🎀 czternaście 🎀

209 35 46
                                    


Antonina uwielbiała przepych. Falbany, kokardki, pastelowe kolory. Wielką biżuterię, ogromne kapelusze z dużą ilością ozdób. Im więcej, tym lepiej. Wreszcie mogła sobie na to pozwolić, odkąd to ona była najważniejszą damą w Wersalu i nie musiała podporządkować się Madame du Barry, która ceniła bardziej proste ubiory. Przedtem to ona wyznaczała wszystkim niewiastom w Wersalu modę.

– Pani, nie podoba ci się? – fryzjer zmartwił się, widząc jej minę. Siedziała przed lustrem i patrzyła, jak mężczyzna ją czesze. – Jest wysoko, tak, jak prosiłaś.

– A gdyby spiąć je jeszcze wyżej? Albo wpiąć więcej ozdób...czegoś mi tu brakuje, wie pan?

Mężczyzna rozszerzył gałki oczne. Jeszcze wyżej? Jeszcze więcej kokard we włosach? Czy to nie było lekką przesadą?

– Nie wiem czy nie będzie to za dużo jak na twoją delikatną urodę, Madame.

– Och, naprawdę? – zasmuciła się i spojrzała na fryzjera z miną proszącą o zaczarowanie świata i zmianę stanu rzeczy.

No cóż...klient nasz pan. A co dopiero Królowa Francji pomyślał sobie, rozpuścił gęste, miękkie, jasne fale i zaczął układać fryz Antoniny od nowa.

Królowa patrzyła z zachwytem w lustro, kiedy dojrzała efektu końcowego. On uważał, że zdecydowanie przesadziła, lecz taktownie to przemilczał.

***

Czy było coś bardziej fascynującego niż maskowe bale? Księżna de Lamballe zaczęła opowiadać Antoninie o Wenecji, z której wywodził się zwyczaj zasłaniania swej twarzy, jednak ona nie zamierzała słuchać. Niezbyt interesowały ją takie sprawy.

Choć obie darzyły się wielką przyjaźnią, z czasem zaczęły siebie nieco denerwować i nie rozumieć. Księżna, choć od czasu do czasu lubiła bale i tańce, ceniła także literaturę, sztukę, muzykę. Samotność, ciszę, spokój. Toinette mogłaby codziennie spędzać czas na zabawach. Nigdy jej to nie nużyło! Wciąż pragnęła podskakiwać do muzyki, spotykać z innymi ludźmi i śmiać się. Cały czas wyciągała swą przyjaciółkę a ta nie wiedziała, jak i czy mogła rzec królowej, jak bardzo jest tym zmęczona i znudzona.

– Moja twarz to mój jedyny atut, Wasza Królewska Mość. Nie zrobię wrażenia, gdy ją zasłonię. – zażartowała.

Mimo, że miała urocze, urodziwe oblicze o bladej barwie, nie pasowała do ówczesnych wymagań swym krągłym ciałem. Jej mąż, świętej pamięci, prawie nigdy nie brał jej do łoża, sądząc, iż była zbyt wysoka i nazbyt dorodna. Choć trudziła się z różnymi dietami i była szczupła, nic nie pomagało na jej duże, wydatne biodra.

– Przynajmniej dobrze się zabawisz! Przecież ja też nie będę szukała tam żadnego towarzysza. Mam męża, Ludwika...moja nadzorczyni dworu musi ze mną być. To twój obowiązek! – roześmiała się blondynka. – Chodź, księżno, powóz czeka! - niewiasta podskoczyła z ekscytacją.

Nic nie dawało tej dziewiętnastoletniej niewieście takiej radości jak imprezy. Kiedy zmierzała na bal maskowy do Paryża wiedziała, że nie dość, że mogła zapomnieć o swoich troskach (zwłaszcza, gdy wypiła nieco szampana i wina) to jeszcze dobrze się zabawiła. A kłopotów było coraz więcej. Pani matka coraz częściej pisała do niej z pytaniem, dlaczego jeszcze nie poczęła dziecka. Tłumaczyła, że powinna się o nie starać, nawet jeśli nie sprawiało jej to radości. Wypytywała, czy oby przypadkiem swoimi kaprysami nie zniechęcała Ludwika. A ostatnio zasugerowała nawet, że skoro on nie był jej chętny, to może powinna postarać się, by ktoś inny został ojcem następcy tronu, który wyszedłby z jej łona?

Nie rozumiała pani matki. Przecież zawsze mówiła jej o tym, jak ważnym jest bycie pobożnym i przestrzeganie przykazań. A teraz kazała jej zdradzić swojego małżonka? Przecież był taki dobry i kochał ją. Była pewna, że nigdy go nie zdradzi.

***

– Ona to ma zapał, nie sądzisz, Madame? – król Francji, kryjący swój majestat za maską zwrócił się do rudowłosej przyjaciółki swojej żony, która skakała po parkiecie jak szalona. Oni oboje podpierali ścianę, znużeni tą rozrywką.

– Miło jednak na chwilę ukryć swoją tożsamość. Nikt nie wie, kim jesteśmy, panie. Nikt nie rozpowiada, że Jej Królewska Mość tańczy, a Jego Królewska Mość i księżna de Lamballe nie ruszają swoich wielkich pośladków. – oboje roześmiali się. – Nikt nie patrzy na nas tak uporczywie i wścibsko...nie wyłapuje każdego naszego ruchu, każdego potknięcia i nie tworzy sensacji z tego, że komuś rozmazał się makijaż lub zrobił nieciekawą minę...

Ludwik od dzieciństwa był przygotowany do tego, że był jak przedmiot na sklepowej wystawie: cały czas ukazany publice. Cały czas na czyimś oku. Mimo tego było mu trudno znieść te ciekawskie, natarczywe spojrzenia ludzi z dworu i okropne rzeczy, jakie powiadano na jakie temat. Co dopiero z Toinette, przybyłą z miejsca o mniej chorobliwych obyczajach czy księżnej, która przybyła do nich z Włoch.

– Ja naprawdę zaraz tutaj zasnę... – jęknął król i nie dostrzegł, że jego małżonka znowu zbyt długo przypatrywała się jednemu z jegomości. I to temu samemu, co ostatnio!

Hrabia Axel von Fersen, amerykański żołnierz! Nadal zabawiał we Francji? Od razu go zauważyła! Nie mogła się powstrzymać od niepatrzenia w jego stronę i niepodziwiania jego piękna.

Antonina uwielbiała takich mężczyzn. Wysokich, bardzo wysokich i nadzwyczaj umięśnionych, wręcz potężnych. Nie mogła napatrzeć się na te ogromne ramiona i wielkie, silne ręce. A w dodatku te harmonijne, regularne rysy, delikatna uroda, czarujący uśmiech!

Axel zastanawiał się: kim była ta malutka blondynka z wyróżniającą się, wysoko postawioną fryzurą? Skąd znał jej figurę, ruchy i kształtne usta?

Wciąż zerkała na niego, jakby wyczekiwała, aż do niej podejdzie. Tak więc uczynił.

– Madame...wybacz, jeśli wyleciało mi z głowy, lecz musisz mi rzec...czy my skądś się znamy?

Czyżby była jedną z jego francuskich kochanek? Kiedy spędził z nią noc? Nie przypominał sobie żadnej z nich. A ją skądś znał. Na pewno!

– Nie sądzę, mój panie. – odparła. Nie wiedziała dlaczego, chciała się z nim podrażnić. Poza tym, przecież nie mogła zrobić z nim niczego więcej. Miała małżonka. Axel mógł być jedynie kimś, kogo podziwiało się od czasu do czasu z daleka. – Nasze przebrania wyraźnie wprowadzają w błąd...

– Niemożliwe...sądzę, że musimy się skądś znać!

– Słowo daję, nie znamy się! Musiał się pan pomylić! Może się panu śniłam? – charakterystyczny uśmiech zagościł na jej twarzy. Kim ona była!? – Niestety, czas na mnie...moi przyjaciele na mnie czekają. Muszę iść.

Odbiegła, uroczo i żwawo niczym mała dziewczynka. Laleczka. Mimo, że nie widział jej twarzy, już wiedział, że to wyjątkowa i piękna niewiasta. I nietuzinkowa. Kto przeciętny zdecydowałby się na takie uczesanie? 

🎀 Madame Drame 🎀 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now