rozdział 20. stan nieważkości.

293 23 12
                                    

Syriusz

Nie jestem pewien, kiedy ostatnio miałem tak przyjemny sen. Przyjemny i spokojny, bo nie działo się w nim praktycznie nic.

Byłem tylko ja i wyjątkowo wygodna łódka na której dnie leżałem. Płynęła przez chmury, bujając się jak na spokojnym jeziorze. Chociaż właściwie nie potrafiłem określić czy płynie przez chmury, czy to tylko chmury odbijają się na wodzie. Wiem tyle, że nad sobą i pod sobą widziałem obłoki w odcieniach różu, błękitu i fioletu. Czułem się jakbym był uwięziony w jakimś wyjątkowo marzycielskim obrazie, ale podobało mi się to. Ten spokój, ta błogość.

Pomyślałem, że chciałbym, żeby Remus mógł to zobaczyć, pewnie by mu się spodobało. Na myśl o Remusie sceneria nieco się zmieniła. Niebo i woda wciąż miały pastelowe odcienie różu, błękitu i fioletu, jednak teraz w oddali majaczyło również drzewo, pod którego koroną błyszczały kolorowe światełka - tuż nad pomostem.

Niewątpliwie przywodziło to wspomnienia, jednak nie wiedziałem czy w ogóle chcę to wspominać. Starałem się szukać pozytywów, jednak ta chwila była początkiem tragedii, którą teraz jakimś cudem udawało się odratowywać.

Ostatecznie uznałem, że lepiej skupić się tylko na estetycznych względach tego miejsca i z powrotem położyłem się na dnie łódki. I dokładnie wtedy zza łódki coś wypłynęło i gwałtownie wskoczyło do środka.

Byłem pewien, że mój sen właśnie zmienia się w koszmar i na ten niespodziewany zwrot akcji, po prostu się wydarłem, prawie dostając zawału, dopóki nie zorientowałem się, że intruzem jest Remus.

– Bu! – krzyknął, robiąc groźną minę, co było raczej komiczne, niż straszne.

– Na Merlina... Już myślałem, że coś mnie zaraz zje głupku! – jednak w głębi odetchnąłem z ulgą, zdając sobie sprawę, że po prostu musiał się pojawić przez moje wspomnienia.

– A kto powiedział, że nie mam zamiaru cię zjeść? – zbliżył się gwałtownie w moją stronę, sugerując, że faktycznie ma mnie zamiar ugryźć. Wywróciłem oczami, na ten marny popis aktorski. Jak na faktycznego drapieżnika słabo mu szło udawanie go.

– Śmiało. Pożryj mnie wilku. Tylko pamiętaj jak wilk kończył w bajce.

– W tej bajce skończy inaczej. Bo dorwał kundla a nie czerwonego kapturka i babcię.

Położył się obok mnie na dnie łódki i przy układaniu się, postanowił ugryźć mnie w ramię. Miałem ochotę się roześmiać, jednak powstrzymałem to, bo chciałem jeszcze pociągnąć tą dyskusję.

– Kto ci powiedział, że nie jestem czerwonym kapturkiem?

– Nie jesteś kochanie. Chociażby dlatego, że nie masz czerwonego kapturka.

– Nie mam? – jak na zawołanie na mojej głowie pojawiła się czerwona bluza, która wyglądała identycznie jak jedna z bluz Remusa.

– To jest mój czerwony kapturek – oznajmił.

– Nie w tym świecie kochanie.

Chłopak przekręcił się, wsuwając się lekko na mnie, tak że jego broda była praktycznie na moim mostku.

– No dobrze. W sumie nawet w tym prawdziwym mogę ci ją oddać. Wyglądasz w niej dużo lepiej.

– Prawdzi... – zmarszczyłem brwi, zdając sobie sprawę, że coś tutaj nie gra. Sen nie powiedziałby czegoś takiego. A więc.. On nie był snem. – Czekaj, ty jesteś tu tak realnie?

Na jego ustach pojawił się naprawdę ładny uśmiech, który mógłbym uwiecznić na zdjęciu i przyglądać mu się godzinami.

– Niespodzianka.

sleepwalkers || wolfstar ✔️Where stories live. Discover now