Rozdział 9.

5 2 0
                                    

Rozdział. 9. Radek.
W niedzielę idziemy na obiad do mamy, a zaraz potem podwożę Zuzię do koleżanki, umawiając się z nią, że babcia ją odbierze. Przejeżdżam obok kina... I widzę na bilbordzie nowość. Czytałem wiele dobrych opinii na temat tego filmu i postanawiam dzisiaj wyrwać Martę do kina.
A potem na kolację.
Wracam do domu mamy po drugiej i pytam Martę, czy jak podwieziemy Lenę do bawialni, sami pójdziemy do kina.
– Ja ją zawiozę i zostanę tam, a wy idźcie. Nie pamiętam, kiedy byłeś w kinie – odzywa się moja mama, właściwie ratując mi życie.
Oczywiście, że chcę być z córką na wszystkich urodzinach jej koleżanek, ale... pragnę być też z Martą. Dać jej coś... czego być może nie miała.
– To jak, pójdziesz ze mną? – pytam Martę sprawiając, że jej policzki się rumienią.
– No... pewnie.
– A potem na kolację?
Kiwa głową nie odpowiadając. Chyba jest wzruszona. Cieszy mnie to. Cieszę się, że to... moje pomysły, coraz to lepsze sprawiają, że jest samą radością.
Zabieram Martę i Lenę do domu, przebieram ją w sukienkę urodzinową, wkładam rajstopy, których nie cierpi, ale przecież musi jakoś wyglądać, dając Marcie czas, aby się przygotowała do wyjścia. Nie wiem, co robi w tej łazience, ale niech ma to, czego być może nigdy nie miała. Wyjście z prawdziwym mężczyzną, do kina i restauracji. Niech się czuje zadbana, piękna... kochana. Taka jest moja ostatnia myśl.
Naprawdę... kurwa, wygląda jak milion dolarów. Wiedziałem, że ciemny makijaż doda jej uroku. Te kocie kreski na oczach.. błyszczące policzki, lekko zarumienione, nie wiem, czy od makijażu, czy... podniecenia. Czerwone gorące usta..., które mógłbym całować już teraz.
A na sobie?
Czarna sukienka. Długie rękawy, taka w kolano, ale idealnie przylegająca do jej idealnego ciała. Nie wyzywająca, raczej skromna, a mimo to... Marta wygląda w niej perfekcyjnie. Do tego włożyła czarne rajstopy, włosy zostawiając jak zawsze rozpuszczone. Ależ mam ochotę wplatać w nie dłonie. Natychmiast.
– No wow – kwituje wygląd Marty Lena.
– Ja drugie wow – dodaję i moja córka zaczyna się śmiać.
Sam wpadam do sypialni, zmienić chociaż koszulę na świeżą i stąd słyszę, że przychodzi do nas mama, również podziwiając nowy look Marty.
Deklaruje, że odbierze także Zuzię po imprezie u Leny i zostanie z nimi, jak długo będzie trzeba także mamy wolny wieczór. Cudownie.
Marta jest cała... no w skowronkach chyba tak mogę powiedzieć. Uśmiecha się do mnie zalotnie trzepocząc długimi rzęsami... bez tuszu nie wydają się takie.
Docieramy do kina, ale mamy jeszcze chwilę do filmu, więc pytam ją czy chce wejść do kawiarni na dole na jakieś ciastko.
– Matko... Radek wydajesz na mnie więcej i więcej.
– Rany, Marta... to jest normalne, że się dziewczynę do kina zaprasza. I na kolację. Weź nie marudź – odpowiadam wywracając oczami.
Bierzemy po niewielkiej kawie do tego szarlotce rozmawiając swobodnie, a potem idziemy na film.
I jest naprawdę dobry. Miało być romantycznie i rzeczywiście, niektóre momenty takie były, ale w sumie ubawiliśmy się do łez przez większość czasu.
Po wyjściu z kina, dzwonię do mamy zapytać jak sytuacja, ale szybko odpowiada, że właśnie jedzie po Zuzię i się rozłącza.
Zabieram Martę do włoskiej restauracji, która też jest niedaleko kina i pytam, czy ma ochotę na jakieś wino. Zupełnie jak Magdę kiedyś. Po raz pierwszy piła wino ze mną. I po raz ostatni też.
– Nie. Nie chcę. Kolacja wystarczy.
Widzę, że czuje się pewniej. Jak każda kobieta. Sukienka, długie kozaki, makijaż... to normalne, że wyglądając lepiej, czujemy się lepiej, no, a Marta to dzisiaj po prostu lśni.
– Jutro jedziemy się zapisać na prawko. I na uczelnię. Wziąłem z tej okazji dzień wolny.
Tak naprawdę wziąłem go dlatego, żeby spotkać się z Michałem i omówić pewne sprawy, ale to mogę załatwić wieczorem.
– Serio?
– No serio, serio. Dość już odkładania wszystkiego na potem, na kiedyś tam. Potrzebujesz widzę kopniaka do działania i ja ci go sprzedam – żartuję i Marta wybucha szczerym śmiechem. Znowu czuję się dumny, że... to dzięki mnie.
– Dobra – zgadza się.
– A poza tym... wyglądasz zjawiskowo. Gdyby nie to... – tu ściszam głos i pochylam się bliżej, żeby tylko ona słyszała ten słodki szept. – Gdyby nie to, że masz okres, zdzierałbym z ciebie tę sukienkę zębami.
Teraz naprawdę się rumieni. Trochę zawstydza. Jakbym Magdę widział, kiedy pierwszy raz wspomniałem o tym, co bym jej zrobił. Ale... Mój Boże, Magda miała wtedy dwadzieścia lat. A Marta ma trzydzieści dwa. Nie sądziłem, że w tym wieku... można się jeszcze rumienić, gdy się rozmawia o... sprawach łóżkowych i to dość delikatnych. To tylko zdzieranie sukienki. Nic więcej.
Tym samym jestem jednak ciekawy... co takiego robiła w łóżku z tym swoim psychopatą, że... sprawia jej trudność rozmowa o seksie.
– No... Marta, chyba się nie gniewasz..., że tak powiedziałem? – pytam nie wiedząc jak zacząć.
– No coś ty... – odpowiada szybko. – Ale... po... po prostu, nikt tak do mnie nie mówił. To mnie... zaskakuje. Ale... podnieca, nie powiem.
Już mój fiut drży na te słowa.
– A... On ci tego nie mówił?
Nie odpowiada i tak czuję, że nie potrzebnie pytałem.
Na szczęście ciężkie milczenie przerywa nam kelner, przynosząc makaron z owocami morza, który zamówiliśmy.
– Nie mówił – odpowiada w końcu Marta zamiast zająć się jedzeniem.
– To ja ci będę mówił.
Teraz się uśmiecha.
– Wiesz... nie rozmawialiśmy wcale... o łóżku, o pragnieniach. Brał co chciał i kiedy chciał, nie pytając, czy mam ochotę... czy mi dobrze. Nie wiem, czy kiedykolwiek miałam... porządny orgazm.
Ja pierdolę, co ona mi robi tymi słowami. Aż wszystko zaczyna we mnie wrzeć.
– I... tego to... wcale nie jestem nauczona, wiesz. Można powiedzieć nawet, że nie mam doświadczenia.
Już ja ją doświadczę, aż nie będzie pragnęła niczego więcej.
– To trudne tematy. Ale... jeśli ludzie sobie ufają... są blisko, myślę, że to.. przychodzi samo – odpowiadam trochę pokrętnie, bo nie chcę więcej wiedzieć. Zabiłbym go chyba za to wszystko, co jej zrobił... I czego nie zrobił, dla takiej kobiety.
– A... u was... no wiesz... też tak było?
Uśmiecham się nieznacznie.
– No... nie do końca, słonko – na dźwięk tego słowa znowu przechodzi ją dreszcz. Widzę to jak na dłoni. – Magda... była dziewicą. Czekałem tak długo, aż była gotowa. I na ciebie zaczekam.
– Góra trzy dni – odpowiada szczerze sprawiając, że uśmiecham się szerzej.
Kończymy ten mimo wszystko trudny temat. Ale teraz przynajmniej wiem, czego może potrzebować i chcę jej to dać.
Wracamy do domu przed dwudziestą drugą. Dziewczyny są już w łóżkach, ale nam ani się śni iść spać. Zapraszamy mamę na drinka i razem siadamy na kanapie rozmawiając o planach Marty. Mama jest zachwycona. Też się cieszy, że tu z nami zostanie. Moja złota mama, wszystko rozumie bez jednego słowa.
Po jej wyjściu, nie chcę podkręcać atmosfery wiedząc, że i tak nic z tego. Żegnam Martę muśnięciem ustami po policzku, a robię to po raz pierwszy i wysyłam spać.
Myślę, że to rozumie. A przynajmniej na to wygląda. Uśmiecha się kokieteryjnie jakby chciała mi powiedzieć: już w środę.
I będzie moja.
Rano ruszamy wszyscy razem do miasta. Odstawiam obie dziewczyny, i zabieram Martę na uczelnie.
– A dokumenty ze sobą masz?
– Mam, mam. Wszystkie swoje papiery zabrałam od razu, jakby jakieś przeczucie mnie tknęło, że matka ich chętnie nie odda.
Oddycham z ulgą na te słowa.
Trochę to trwa zanim złoży potrzebne papiery i podpisze wszystkie dokumenty, ale wychodzi po pół godziny szczęśliwsza o jeden level.
– Zaczynam od lutego! – cieszy się, padając mi w ramiona. Jej słodki zapach mnie wykończy. Ciekawe jak smakuje jej cipka. Pewnie doskonale.
– To teraz prawko.
Nie słucham protestów. Wciskam Marcie kartę do bankomatu wypełnioną niewielką kwotą i zawożę do szkoły. Wpisuje mnie do powiadamiania... w razie jakiegoś wypadku, czy coś.
Jestem w niej zakochany po uszy. Jestem tego pewien.
Wychodząc ze szkoły dzwoni do Marty Edyta z pytaniem, czy chciałaby przyjść do jej pracy poznać się z dyrektorką i tak w ogóle porozmawiać. Jest jeszcze bardziej szczęśliwa, niż na uczelni więc podrzucam ją i tam zostawiam obiecując, że jak skończy, po nią przyjadę.
Dobry czas. Od razu udaję się do Michała, aby z nim pogadać.
Nie owijając w bawełnę, opowiadam... no prawie wszystko opowiadam, bez... niektórych szczegółów, aby nie zdradzić intymnych tajemnic Marty i od razu widzę, że Michał się zamyśla.
– No... mam jeszcze... kilka kontaktów. Wiesz... z więzienia nie tak łatwo wyjść i po prostu... iść dalej.
Matko boska. Minęło piętnaście lat, a on wciąż ma kontakty. Nie pytam jakie. Najważniejsze, że ma.
– Rozpytasz?
– Spróbuję. Ale to dwa różne końce Polski, nie wiem.. czy... wiesz. To się uda.
Nieważne, myślę sobie. A może jednak.
I wcale się nie mylę.
Dosłownie po dwóch godzinach dzwoni Michał..., że... spotka się dzisiaj z tym... kimś tam, nawet nie wiem kim, i chciałby, abym był przy tej rozmowie. I to zaraz. Na moje nieszczęście Marta jest ze mną w aucie i coś tam słyszy. Cała się napina, widzę to wyraźnie.
– Co wy kombinujecie? – pyta mnie, kiedy się rozłączam.
– Oj... a po co ci to wiedzieć?
– To moje życie, Radek. Muszę wiedzieć.
– Michał... może postara się czegoś dowiedzieć o tym tam twoim... byłym. Gdzie jest, co robi. Po cichutku... tak, żebyśmy go mieli na oku.
– I co zrobisz, jak będziesz miał go na oku?
– Obiję mu mordę, wsadzę łeb do studzienki kanalizacyjnej, i będę dotąd trzymał pod wodą, aż obieca, że da ci spokój. A potem wyrwę mu język, żeby żadnej kobiety nie mógł już wyzywać od puszczalskich.
Oczywiście, że bym tego nie zrobił, ale na samą myśl o tym, co z nim miała... tak się we mnie gotuje, że jestem zdenerwowany i nie myślę, co mówię.
Marta zaczyna płakać. Jestem zmuszony się zatrzymać na przystanku i ją objąć, choć na chwilę, bo nie mogę znieść myśli, że znowu przeze mnie płacze.
– Radek... Boże, nie wierzę, że dla mnie chcecie się tak narazić. Nie róbcie tego. Może mnie tu nie znajdzie.
– Ale my musimy znaleźć go pierwsi, Marta. To nie podlega negocjacji.
– Zabierz mnie tam
– Nie ma mowy. Michał mnie zabije.
– To zostanę w aucie, tylko weź mnie ze sobą, proszę.
Jak tak prosi nie jestem w stanie odmówić.
Ujmuję jej znowu zapłakaną twarz w dłonie, całuję w czoło, potem oba policzki, a na końcu muskam usta. Najdelikatniej jak umiem. Po raz pierwszy.
Krew natychmiast się we mnie burzy i strumieniem dociera do fiuta, a to nie jest dobry moment na myślenie o seksie.
– Dobrze – zgadzam się w końcu i natychmiast ruszam zanim zawrócę.
Jesteśmy umówieni w magazynie, który Michał wynajmuje na różne swoje potrzeby. Składuje tutaj części samochodowe, motorowe i inne, potrzebne mu w pracy.
Nakazuję Marcie zostać w aucie, a sam rozglądając się wychodzę.
Facet jest po czterdziestce. Przeorany przez życie recydywista, od razu to widać. Okropne tatuaże wokół oczu i na dłoniach... mówią mi jedno.
Michał pokrótce przedstawia kogo szukamy, podając mu imię i nazwisko, które siłą udało mi się wydusić z Marty, na co ten się jakoś tak... szyderczo uśmiecha.
– Pomyślimy. Ale... za ile? Ile ta informacja jest dla was warta.
Tak myślałem, że to nie będzie za darmo.
– Podaj kwotę – odzywa się Michał, a to co mówi jego kolega Rafał, mnie niemal śmieszy. Dziesięć tysięcy? Jakoś mało żąda. Ale tego oczywiście nie mówię.
– Ale mają być konkrety. Inaczej dziesięć złotych nie dostaniesz.
Wychodzimy po kolei, aby nie wzbudzać podejrzeń. Rafał pierwszy potem ja, na końcu Michał.
Mój szwagier przyszedł tu pieszo, bo ma niedaleko, ale pytam czy go podrzucić, bo i tak jadę w tamtą stronę. Docieramy do auta, które stoi na przeciwko, na parkingu, a z niego wysiada Marta. Cała roztrzęsiona jeszcze bardziej niż przed przyjazdem  tutaj.
– Zabrałeś ją? – pyta Michał.
– Co się stało? – rzucam do Marty machnąwszy ręką na szwagra.
– To są wasze świetne pomysły?! ‐ Pyta histerycznie, wymachując rękoma. – Wiesz, kto to jest?! – wrzeszczy na cały parking.
– To przecież...
Nie daje mi skończyć.
– To przecież kolega, z którym mieszkałam! Ten kolega, Radek!
Krew zamarza mi żyłach natychmiast. Michał patrzy na nas... zaskoczony, a ja właśnie zdaję sobie sprawę co zrobiliśmy. Żadnych informacji nie będzie. Ja pierdolę.
– Co to wszystko znaczy? – doświadcza się Michał, któremu nie powiedziałem, że Marta omal nie została zgwałcona przez tego typka.
Ale teraz musimy to przyznać oboje, aż w Michale zaczyna się gotować.
– Co, kurwa? Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – warczy.
A jakie to ma teraz znaczenie myślę sobie.
– Dobra. Musimy to jakoś... rozwiązać.
– Muszę to ja się stąd wynieść na drugi koniec świata! – mówi Marta i wsiadłszy do auta, zatrzaskuje za sobą drzwi. Tylko patrzeć jak Rafał poinformuje jej byłego, gdzie jest. Ta prawda dociera do mnie i przebija serce niczym sztylet. Co myśmy właśnie narobili.
– Kim on właściwie jest, że tak dobrze się znacie? – pytam Michała.
– Kurwa mać. Siedzieliśmy razem. Ale jego wypuścili wcześniej. Prosiłem, żeby miał oko na Magdę. A Magdę prosiłem, aby dawała mu jakieś pieniądze... nie mówiąc, po co. Ale chciał więcej i więcej. Potem... kilka razy ją... dopadł, już kiedy byłem na wolności. A potem... go znowu zamknęli i wypuścili. Skąd miałem wiedzieć, że zna się z...
– Ja pierdolę – kwituję opowieść Michała dwoma słowami. Teraz skrawki wspomnień do mnie wracają. Kiedyś uratowałem Magdę... ale myślałem, że to ktoś przypadkowy, ktoś kto chciał ją okraść. A tymczasem nie powiedziała mi prawdy. Dopiero teraz...
– Odkręć to – rzucam mu na pożarcie i wsiadam do auta. – Jedziemy na policję – oświadczam Marcie, ale zaczyna się opierać.
– Nie, Marta. Nie pozwolę, aby ci się coś stało.
– Radek...
– Nie, rozumiesz! Nie. Musisz mnie posłuchać.
I odpuszcza.
– Widział cię?
– Wydaje mi się, że tak. Patrzył w stronę parkingu..., a nawet gdyby nie widział, powiedzieliście mu, kim jestem.
– Może tego nie zdradzi. Może wciąż pamięta o tym pobiciu. Może weźmie kasę... i spłynie.
Ironiczny śmiech Marty mówi mi więcej, niż wszystko.
– Jeśli poczuje, że gdzieś może ugrać więcej, na pewno nie.
Policja bierze nas całkiem na serio, choć myślałem, że nas wyśmieją. Oczywiście mają ich obu na oku i to prawda, że Marty eks jest już jakiś czas na wolności.
Policjant radzi nam jeszcze coś innego. Proponuje abyśmy, jeśli nas stać wynajęli detektywa. Może coś... się na niego znajdzie.
Idealny pomysł.
Natychmiast po powrocie do auta szukam jakiejś agencji nie słuchając protestów Marty.
– Serio? – pytam ją kiedy oznajmia, że musi zniknąć. – Chcesz nas zostawić?
– Nie chcę! Ale nie mogę was narazić, zrozum. Boże, myślałam, że wszystko zacznie się układać, a tymczasem...
– A tymczasem co? Przeszłość nigdy nie jest łatwa, zwłaszcza niezamknięta. Ale zamkniemy ją Marta razem, obiecuję.
Myślę, że w tych słowach czuje moc oparcia i pewności, które chcę jej dać.
W agencji detektywistycznej podajemy wszystkie informacje i za podwójną stawkę ich szef zgadza się zająć tą sprawą natychmiast. O proszę, co mogą zrobić pieniądze, myślę sobie.
A potem wracamy do domu. Marta jest nieobecna i zdenerwowana. I nie ma się czemu dziwić. Wpakowaliśmy ją właśnie ponownie w grząskie bagno.
Staram się ją pocieszyć, ale nie bardzo mi to wychodzi.
Nie mija pół godziny, a do mnie dzwoni Michał. Opowiada nieskładnie, czego jego kolega się dowiedział, aż znowu krew w żyłach zaczyna mi zamarzać. To niemożliwe.
– Co się stało? – pyta mnie Marta.
– Twoja matka powiedziała twojemu eks, gdzie jesteś, z nadzieją, że przyciągnie cię do domu – odpowiadam bardzo szczerze, bo nie ma co tego ukrywać.
Kurwa, mam tak pełną głowę, że nie wiem już, kto co powiedział, kto co zrobił i kto kim jest.
Obejmuję Martę siedzącą na kanapie, próbując dać jej ciepło, którego potrzebuje.
– Radek.. boję się.
– Wiem, skarbie.
– Ale nie o siebie, naprawdę. O ciebie, o dzieci. Jeśli tu przyjdzie... – zastanawia się nie kończąc zdania, którego ją sam nie chcę kończyć.
– Policja już wie. Detektyw wie. Coś na niego się w końcu znajdzie, zobaczysz – pocieszam i sam pragnę w to wierzyć.
– Moje życie jest beznadziejne.
– Nie jest. Proszę cię nie myśl tak, bo czuję się winny.
Odsuwa się odrobinę i patrzy mi w oczy.
– Ty... jesteś jedynym światłem, które jeszcze otacza te ciemności w których tonę, Radek.
Nawet w takiej chwili, potrafi pobudzić wszystkie moje komórki nerwowe. Zdaje się, że robi to świadomie. Sunie dłonią po moim torsie, w dół, potem w górę, aż zatrzymuje się na karku obejmując mnie.
– A ty moim – odpowiadam i chwyciwszy za jej dłoń, całuje ją po wewnętrznej stronie.
– Nigdy... nigdy nie byłam tak blisko. Z nikim.
Okłamałabym ją mówiąc, że ja też nie. Ale całe moje ja wie, że to zupełnie inna bliskość, niż z Magdą.
– Więc bądź blisko. Niczego bardziej nie pragnę, Marta.
Myślę, że powinna mnie pocałować po takich słowach, ale tego nie robi. Wtula się tylko mocniej w moje gorące z podniecenia i jej bliskości ciało. Obejmuję ją i głaszczę po plecach, pragnąc już tylko jednego. Zatracenia.
I co to będzie dalej?
Co my dalej zrobimy?

Odzyskana więźWhere stories live. Discover now