XX

362 16 2
                                    

            Impreza trwała niemalże do rana. Dorcas i Syriusz zasnęli na ziemi, więc trzeba ich było przenieść do łóżek. Alicia i Frank ulotnili się jeszcze wcześniej do wspólnego pokoju, a Mary i Remus kompletnie nie odczuwając zmęczenia rozmawiali zafascynowani sobą, jak nigdy wcześniej. Także z wolna Noc Sylwestrowa dobiegała końca, słońce niedługo miało pojawić się na horyzoncie. James zaniósł Lily w swych ramionach po schodach. Mimo, iż oczy mu się zamykały ze zmęczenia, nie chciał jeszcze jej zostawiać. Cieszył się, iż wszystko tak się potoczyło, że jakoś byli na siebie zdani większość czasu. Rudowłosa totalnie nie była osobą nauczoną nie spania, więc już od kilku godzin marzyła o padnięciu na łóżko. Jeszcze pół godziny wcześniej siedziała na mięciutkiej kanapie w salonie i słuchała chłopaka opowiadającego sekrety z życia Huncwotów, czyli na przykład jak udała im się ostatnia sztuczka w pociągu. Temat ją interesował, lecz ziewanie było silniejsze, a kiedy wstała, by udać się do sypialni, tak ją zmorzyło, iż chłopak musiał jej pomóc dotrzeć do celu. Ułożył ją na łóżku.

- Dzięki... - wymruczała już w poduszkę i natychmiastowo odpłynęła.

James zastygł i jeszcze chwilę na nią spoglądał. Uczucie, które się w nim rodziło, było czymś, czego jeszcze nie czuł. Sprawiało, że wewnątrz aż nim rzucało. Uśmiechnął się i wyszedł.

Ta impreza była świetnym pomysłem.

            Pierwsze osoby obudziły się dopiero po dwunastej i nadal niezbyt pełni energii skierowali się do kuchni. Dla co poniektórych pobudka była bolesna. Lily mlaskała i kiwała z dezaprobatą głową nad przyjaciółką.

- Zlituj się i daj mi jakieś tabletki, albo przynajmniej wodę. – zacharczała Dorcas leżąc rozwalona na łóżku.

Rudowłosa miała serce, więc oczywiście jej pomogła. Nie obyło się jednak bez kazania, choć i tak nie było ono aż tak bolesne dla Meadowes jak opowieść o tym, co po pijaku wyrabiała, a czego nie pamiętała.

- Ja i Black? – wykrzywiła twarz. – Obrzydliwe, co?

Lily uśmiechnęła się tylko. W zasadzie dobrze się dogadywali i bawili się najlepiej na swój własny sposób. Choć czy powinni być razem? Evans nie chciała się nad tym zastanawiać, już od pewnego czasu miała wrażenie, iż powinna nie rozmyślać tak o przyszłości, ani o konsekwencjach. Nastał czas, aby żyć według zasady carpe diem. Wkrótce zostawiła Dorcas, aby ta mogła przespać cały dzień. Syriusz nie był w dużo lepszej formie. Mary i Remus zjedli razem śniadanie i wyszli na długi spacer. Nikt nie okazał gotowości do wysprzątania domu, dlatego Lily chwyciła za różdżkę i zaczęła pracę, a James szybko się dołączył, tak samo jak Marlena, za to Peter pomagał im jedynie duchem, bo ciałem siedział w kuchni opróżniając lodówkę.

Rudowłosa nawet nie myślała o szkole – w końcu w tym roku nie miał czekać ich żaden egzamin. Rzuciła okiem kilka razy na Proroka Codziennego, na którego okładce widniały bardzo przykre, a nawet mrożące krew w żyłach informacje o kolejnych atakach. Wiedziała, że chyba głowa by jej wybuchła, gdyby bezustannie zamęczała się martwieniem. Ślizgoni byli dla niej okropni, ale cóż... tak to bywa w szkole. Nie miała jak chronić swojej rodziny, mogła liczyć tylko na to, iż nic złego ich nie spotka. Gdy łapała się na odbieganiu myślami, szybko się opamiętywała, a żeby zająć się czymś innym postanowiła poczytać książkę, kiedy McKinnon oraz Potter pogrążyli się w rozmowie na temat quidditcha.

- Co się wczoraj stało? – nagle obok niej na kanapę runął Syriusz. Z włosów ciekła mu woda, a na sobie miał jedynie ręcznik związany w pasie, przez co było widać jego zarysowane mięśnie.

James poczerwieniał widząc, jak Łapa ułożył głowę na kolanie Evans. Ta z kolei westchnęła i opowiedziała mu to samo, co wcześniej Dorcas.

Hogwart w erze Huncwotów [JILY]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin