I'm not gonna make it alone

111 16 7
                                    

I drank to drown my sorrows but the damned things learned how to swim./Piłem, żeby topić smutki, ale skurwiele nauczyły się pływać.

Cause you are that someone that gets me like no one else right when I need it the most and I'll be the one you rely on, your shoulder to cry on, a friend through the highs and the lows./To ty jesteś tym, który rozumie mnie jak nikt inny, właśnie wtedy, kiedy potrzebuję tego najbardziej, więc i ja będę tym, na którym możesz polegać, ramieniem, na którym możesz się wypłakać, przyjacielem na dobre i złe.

Alan Walker&Ava Max, „Alone, pt. II"

Zaproszenie od Sama zdawało się mieć oczy. Patrzyło na Deana z każdego miejsca, w które je odkładał i męczyło dupę – trzeciego dnia po wpadce z Casem pękł wreszcie i pochwyciwszy za kartkę papieru, do której zabierał się od tygodnia wydziergał na niej dwa krótkie zdania.

Przyjadę z narzeczonym. Ma na imię Castiel.

Nie wiedział, po co to zrobił, chyba próbował zrobić bratu na złość. Sam zapewne się zdziwi, ale cóż, zaklepie dla swojego brata i jego narzeczonego dwa miejsca, a oni się nie zjawią. Pieniądze przepadną, i bardzo dobrze. Dean nie życzył Samowi źle, ale od tej jednej małej zemsty nie potrafił się powstrzymać. Cas trafił w sedno, nie do końca rozumiał, wciąż, na czym polegał jego błąd. Nie rozumiał, dlaczego inni wokół krytykowali go za obrany przez niego sposób na radzenie sobie z brakiem hajsu, przecież nie robił tego, by opływać w luksus i rozpieprzać forsę na głupoty. Kiedyś puszczał się, bo kiedy ojca nie było nie mieli za co kupić sobie z Samem batonika, próbował szczęścia w pokerze, co tylko pogorszyło jego finansową sytuację. Spłacał aktualnie zaciągnięte wtedy pożyczki. Tak, zarabiał na striptizie. I spał na materacu! Bo niemal wszystkie zarobione pieniądze oddawał, a za resztę żył. Nędznie, ale żył. Napiwek, który dał Castielowi, miał uczynić coś dobrego. Zmienić ten jeden, a potem drugi, studolarowy banknot zarobiony w paskudny sposób w prezent, który ostatecznie przyniesie dobro. Z pierwszym się udało. Z kolejnym nie bardzo.

Och, wiele było przed nim, wiele musiało jeszcze do niego dotrzeć, by w końcu stało się dla niego jasnym, że złe rzeczy, nawet robione z jak najlepszych pobudek, w jak najlepszej intencji, tak czy inaczej pozostawały złe. Pozwalał, by Crowley czerpał z niego korzyści, by każdy facet, który go obracał, czerpał z niego korzyści. Wmówił sobie, że tak trzeba, że to jedyne wyjście i ostatecznie zaczął w to wierzyć. Zaczął wierzyć, że nie ma innych sposobów, by wygrzebać się z bagna – zamiast piąć się w górę nieustannie zapadał się w nim jeszcze głębiej. Brnął dalej w bagno przekonany, że to jedyna droga, że nie ma innej.

Rozstanie się z Casem (nazwijmy to rozstaniem, choć znali się w momencie tamtej kłótni trzy dni) można by przyrównać do wyciągnięcia ku tonącemu w mokradle nogi, by koniec końców go nią kopnąć, on to tak widział. Iskierka nadziei rozbłysła w jego umęczonej duszy i zgasła, co odbiło się mocno na jego i tak już zszarganej psychice. W poniedziałek odtańczył swój układ, jakby był nieobecny, we wtorek wyszedł na scenę i po kilku sekundach klęknął na jedno kolano, nie będąc w stanie zatańczyć już nawet tak, nieobecnie. Crowley zwołał go z podestu, trzepnął w łeb i kazał mu pójść do domu, żeby się ogarnąć.

– Widzę cię tu w czwartek – splunął mu pod nogi. – Jak mi znowu przyjdziesz taki przyjebany spieprzaj szukać sobie nowej roboty. Potrzebuję atrakcyjnego striptizera, nie jakieś rozmemłanej beksy. Weź sobie od Benny'ego działkę i wciągnij coś. Na litość boską.

Odtrącenie przez Casa bolało. Bolało fizycznie, przyprawiało o ból klatki i brzucha, ilekroć sobie o nim przypominał. Schlał się, z wtorku na środę, środowy wieczór okazał się deszczowy, na zewnątrz lało, krople odbijały się od szyby w oknie pokoju, gdzie siedział na materacu oparty plecami o ścianę. Pociągnął łyka jakiejś taniej whisky prosto z butelki, Jacka Danielsa lubił najbardziej – ale w tamtej chwili było mu obojętne, co pije. Odłożył butelkę, wciągnął na kolana gitarę. Chwyty Metallici były proste, charakterystyczne, zagrałby to z palcem w nosie, wybudzony w środku nocy. Jego głos, ochrypły od dłuższego nie odzywania się do nikogo i od picia przede wszystkim nie pasował do fenomenalnej ballady, jednak, komu robiło to różnicę? Nikt nie słuchał.

Nothing Else Matters (DESTIEL AU)Where stories live. Discover now