A dancer for money

87 16 9
                                    

Cas nie sypiał dobrze.

Spał w dzień, zawsze w dzień, odsypiając nocne zmiany, przy zaciągniętych zasłonach, bo inaczej się nie dało i budził się, och, budził się, często co godzinę, dwie, i w panice sprawdzał zegarek pewien, że jest już spóźniony, mimo iż dziesięć razy upewniał się przed przyłożeniem głowy do poduszki, że nastawił alarm. Przez ten irracjonalny lęk koniec końców wstawał do pracy równie zmęczony, co kiedy z niej wracał, nieustannie wszystko go bolało, nogi, ręce, kręgosłup. Był młody i zupełnie przekonany, że dokładnie tak młodo umrze, wykończony tym wszystkim. Pracował wiele dni pod rząd nie biorąc żadnego wolnego, nie odpoczywał. W sobotę szóstego października zerwał się nagle i sięgnął po zegarek, ale było zaledwie dwadzieścia po ósmej. Rano.

Padł na poduszkę.

Dean, jego wybawca, kimkolwiek był – miał rację. Nikt nie powinien był pozwalać sobie być tak traktowanym, jak traktowanym był on, ale czynsz za wynajmowane przez niego mieszkanie był niebotyczny (jak na jego możliwości) i to mimo iż wcale nie mieszkał w luksusach. Wręcz przeciwnie. Pomieszczenia, którymi dysponował, były gołe i raczej mało przyjemne. Meble stare, podłogi wypchane od wilgoci, ściany poznaczone zaciekami. Przez nieszczelne okna ciągnęło zimno. Posiadał jednakże działający telewizor, telefon, kuchenkę, czajnik, miał też prysznic z zazwyczaj ciepłą wodą. Gotował sobie jedzenie i zabierał je ze sobą do baru, w plastikowych pojemnikach, opłacał rachunki i wywóz śmieci, nie mógł żyć przecież bez papieru toaletowego, pasty do zębów czy mydła. Najbardziej przyziemne rzeczy, konieczne do samego egzystowania pochłaniały większość pieniędzy, jakie zarabiał u Hendersona. Nie chodził do restauracji, do kawiarni, do kina. Starał się nie chodzić do lekarza, lecz czasami musiał. Ubrania kupował sobie, kiedy naprawdę nie było już innego wyjścia.

Coś przypomniało mu się, gdy o tym pomyślał. Zeszłego wieczoru dostał napiwek, i to niemały, zapewne powinien był zostawić sobie tę kasę i odłożyć ją na czarną godzinę; ale stanowiła bonus, bez którego miał związać koniec z końcem tak czy inaczej, a za który życia od nowa by sobie nie ułożył. Miał tę stówę tylko dlatego, że Dean postanowił mu ją dać, nie zarobił jej. Ubrania. Potrzebował nowych dżinsów jak potrzebował powietrza, stare wołały o pomstę do nieba.

Westchnąwszy i wybrawszy smutno pomiędzy przewracaniem się w łóżku i niespokojnym snem a możliwością sprawienia sobie odrobiny frajdy spuścił nagie stopy na podłogę.

Pusta kartka papieru. Dean wpatrywał się w nią, w zamyśleniu obracając w palcach niebieski długopis. Odpisać, na zaproszenie? Na pieprzone zaproszenie wypisane złotymi ozdobnymi literami? Teoretycznie mógłby je zignorować, olać, wyrzucić do kosza i po sprawie. Z jakiegoś powodu nie chciał tego jednak robić. Jeśli odpisać, to co? Nie wyobrażał sobie swojego pojawienia się na tym ślubie, wynikłaby z tego tylko bieda. Niestety jego brat uczynił najgorszą rzecz z możliwych, a mianowicie zrzucił ciężar odpowiedzialności na niego – to od niego zależało teraz, jak ich relacja potoczy się dalej i Sam z pewnością miał tego świadomość. Postawił go przed wyborem. No przecież „wyciągnął rękę, na zgodę", prawda? Gdyby Dean odmówił, mógłby śmiało powiedzieć, że to jego wina, że nie doszło do pojednania. On zaproszenie wysłał. Tyle w temacie.

Długopis brzdęknął, w kontakcie ze stołem. Blondyn upuścił go doszedłszy do wniosku, że coś odpisze, ale nie tego dnia, kiedy indziej. Wesele i tak odbyć miało się na wiosnę, miał dużo czasu; nie czuł się w nastroju i brakowało mu słów, by zrobić to od razu. Wstał od stołu, jego krzesło szurnęło na wysłużonym linoleum.

Niewątpliwie najcenniejszą rzecz, jaką posiadał, stanowiła gitara – ładna, klasyczna. Bardzo zadbana. Niewiele miał do roboty, przesiadując czasami w mieszkaniu, poza brzdękaniem na niej; los obdarzył go naturalnym talentem, miał słuch, miał wyczucie rytmu. To ostatnie udzielało mu się również w tańcu. Na swojej drodze spotykał ludzi, którzy pokazywali mu chwyt czy dwa i tak nauczył się grać, choć nigdy nie pobierał lekcji. Zdarzało mu się grywać na dworcach kolejowych, na ulicach, ktoś zawsze wrzucał do futerału dolara czy dwa. W jakiejś innej rzeczywistości... może mógłby zarabiać na tym dość, by utrzymywać się tylko z tego.

Nothing Else Matters (DESTIEL AU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz