🎀 trzydzieści sześć 🎀

30 3 2
                                    


Ludwik bardzo, ale to bardzo nie miał chęci, by wyruszyć gdzieś poza Wersal. Nigdy nie lubił nadmiernych aktywności, a szczególnie wyjazdów i sypiania w obcych miejscach. Był chyba jednak do tego zmuszony. Po aferze naszyjnikowej reputacja jego i jego żony była bardziej niż fatalna. Lud stał się o wiele odważniejszy przez nowe, oświeceniowe idee, które głosiły, że każdy człowiek jest tak samo istotny. Podważały to, że król był kimś wyjątkowym, istotą zesłaną przez Pana Boga i, że należał jej się bezwzględny szacunek, nawet jeśli nie panował nad sytuacją w kraju i jego poddani nie mieli co jeść. Ba, niektórzy ludzie przestali już wierzyć w Boga, co jeszcze wiek temu byłoby nie do pomyślenia; gdyby ktoś w epoce niezwykle religijnego baroku rzekł, że nie dawał wiary w Najwyższego, jego rodzina z pewnością wyrzekłaby się go. Zostałby skazany na śmierć i spalony na stosie za herezję.

Można było więc lękać się tego, do czego był zdolny, skoro władca był uważany przez nich za fatalnego i nie spełniał swoich obowiązków opieki nad nimi.

Jego doradcy uznali, że przez całe swe rządy za mało pokazywał się ludowi. Nie mieli sposobu, żeby go poznać, żeby poczuć do niego sympatię. Dlatego właśnie tak bardzo upierali się, że powinien odwiedzić swoich poddanych, pomachać do nich, spędzić z nimi odrobinę czasu i może wtedy przestaną go tak nienawidzić.

Chciał wziąć ze sobą także Toinette i dzieci, jednak odradzono mu to; mężczyzna, Francuz z krwi i kości oraz król we własnej osobie budził jednak większy respekt niż Austriaczka oraz królewska małżonka. A Antonina miała tak złą reputację, że sprawa mogłaby zakończyć się zamachem na jej życie. Poza tym, była już w ostatnich tygodniach ciąży i w każdej chwili mogła zacząć rodzić. Królewskie dziecko musiało narodzić się w Wersalu, by choć odrobinę zachować tradycję i po to, by ludzie nie zaczęli opowiadać plotek, że udawała brzemienność i wyjechała, by wrócić z dzieckiem jakiejś francuskiej chłopki. Poza tym, lepszą opiekę miała w Wersalu. Co, gdyby zaczęło się w powozie, w jakimś lesie, na kompletnym odludziu?

- Zapakowaliście jedzenie? - upewniał się, wszak nie chciał zgłodnieć w czasie podróży nad morze. To jedyna zaleta tego wyjazdu; wreszcie ujrzy morze! Póki co mógł tylko czytać o nim w najróżniejszych książkach, patrzeć na rysunki różnych podwodnych zwierząt, które były ukazane w podręcznikach. I wyobrażać sobie, że płynął po tak wielkiej powierzchni wody. Pamiętał, jak był dzieckiem i marzył, że zostanie takim odkrywcą jak Krzysztof Kolumb, odkrywca Ameryki - tak, jak on odkryje niesamowity, nieznany ląd, który okaże się być bardzo istotnym miejscem dla wielu ludzi...albo będzie piratem, jak to przytrafiało się bohaterom w powieściach przygodowych!

- Oczywiście, wszystko zapakowane, Wasza Królewska Mość.

***

Choć wydawało mu się, że bardzo nie chciał się tam udawać, okazało się, że poczuł się tam dość przyjemnie. Miał wyrzuty sumienia, wszak rzekłby, że nawet lepiej niż w Wersalu, w domu, tam, gdzie znajdowała się jego żona i reszta famili.

Nadmorski lud był dla niego o wiele sympatyczniejszy aniżeli lud w stolicy czy gdzieś nieopodal Wersalu. Kiedy jego powóz przejeżdżał, kazano mu wychylać się do poddanych, a oni, o dziwo nie wykrzykiwali żadnych nieprzyzwoitych rzeczy, a skakali, radowali się, odmachiwali mu z uśmiechem.

Rano, poszedł spożyć śniadanie w jakiejś skromnej, wiejskiej karczmie. Zamówił bardzo dużo jadła i chciał za nie zapłacić, lecz niewiasta, która go obsługiwała bardzo nie chciała przyjąć monet.

- Największą zapłatą dla mnie jest to, że obsłużę Jego Królewską Mość. - zapewniała.

Spojrzał na nią ze smutkiem. Domyślał się, że przez zaszczyt podania mu stosu smakołyków nie mogła się odpowiednio najeść i napoić. Była przerażająco szczupła, jeszcze szczuplejsza niż Toinette i Madame Royale razem wzięte.

🎀 Madame Drame 🎀 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now