też nie wiedzieli, jak mieliby pocieszyć Pottera. Tylko Remus został z nich na chwilę.

- Co jest ze mną nie tak? Czemu nie potrafię w to uwierzyć i żyć tym wmarzonym życiem? – westchnął, a w momencie wypowiadania tych słów zalało go poczucie beznadziejności. Jaki był żałosny...

- Bo stworzyłeś w głowie idealną wersję swojego życia i siłą chcesz przemycić ją do rzeczywistości. Tylko, że to tak nie działa, Rogaczu – Lupin uśmiechnął się pod nosem. – Fantazje, obojętnie jak bardzo wymarzone i dopracowane, nigdy nie zmienią się w tu i teraz. Lily nigdy nie będzie oazą spokoju, a ty nigdy nie przestaniesz jej wkurzać. Po prostu musicie oboje nauczyć się ze sobą żyć.

- Żyjemy ze sobą od początku szkoły. Zdaje się, że dużo łatwo mi się żyło, kiedy mnie nienawidziła.

- To oczywiste. Wtedy nie ponosiłeś odpowiedzialności, a teraz jej uczucia wpływają na twoje. Musisz jej zaufać, James. Jeżeli mówi, że cię kocha, to cię kocha. Pomyśl, jak trudno musiało jej być by to przyznać przed samą sobą, a co dopiero, że dała radę ci to wyznać.

Chłopak wreszcie podniósł się z podłogi.

- Przysięgam ci, że nie sabotuję tej relacji – dłońmi przeczesał włosy. – Tak mi zależy, że przepełnia mnie paraliżujący strach. Tyle rzeczy może pójść nie tak... Chcę tylko, żeby była bezpieczna i szczęśliwa.

- To przestań bać się, że sam zostaniesz skrzywdzony i zadręczać się pytaniami, czy faktycznie chce z tobą być. Po prostu zachowuj się tak, aby chciała – położył mu dłoń na ramieniu. Wiedział, że James jest jej warty, chciał tylko, aby sam w to uwierzył. – Idę się położyć, okej? Za kilka godzin wstanie słońce i będziecie mogli być sobą na nowo, ale teraz lepiej się wyspać.

Potter skinął głową i podziękował Lunatykowi. Jednak, kiedy ten odszedł, ruszył po cichu po schodach. Na szczęście były one wytapicerowane, a zatem z łatwością pokonał połowę drogi na dół, kiedy zaczęły dochodzić do niego głosy.

- Ale serio, czy to aż tak trudne? – rzekł Syriusz i nie otrzymał odpowiedzi.

James zbliżył się jeszcze trochę, aż przycupnął na stopniu.

- Mógł mi napisać albo choćby dziś powiedzieć.

- Przecież nie chciał cię skrzywdzić – głos Evans działał jak herbata z melisą, był kojący. – To nowa sytuacja i jak widać... nie idzie nam najlepiej z radzeniem sobie z tymi zmianami. Ja też nie wyskoczyłam od razu z wielkimi wiadomościami, chciałam trochę się do tej myśli przyzwyczaić, rozumiesz? Słyszę tylko w głowie: ,,jestem dziewczyną Jamesa" i sama jestem zdziwiona.

- Zdzwiona? – złapał ją za słowo. – Nie spodziewałaś się, że to się wydarzy? Ani przez chwilę?

Chwila ciszy. Niepokojącej dla czarnowłosego.

Hogwart w erze Huncwotów [JILY]Where stories live. Discover now