Rozdział 17

110 8 6
                                    

Nabrała gwałtownie powietrze w płuca i usiadła na łóżku. Śniło jej się, że całowała się z Blaise'em. Nie, to nie był sen. Naprawdę się z nim całowała. Już wyobrażała sobie jak niezręcznie będziemy między nimi. Otworzyła ten moment całą noc. Co ona sobie myślała? Całowała przyjaciela! Tym właśnie byli. Przyjaciółki.

Wyciągała się w końcu z łóżka i poszła do łazienki. Cieszyła się, że jej współlokatorek nie ma, bo to były ostatnie osoby, które chciała oglądać. Spojrzała w lustro. Cienie pod oczami i lekko opuchnięte policzki z rana, nic się nie zmieniło. Tylko jej włosy były dłuższe niż kilka miesięcy temu. Teraz już prawie sięgały ramion i zaczęły denerwować Hestie.

Założyła na siebie sweter czarne rozszerzane spodnie na dole i wyszła. Wzięła torbę, zarzuciła je na ramię i wyszła z dormitorium. W Wielkiej Sali od razu dostrzegła Blaise'a i Theo. Ten pierwszy od razu obrócił od niej wzrok, za to Theo zaczął machac w jej stronę.

- Theo, przestań - powiedział Blaise przez zęby.

- Jesteś bardziej gburowaty niż zazwyczaj. Pokłóciliście się? - zapytał, mówił lekko przez nos.

- Nie. Wszystko jest dobrze - powiedział Blaise - I odsuń się trochę. Nie chcę się zarazić.

Dziewczyna usiadła obok niego, ale Blaise cały się śpiął. Nie chciał, żeby tak to wyglądało. Nie myślał za wiele, kiedy ją całował. Wypił całą zawartość kubka z kawą i wstał od stołu.

- Nie jestem głodny. Pójdę się przejść - powiedział i prędko ruszył w stronę wyjścia. Theo spojrzał zdziwiony na Hestie.

- Co mu się stało? Wiesz coś? Pokłóciliście się?

- Nic się nie stało! Nie wtrącaj się, Theo - powiedziała ostro i również wstała od stołu - Widzimy się potem.

***

Uczniowie wyjechali do domu na święta, a zamek opustoszał. Blaise siedział na fotelu przy kominku, czytając poezje. Theo leżał rozwalony na kanapie. Co chwilę ciągnął nosem i kaszlał, co wytrącały Blaise'a z rownowagii.

- Może pójdziemy po Hestie? Na pewno siedzi gdzieś samą - zaproponował Theo. Podniósł głowę znad książki i zastanowił się chwilę. Kiwnął głową, a Theo wręcz w podskokach pobiegł do wyjścia.

Westchnął ciężko. Nie chciał, żeby znowu było niezręcznie. Nie mieli okazji o tym porozmawiać. Robił to tylko ze strachu. Nie chciał patrzeć jak od niego odchodzi. Może i chciał czegoś więcej, ale nie wiedział czy jest w stanie się zaangażować. Ona nie chciała czegoś na chwilę, a on nie chciał jej zranić.

Weszli do pokoju wspólnego. Blaise uśmiechnął się do Hestii. Usiedli na kanapie, Blaise schował wzrok w książce. Przez połowę dnia głównie Theo I Hestia rozmawiali. Blaise się wyłączył i schował w książce.

- Jestem zmęczony. Pójdę się położyć - powiedział w końcu Theo. Blaise był pewny, że zrobił to specjalnie - Dobranoc!

Wyszedł, a między nimi zapadła cisza. Blaise przełknęła ślinę starając się skupić na czymś innym. Ona siedziała i gapiła się na niego.

- Nie chce żeby to tak wyglądało - powiedziała w końcu - Nie wiem jak ty, ale ja tego chciałam.

- Ja też, Hestia, ale...

- Wiem, że nie chcesz zaczynać związku, Blaise. Wiem, że nie jesteś gotowy. Najlepiej będzie jak po prostu zapomnimy co się stało.

- Nie chce zapominać - powiedział po chwili ciszy - Ale nie mogę dać ci tego czego chcesz. Zranię cię. Ja się nie nadaje na zawiązek. Nie jestem materiałem na chłopaka.

- Nie wymagam od ciebie niczego. Wiem, że się boisz - powiedziała spokojnie - Możesz sobie wszystko przemyśleć.

Blaise wszedł do dormitorium i położył się w łóżku. Zacisnął powieki. Czuł się okropnie. Odwrócił się na bok z nadzieją, że uda mu się zasnąć. Miał wrażenie, że z minuty na minutę jest coraz gorzej i zaczął myśleć, że zaraził się od Theo. Wstał z łóżka i obmył twarz zimną wodą.

W nocy śniła mu się Hestia. Był z nią i nie ranił jej. Był szczęśliwy. Obudził się późno. Theo już otwierał prezenty. Nie miał ich za dużo, ale był zadowolony.

- Zobacz prezent od Hestii! Jest świetny! Krzyknął do niego.

Wziął pierwszy prezent zapakowany w świąteczny papier, był od niej. Odpakował go i jego oczom ukazał się czerwony sweter z refinerem. Theo dostał zielony z lampkami świątecznymi. Widząc prezent od mamy, niechętnie po niego sięgnął. Już wolał, żeby nic mu nie dawała. Odpakował go i zobaczył tomik poezji. Nie wiedział skąd jego mama wie, że lubi czytać poezje. Odłożył książkę na półkę i wstał.

- Zaraz wrócę - powiedział Blaise i wręcz wybiegł z dormitorium.

Pobiegł do pokoju wspólnego krukonow. Miał szczęście, że Hestka akurat wychodziła z dormitorium. Podszedł do niej i złączył ich usta w pocałunku.

- Blaise - powiedziała odsuwając się po chwili.

- Jestem gotowy - powiedział, a ona znowu złączyła ich usta w pocałunku.

Zapach Pomarańczy | Blaise ZabiniWhere stories live. Discover now