Rozdział 12.

5 1 0
                                    

Rozdział 12. Marta.
Matka oznajmiła mi, że musi jechać do Opola pozałatwiać jakieś ważne sprawy, które jeszcze pozostawiła otwarte. Po swoim starym, trudnym życiu.
Nie chciała mnie zostawić i ja nie chciałam zostać sama, ale zabierać mnie też nie bardzo chciała. Ale chyba nie miała wyboru. Komu miała podrzucić trzydziestodwuletnią kobietę, którą trzeba się opiekować? Musiałam pojechać z nią i cieszyłam się na tę wycieczkę. W końcu jakieś oderwanie od szarej rzeczywistości. Nigdy nie byłam w tej części Polski. Najdalej byłam nad morzem i w Warszawie.
W sumie liczyłam na to, że matka mnie przynajmniej oprowadzi po Opolu, po znanych jej doskonale miejscach, być może bliskich. Opowie mi jakąś większą historię swojego życia... może pokaże groby dziadków... ale nic z tego. Wynajęła nam hotelik na dwa dni, po czym zostawiła mnie i pojechała załatwiać sprawy. Wzięłam więc telefon i z nawigacją wyszłam sama w miasto, którego nie znałam. Poczułam się... bezpiecznie. Po raz pierwszy od długiego czasu, oddychałam pełną piersią. Zaczęło do mnie docierać, że tylko to mnie może uratować: wyprowadzka na drugi koniec świata, Polski, albo na inną planetę.
Kiedy matka wszystko pozałatwiała, zaproponowałam jej, abyśmy przynajmniej wybrały się na jakieś zakupy do galerii. Trochę marudziła, ale w końcu ustąpiła.
I stało się coś, czego się nie spodziewałam.
Spoglądając w oczy mężczyźnie, którego matka szybko spławiła, po raz pierwszy poczułam coś... nie umiem tego nazwać. Aż wszystkie komórki we mnie zadrżały. A sposób, w jaki on na mnie patrzył... jakbym co najmniej była z innej planety. Wielkie, błękitne, zaskoczone oczy, zostały ze mną na kolejne dni.
Oczywiście pytałam matkę, kto to był, ale odpowiedziała na prędce, że ktoś, komu wcześniej wynajmowała mieszkanie. Akurat, myślałam. Kłamała jak z nut, a to tym bardziej potęgowało pragnienie, aby czegoś się o nim dowiedzieć.
Po powrocie do Suwałk, kiedy tylko moja matka poszła do pracy, wzięłam się za myszkowanie. Przez osiem długich godzin, przejrzałam nasze mieszkanie od a do z. Każdy jeden skrawek i papierek. I nic nie znalazłam.
Kolejnego dnia zrobiłam to samo w piwnicy. Ani śladu. Żadnych wiadomości, kim mógłby być. Nie mogłam też nikogo zapytać, nie znałam ani jednej osoby z poprzedniego życia matki... kompletna pustka.
Szukałam go w jej znajomych na portalach społecznościach, u wszystkich ludzi, którzy byli z Opola lub okolic, albo kogoś podobnego do niego, ale nic mi z tego nie przyszło.
Pytałam ją jeszcze raz, kim był ten facet, ale rzuciła mi na pożarcie to samo kłamstwo. Ale teraz miałam chociaż cel. Dowiedzieć się, kto to.
No tylko jak? Miałam pojechać do Opola i wystawać pod tą galerią dzień i noc, w nadziei, że go znowu zobaczę i dowiem się, kim jest? Nie wiedziałam nawet jakim autem przyjechał. Nic nie wiedziałam.
Aż zdarzył się cud, o którym nawet nie śniłam.
Inaczej tego nie można nazwać, a takie rzeczy nie przytrafiają się normalnym ludziom. Takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach.
W drzwiach naszego mieszkania pojawił się po kilku dniach tajemniczy mężczyzna z parkingu.
Byłam w szoku, a jednocześnie byłam tak ciekawa, że aż drżałam na myśl, że mnie tu znalazł.
Życie jednak nauczyło mnie, że nie powinnam ufać tak od razu nikomu, a tym bardziej facetom. Kto wie, kim naprawdę jest. Może matka też się przed kimś ukrywa, dlatego tutaj wyjechała.
Ale przed nim? Przed takim łagodnym i spokojnym spojrzeniem? To niemożliwe.
Nie wpuściłam go do środka, bo wtedy nie miałabym szans się bronić, cokolwiek by się nie stało. Ale...
Jak wyjął zdjęcie i wcisnął mi w dłoń, wszystkie moje szare komórki zamarły. To niemożliwe.
Kobieta ze zdjęcia była moją kopią. No prawie. Miała jaśniejsze i dłuższe włosy, a oczy bursztynowe, żółte niemalże. Pierwszy raz widziałam takie oczy.
Mężczyzna przedstawił się i chciał wejść, ale natychmiast zamknęłam się w sobie, bojąc się. Chociaż z drugiej strony... przyjechał tutaj, na drugi koniec świata, tylko po to, aby się dowiedzieć czy istnieję. Musiał bardzo cierpieć z powodu śmierci żony. Może jestem jej sobowtórem... podobno każdy jakiegoś ma.
Zostawił mi na siebie namiary, które schowałam na dnie mojego kalendarza i zaczęłam myśleć.
On zna moją matkę. To nie może być przypadek, takie przypadki nie istnieją.
Zrobiłam to, o co mnie prosił i nie wspomniałam o jego wizycie matce, mając wrażenie, że miał rację i jeśli by się o nim dowiedziała, zrobiłaby wszystko, abym go nie poznała.
Co się za tym kryje, myślałam sobie? Powinnam tam pojechać i się dowiedzieć? A jeśli to znowu jakaś pomyłka? Jeśli coś jeszcze się tutaj kroi? Nie, ja kolejnego ciosu od życia nie zniosę.
Ale nie mogłam przestać o tym myśleć.
Znalazłam Radka na stronie internetowej... był notariuszem. Nieźle.
Najbardziej utkwiło mi jednak w głowie jego spojrzenie. Pełne bólu, ale i jakiejś... nadziei, czegoś..., czego mam wrażenie nie było tam wiele lat.
No cóż... żona mu zmarła. Nie wiedziałam jak było, ale domyślałam, się, że taki facet... kochał ją nad życie. Możliwe, że ona jego też.
Co bym dała, żeby ktoś mnie kiedyś tak pokochał, bez żadnych gierek i zahamowań. I sama chciałabym pałać do kogoś takim uczuciem.
Nie zastanawiałam się dłużej. Sprawdziłam pociągi... jak mogłabym najszybciej do Opola dojechać, sprawdziłam też dokładnie, gdzie mieszka Radek i postanowiłam pojechać. Inaczej niewiedza mnie rozerwie.
Podebrałam matce pieniądze, które miała schowane w szafce, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i tak gotowa czekałam, nie śpiąc całą noc.
Przed siódmą miałam pociąg do Warszawy. Cichutko przed szóstą wyszłam z domu... wiedziałam, że matka mnie nie będzie budziła rano. Nigdy tego nie robiła, a ja zawsze wstawałam po jej wyjściu do pracy.
Po prawie pięciu godzinach dotarłam na miejsce. Nie chciałam czekać na bezpośredni pociąg do Opola, po pół godziny wsiadłam do Intercity i pojechałam do Częstochowy. Ale sobie zrobiłam wycieczkę, nie ma co. Tylko co dalej? Co ja tam będę robić? Czego się dowiem? Te pytania krążyły w mojej głowie szybciej, niż szybujące odrzutowce.
Po piętnastej znalazłam się w Częstochowie. Poszłam coś zjeść do pobliskiego baru, bo cały dzień byłam o skromnej kanapce, a potem czekałam na docelowy pociąg. Do Opola.
Nie wiedziałam dlaczego, ale... jakieś przeczucie mi mówiło, że to będzie lub powinno być moje miejsce na ziemi. A może to już moja głowa... była zbyt chora i samotna. Może... miałam nadzieje, że coś się zmieni w moim życiu, a tymczasem może się okazać, że spotka mnie coś gorszego. Ale trudno. Już byłam tak daleko, że nie było odwrotu.
Pociąg przyjechał opóźniony o czterdzieści minut i wsiadłam do niego  dopiero po piątej. Cały dzień w podróży, byłam tak brudna i zmęczona, że już niczego nie chciałam, poza łóżkiem.
Wysiadłam w Opolu... złapałam oddech znowu spokojniej. Jakbym to właśnie tutaj czuła spokój. A może to ułuda... może czułam się tutaj bezpiecznie, bo Wojtek mnie tu nie odnajdzie... nie wiedziałam. A mój względny spokój został nagle zburzony przez mężczyznę o imieniu Radek.
Miałam jeszcze trochę kasy, więc niewiele myśląc, nie szukając autobusu ani niczego innego wsiadłam do taksówki na pobliskim postoju, podałam adres i ruszyliśmy.
Taksówkarz był bardzo sympatyczny... zagadywał mnie, dopytywał się, co tu robię, bo stwierdził, że od razu widać, iż nie jestem stąd, ale... nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Bo co właściwie tu robiłam? Gdyby usłyszał tę szaloną historie, z pewnością uznałby mnie za wariatkę.
Dotarliśmy pod wskazany adres chwilę przed siódmą, a moim oczom ukazał się wielki, biały dom z metalowym ogrodzeniem i wysoką bramą. Na podjeździe stał duży, czarny SUV, a obok niego dwa dziewczęce rowery. Garaż był otwarty, jakby miały być tam wprowadzone. Aha, pomyślałam sobie. To pewnie jego córek, o których wspomniał, kiedy rozmawialiśmy.
Niewiele myśląc, zanim zdążyłabym zawrócić i spędzić noc na dworcu, czekając na powrotny pociąg, zapłaciłam za kurs i wysiadłam. Trudno. Już byłam za daleko.
Furtka na posesję była otwarta, więc nawet nie dzwoniłam dzwonkiem. Weszłam po trzech schodkach wyłożonych kostką i... nacisnęłam przycisk, a w środku rozległ się dźwięk śmiesznej, dziecięcej melodii.
A kiedy drzwi zostały otwarte... wmurowało mnie. Radek... był... jak cholera prawdziwy. Taki przystojny, w tej koszuli i biznesowych spodniach... włosy ułożone idealnie... przyprószone lekką siwizną na skroniach, trzydniowy zarost. Nasze oczy się spotkały i zauważyłam wyraźnie, że jego się... uśmiechają. I miałam wrażenie, że jest to prawdziwy uśmiech człowieka, który przez ostatnie lata nie zaznał wiele radości. W tej kwestii byliśmy do siebie podobni.
Zaprosił mnie do środka i nagle jakby... wszystko, co zaplanowałam uleciało.
Matko boska, pomyślałam sobie. Co ja tu robię? Na drugim końcu Polski, u obcego mężczyzny w domu, gdzie stać się może wszystko, a to być może jest taki sam, lub gorszy psychopata niż Wojtek? Jak się po czymś takim pozbieram, kłębiło się w mojej głowie.
Ale mój wewnętrzny głos mi mówił... że tak nie jest. Że Radek jest... usposobieniem spokoju i męskości, o jakim marzy każda kobieta. A na pewno taka jak ja..., która tego nigdy nie miała i bardzo łatwo może się zatracić, potrzebując bliskości.
Weszłam korytarzem do ogromnego salonu, połączonego z otwartą kuchnią i jadalnią. Było posprzątane, w rogu stał wielki telewizor, a nieopodal kominek, na którym znajdowały się zdjęcia. Zawsze marzyłam o domu z kominkiem, bo wydawało mi się to takie ciepłe i romantyczne... póki jeszcze moje marzenia tak daleko sięgały, bo teraz marzyłam jedynie o odrobinie spokoju i prawdy.
Radek opowiedział, że... myśli, iż Magda była moją siostrą. I z pewnością mogła nią być, zwłaszcza, że byłam adoptowana. Ale... kurwa, nie mieści mi się w głowie, że matka mogłaby coś takiego ukryć przed nami wszystkimi i odebrać nam szansę na poznanie się. Jak to się okaże prawdą...  nie wiem, co zrobię, ale nie będę jej chciała więcej widzieć.
Obejrzałam zdjęcia z przejęciem pytając, jak zmarła Magda. Miała raka. Boże, jak oni to musieli przeżyć, pomyślałam sobie. Został sam, z dwiema córkami... nie chciałam sobie nawet wyobrażać, jaki to ból dla takich małych dzieci.
Jego córki to prześliczne anioły. Starsza jest podobna do Radka, ale młodsza... to żywa kopia nas obu.
Wypytałam Radka o brata. Michał. To nie może być zbieg okoliczności. Michał, Magda, Marta – ja.
W końcu doszliśmy do tego, że prawdopodobnie byłyśmy bliźniaczkami. Byłam w jeszcze większym szoku, niż Radek. Jeśli matka nam to zrobiła, pomyślałam sobie po raz kolejny...
Słowa Radka sprawiły, że serce mi urosło. Wyraził się dokładnie tak: „jechałem do ciebie”. Mój Boże, muszę uważać na to swoje potrzebujące serce. Jestem tu ze względu na wygląd, powtarzałam sobie. Radek był miły i dorosły, a ty nie masz prawa sobie wyobrażać czegokolwiek. Nie zasłużył na kogoś tak zamkniętego w sobie i smutnego, jak ty.
Chwyciłam go za dłoń, zupełnie nieświadomie, w podziękowaniu, aby poczuć przez kilka sekund to opiekuńcze ciepło, ale zamiast tego przebiegł mnie prąd czegoś zajebiście lepszego, niż zwykłej przyjaźni. Popatrzyliśmy sobie w oczy... rzadko wykonywałam tak osobiste gesty wobec kogokolwiek, a już na pewno nie tak... nieznajomego.
Ale to nieprawda. Nie czułam się przy nim, jakby był nieznajomym, a raczej odwrotnie. Kiedy prosił, abym coś o sobie opowiedziała, niemal natychmiast język mi się chciał rozwiązać... chciałam usiąść i przegadać z tym człowiekiem pół nocy, bo wiedziałam, że mnie wysłucha. A to działo się we mnie po raz pierwszy. Po raz pierwszy spotkałam kogoś, kto chciał mnie słuchać. We wszystkim, co mówił i robił, czułam dojrzałość, jakiej w życiu jeszcze nie spotkałam. Nie sądziłam, że na świecie istnieje choćby jeden taki mężczyzna. Natychmiast mnie zauroczył swoją osobą... choć gdzieś w głębi mnie siedziało przeświadczenie, że robił to, bo... kochał swoją żonę i za nią tęsknił, a ja jestem jej żywą kopią.
Kanapki, które postawił przede mną Radek, były... no przesłodkie. Jego córki były takie kochane... I musiały go kochać. A on je... to aż widać. Był dumnym, wspaniałym tatą, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. Zawsze marzyłam o rodzinie, jak jeszcze moje marzenia sięgały tak daleko. Chciałam mieć dzieci, dom, wspaniałego męża, jakim był Radek dla Magdy. A trafiałam... po prostu źle.
Czekaliśmy na mojego brata z niecierpliwością. Byłam tym zdenerwowana... jak on to przyjmie? Może wyśmieje Radka, a mi każe spadać? Może pomyśli, że pojawiłam się po jakiś majątek, czy coś?
Myliłam się jednak, a kiedy padliśmy sobie w ramiona płacząc, miałam wrażenie, że to najszczęśliwszy dzień mojego życia. Objął mnie ciepłym, braterskim uściskiem, którego przez wiele lat potrzebowałam. A tymczasem... oni mieli rodzinę. Ja nie, a raczej nie do końca.
Gdy tylko dowiedziałam się, co to była za rodzina... aż mną wstrząsnęło i łzy same popłynęły. Mój Boże, a ja narzekałam na to, co mnie spotkało. Jak oni musieli się czuć? Michał zabił naszego ojca, ratując ich życie... I wciąż musiał się z tym mierzyć. Nie byłam w stanie powstrzymać łez. Byłam tą prawdą zdruzgotana. Jak on mógł to zrobić swoim dzieciom? A matka? Jak? Zostawiła ich w takim momencie, aby wrócić do mnie? Nie chciałam jej nienawidzić, ale do tego to wszystko zmierzało.
Opowiedziałam im... moją skromną i brudną historię, po raz pierwszy czując się... na właściwym miejscu. Tutaj, wśród ludzi, którzy po pięciu minutach znajomości okazali mi więcej zrozumienia i współczucia, niż miałam kiedykolwiek w życiu. Słuchali mnie, pytali, widzieli, że sobie z tym nie radzę i więcej nie chcieli wiedzieć czekając, aż sama się otworzę. Nie macie pojęcia, jak się czułam. Jakby właśnie nastąpiło Boże Narodzenie, a ja otworzyłam prezent, o którym marzyłam.
Widziałam, że są ze sobą blisko, chociaż nie łączyły ich więzy krwi. To przyjaźni na śmierć i życie. Musieli wiele razem przejść... no cóż, Magda była ukochaną osobą dla nich obu. Pewnie to ich połączyło na wieczność.
Miałam nadzieję, że... i mnie z nimi połączy, że wezmą mnie pod ten ochronny parasol. Niczego bardziej nie pragnęłam.
Kiedy mężczyźni zastanawiali się, jak dobrze zorganizować to, aby mnie przedstawić, po raz pierwszy, ktoś mnie zapytał, czego chcę. Aż... serce mi opadło do żołądka i dopiero po kilku chwilach wróciło na miejsce. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. A jeszcze bardziej nie mogłam, kiedy oznajmili mi, że tutaj mam dom i nie powinnam się nigdzie wybierać. Chciałam wierzyć, że to jest prawdziwe.
Radek oprowadził mnie po piętrze w swoim wielkim domu... pokoje dziewczyn były prześliczne i takie... domowe. Sama zawsze marzyłam o takim pokoiku. Widziałam, że każda rządzi po swojemu, a Radek kupuje im to, czego potrzebują i o czym marzą.
Kiedy dostrzegłam łazienkę, dotarło do mnie, jaka byłam zmęczona tym dniem, ale jednocześnie jakaś podekscytowana. Nie wiedziałam, jak zasnę.
Mój pokój był... zwyczajny. Wielkie łóżko, szafa, komoda i okno z balkonem. Nic nadzwyczajnego, ale było czysto i... o niczym tak nie marzyłam, jak po prostu na nie paść.
Wcześniej jednak... przyznałam Radkowi, że nie mam wielu rzeczy. A to, co powiedział sprawiło, że chciałam się zapaść pod ziemię.. nie chciałam, aby tak o mnie myślał, że jestem jakąś naciągaczką, która wykorzystuję sytuację. Ale w końcu utwierdził mnie w przekonaniu, że tak nie sądzi, a ja tego potrzebuję.
Oddam mu wszystko, choćby to miało trwać sto lat, pomyślałam sobie.
Jak Michał... kiedy mój brat powiedział, że mogłabym zamieszkać u niego... po raz chyba pierwszy od lat wyraziłam jasno swoje zdanie: wolę zostać z Radkiem, bo czuję się przy nim bezpiecznie, choć miałam świadomość, że i przy Michale czułabym się bezpiecznie, ale... to inny rodzaj bezpieczeństwa. Jeszcze sama nie wiedziałam jaki.
Radek zaproponował mi jeszcze rozmowę... I chętnie bym z nim została, ale nie chciałam mu się narzucać. Też pewnie był tym wszystkim zmęczony.
Moja pełna głowa, nie dała mi spać.
Myślałam, czy to nie sen. Nawet do telefonu nie zajrzałam, bałam się go włączyć i zobaczyć, ile razy matka już do mnie dzwoniła. Pewnie myślała, że ten mnie dopadł. Ale po tym wszystkim, czego się tu dowiedziałam niech myśli, co chce. Nie chciałam jej znać.
I Radek. Mój Boże... po raz pierwszy spotkałam takiego człowieka, że na sam widok błękitnych oczu miałam ochotę się roztopić, jak kostka lodu. Do tego łagodny głos... przystojny jak sam grzech, i tak dorosły, odpowiedzialny. No ideał. A na ideały powinno się uważać. O Wojtku być może kiedyś też tak myślałam.
Co za myśli... On by nigdy nie mógł ze mną tak rozmawiać, ani patrzeć z taką troską. Nigdy.
Niewiele spałam. Zastanawiałam się, czy nie pójść jednak do Radka i po prostu pogadać, albo pomilczeć, ale jakby to wyglądało, jakbym w środku nocy zapukała do jego sypialni? Jak ostatnia.. dziwka. Jakbym mu chciała seksem zapłacić za to, co dla mnie zrobił.
Wstałam wcześnie. Na dworze było jeszcze szaro i ponuro. Nie chciałam wychodzić w takiej piżamce... a było mi trochę zimno, pewnie z nerwów.
Nie miałam jednak nic, co mogłabym włożyć na siebie. Dopiero w łazience dostrzegłam długi, ciepły szlafrok i go pożyczyłam czując, jak otula mnie zapach prawdziwego mężczyzny. Chociaż to będę miała. Miałam nadzieję, że się nie wkurzy.
Radek przywitał się ze mną uśmiechem, nie komentując mojego stroju, a potem zaproponował kawę i nawet mi ją podał. Nie pamiętałam, czy Wojtek kiedykolwiek wykonał w moją stronę taki gest... pełen szacunku, jak zwykłe zrobienie kawy, czy śniadania, które Radek też przygotował.
Porozmawialiśmy chwilę i zanim zdążyłam się przyznać, że przed kimś uciekłam, Radek to odgadł. No co za facet. Z każdym jego słowem zatracałam się jeszcze bardziej i czułam się, jak nigdy dotąd. Zaufałam mu praktycznie od jednego spojrzenia i jeśli nadal tak będzie... z pewnością mu opowiem, jaka byłam głupia.
W końcu mój bohater oświadczył, że idzie po córki. Oblał mnie zimny pot.. nie chciałam zostać sama w tym domu, w obcym miejscu... I znowu Radek czytał z moich oczu, jak z otwartej książki, uspokajając mnie jednym zdaniem.
Będę obok, zawsze możesz zadzwonić. Zaraz wracam.
Do ciebie.
Starałam się w sobie pozbierać. Musiałam to spotkanie też przetrwać. Czarne myśli kłębiły się w mojej głowie. Lena... no cóż ona mamy nie pamięta, ale Zuzia? Tego spotkania bałam się najbardziej.
I też zupełnie niepotrzebnie. Starsza córka Radka, tudzież moja siostrzenica padła mi w ramiona, zanosząc się szlochem. Objęłam ją, jakby była moją własną córką. Była ciepła, inteligenta i wspaniale wychowana. Do tego nosiła w sobie smutek, podobnie jak ja i jej tata. Być może na zawsze.
Wspaniała rodzina. Widać to jak na dłoni. Wszyscy zebrali się razem, złączeni w szczęściach i nieszczęściach, przyjęli mnie z otwartymi ramionami, jakbym od zawsze do niej należała, nie pytając o nic. Po prostu stałam się w jednej chwili jej członkiem. Naprawdę wierzyłam, że to nie tylko dlatego, iż jestem podobna do Magdy.
Dzień był naprawdę radosny, choć chłodny. Opole, jako miasto, mi się podobało. Ale najbardziej dlatego, że byli tu moi bliscy. Po raz pierwszy czułam się blisko związana z jakimiś ludźmi, choć przecież byli dla mnie obcy. Nie rozumiałam jak to możliwe.
Mój brat, bratowa i ich córka też byli wspaniali. Zuzia i Lena kochają również Edytę, widać to było wyraźnie. Też dorzuciła parę groszy do ich wychowania i opieki. Ale najwięcej miłości jednak mają do Radka. Nie sądziłam, że można być tak związanym z ojcem... przecież to jednak mężczyzna. Ale tutaj... chyba nieszczęście ich połączyło, albo to bezgraniczna, bezwarunkowa miłość, którą... gdzieś tam dopiero dostrzegałam na przykład w oczach Michała.
Nie chciałam sobie wyobrażać, że jakieś inne oczy mogłyby na mnie tak patrzeć, bo gdyby to nie była prawda, to by mnie zabiło.
Wróciliśmy do domu...
Dom. Jak łatwo przyszło mi to obce miejsce tak nazywać, jakby było moje od zawsze... jakbym była jego częścią.
Jak ja od tego odwyknę, kiedy w końcu stanę na nogi i gdzieś się będę musiała podziać? No, jak?
Wieczór był naprawdę miły, a córki słuchały Radka, niczym rycerza, choć  młodsza trochę się buntowała. Pomogłam więc ją wykąpać, a Zuzia, jak się okazało jest nieprzygotowana do szkoły. Radek chyba zamierzał jej wybaczyć. To pewnie z emocji.
Zszokował mnie mówiąc, że oprócz studiów prawniczych, skończył jeszcze historię. Kiedy miał na to wszystko chęci i czas, pomyślałam sobie?
Radek... powiedział mi jak to się stało, że zmarła. Byłam w szoku... mimo mojego nudnego, smutnego życia, w którym dopiero teraz pojawiło się światło... nie wiedziałam, czy zdobyłabym się na taki krok i poświęcenie.
Mój podziw dla... niego również rósł. Jak to możliwe, że nie próbował jej odwieźć od tej decyzji, tylko zgodził się wiedząc, że może ją stracić? Dlaczego tak zaryzykował, płacąc tak wysoką cenę? Musieli się naprawdę kochać. Boże, jakbym chciała przeżyć coś takiego. Żeby ktoś kiedykolwiek o mnie powiedział, że mam to, czego pragną wszyscy mężczyźni. Aż łzy mnie zalały.
Ale nie tylko dlatego. Radek, którego szczerości pozazdrościć powinien mu z pewnością każdy facet na tej ziemi, starał się mi uświadomić, kiedy zostaliśmy już sami na kanapie i chętnie bym przywykła do tego typu wieczorów, że nie powinnam myśleć o sobie, jak o zastępstwie. Wszyscy chcą, abym tu była, ze względu na mnie.
On też.
Nie myśli tak o mnie... ciekawe czy jest tak naprawdę czy... tylko mu się wydaje, zastanawiałam się.
Wstaliśmy rano, ale zanim zeszłyśmy z dziewczynami na dół, pomogłam się ogarnąć Lenie. Gadałyśmy sobie o jej dziecięcych sprawach, po czym wszystkie trzy udałyśmy się do kuchni. Radek nie mógł mi ciągle usługiwać, więc zrobiłam sobie kawę sama, aby poczuć się też... pewniej w tym obcym domu.
Dowiedziałam się, że będę musiała przynajmniej pół godziny zostać sama. Strach się we mnie... zakłębił, choć nie powinien. Tutaj mi nic nie zagrażało, nie ma takiej możliwości, aby wiedział, gdzie jestem.
Wyrwało mi się... w stronę Radka wyznanie, którego nie chciałam mówić, ale które w rzeczywistości czułam. Byłam najbezpieczniejsza przy nim. Kiedy tak delikatnie chwycił mnie za ramiona mówiąc, że zawsze mogę do niego zadzwonić, poczułam się jakbym płynęła na chmurach, a to uczucie było mi obce. Dreszcze podniecenia przeszły po moim ciele..., a moje serce zadrżało.
Popatrzyłam w ślad za autem Radka, machnęłam dziewczynom i zniknęłam w domu, czekając na bratową.
Radek mnie zauroczył w kilka dni... tak bardzo, że czułam się chora z miłości. A nie powinnam. Nie powinnam w ten sposób o nim myśleć. Jest mi przyjacielem, był mężem mojej zmarłej siostry. To się nie może udać. On był tylko miły, dobrze wychowany, a mi po prostu brakowało takiej osoby w życiu... która cię wysłucha, nie chcąc niczego w zamian. Nigdy nie było przy mnie nikogo takiego, a moje życie zamieniło się w karuzelę, z co chwilę nowymi emocjami. Jak to zostanie mi odebrane... już nigdy się nie pozbieram.
Edyta przyjechała tuż po dziewiątej i razem wyruszyłyśmy do miasta, które już poznałam od tej ładniejszej strony.
Nie pozwoliła mi na jakiekolwiek protesty i zabrała mnie do droższych sklepów ostrzegając, że jeśli sama nie zacznę wybierać, ona zrobi to za mnie. Tak ma ustalone z Radkiem i koniec.
Dobra, pomyślałam sobie. Wezmę te wszystkie paragony i włożę do jednej teczki, a potem będę spłacać pół życia.
Edyta pracowała w szkole. Była pielęgniarką środowiskową. Przy rozmowie wyniknęło, że potrzebują do jej liceum i internatu przy nim psychologa, który zajmie się dorastającą młodzieżą. Obiecała mi, że zagada z dyrektorką w mojej sprawie i byłam z tego powodu przeszczęśliwa. Marzyłam, aby pójść do pracy, oderwać się trochę od szarej rzeczywistości, zająć czyimiś problemami, a nie w kółko tylko swoimi.
Dwa razy obróciłyśmy już z pełnymi torbami do auta Edyty, ale wróciłyśmy do galerii, bo jest wielka i nie zdążyłyśmy jeszcze obejść całej.
Przechodziłyśmy akurat obok sklepu... z bielizną. Ale nie zwykłą, którą już mam. Raczej taką..., którą wkłada się tylko dla ukochanego.
Spojrzałam w otwarte drzwi z jakąś dziwną tęsknotą, którą od razu dostrzegła Edyta. Nigdy nie miałam nic... takiego.
– Wchodzimy – powiedziała.
– Nie ma mowy – opierałam się, ale popchnęła mnie i już byłyśmy w środku.
Niektóre zestawy były... jak żywkiem wyjęte z filmu porno. Ale były tu też piękne koronki, szlafroczki, seksowne pończochy... cudowne rzeczy.
Niczego nie wybrałam chcąc wyjść, ale Edyta mi na to nie pozwoliła
– Dla kogo będę to nosić? Nie chcę.
– Dla siebie. Bierz coś, albo sama trafię w rozmiar.
Zdecydowałam się więc na jeden zestaw, ale Edyta przyniosła kolejny, potem kolejny i w końcu wzięłam trzy, a do tego seksowny, satynowy szlafrok, czarne, koronkowe body. I już naprawdę oznajmiłam, że starczy.
Potem poszłyśmy na mały obiad i kawę.
Edyta mi opowiedziała, jak to było, kiedy poznała Michała i Magdę. Wtedy dowiedziałam się, że nie zawsze między moją siostrą, a Radkiem było tak wspaniale, a jego odejście omal jej nie zabiło.
– Wiesz... ja ci to mówię po to, żebyś zobaczyła różnicę... między tamtym człowiekiem, a tym, który poświęcił się dla niej i ich dzieci. To nie ten sam facet. Jest... dla mnie i Michała jest, jak brat. Przez te wszystkie lata... ciągle go podziwiam. A teraz... pojechał na koniec świata, aby cię odszukać. Jeśli myślisz, że to nic nie znaczy, myślisz się.
Aż oczy zaszły mi łzami.
– Boję się.
Uśmiechnęła się.
– On też się boi.
– Zrozum..., że moje życie... że w moim życiu nie poznałam nikogo takiego, jak on... ani nawet jak wy wszyscy. Nie miałam nikogo tak bliskiego. Boję się pomylić. Wiesz... wdzięczność z czymś... innym – powiedziałam innym, żeby nie użyć słowa większym. I tak się czułam po uszy zakochana. Edyta mu to pewnie powtórzy.
– Myślę, że będziesz widziała. Twoje serce na pewno.
Może i tak.
Potem poszłyśmy jeszcze obskoczyć drogerię i perfumerię, a kiedy podliczyłam wszystkie rachunki, omal nie zemdlałam, choć Edyta się ze mnie śmiała.
– Myślę, że pieniądze to ostatnia rzecz, która jest dla niego ważna. Wyluzuj, jeśli będziesz chciała, oddasz mu. Ale nie spieszy się.
Odebrałyśmy dziewczyny ze szkół, ale mój drugi, najszczęśliwszy dzień się nie skończył.
Zabrałyśmy je do bawialni, aby Lena mogła się wyszaleć. Potem na drobne zakupy, a potem do takiej mniejszej kręgielni dla młodszych dzieci, żeby Lena z Elizą też miały coś od życia. Świetnie się bawiłyśmy, a zwłaszcza ja. Nigdy tego nie miałam. Zwyczajnego dnia, ze zwyczajnymi ludźmi.
Opowiedziałam Edycie, że chciałabym tu zostać... przy nich. Pójść do pracy, skończyć studia, a nawet wpadłam na pomysł, aby zrobić prawko, żeby się bardziej usamodzielnić. I naprawdę to ją ucieszyło. Obiecała, że we wszystkim mi pomogą, wszyscy troje.
Kiedy zadzwonił Radek, moje serce zadrżało. W dzień nie mieliśmy zbytnio czasu, aby porozmawiać. Wysyłałyśmy mu tylko SMS-y i zdjęcia, a jego głos mnie magicznie uspokajał, jakby był jakimś balsamem na rany. I wypaliłam znowu, coś czego być może nie powinnam była mówić. Powiedziałam mu, że to mój drugi, najszczęśliwszy dzień w życiu. A potem dodałam, że pierwszy był kiedy pojawił się w drzwiach mieszkania w Suwałkach i po tym wyznaniu natychmiast kliknęłam czerwoną słuchawkę bojąc się odpowiedzi.
Bałam się... najbardziej bałam się tego, że mnie i moją nachalność odrzuci. Że kochał Magdę tak mocno... że nie będzie w stanie pomyśleć o innej kobiecie, jak o partnerce. Wciąż mam z tyłu głowy jego słowa... że spotyka się z kobietami tylko po jedno, a i to nie daje mu satysfakcji, bo czuje się jakby ją zdradzał. Czy kiedykolwiek będzie w stanie o tym zapomnieć? Czy ktokolwiek inny, w tym wypadku ja, mógłby dać mu to szczęście, miłość i namiętność, którą dzielił z Magdą?
Być może nie.
A moje serce... już wybrało. I jak ono się potem pozbiera?

Odzyskana więźWhere stories live. Discover now