19🍩

1.2K 193 14
                                    

Remus nie zamierzał zabrać się za nauczanie Harry'ego z dnia na dzień. Chciał to lepiej rozplanować, dopasować do jego możliwości, jednocześnie samemu dochodząc do siebie.

Nic tak bardzo nie poprawiało mu humoru, jak spotkania z Ether, dlatego na grudzień czekał z utęsknieniem. Wiedział, że wreszcie będzie mógł z nią spędzić kilka dni i zapomnieć o tym wszystkim, co martwiło go w Hogwarcie - Snape, samopoczucie Harry'ego, strach przed tym, że uczniowie dowiedzą się o jego przypadłości...

Widok Ether w zaśnieżonym Hogsmeade był dla niego jak ujrzenie oazy na rozległej pustyni. Ona stanowiła jedyną przyjemną stałą w jego życiu już od wielu lat. Choć brał ją w objęcia po raz enty, za każdym razem, gdy to robił, ogarniało go uczucie niedowierzania.

Ta kobieta go kochała i akceptowała wszystkie jego doskonałości - nie zliczyłby, ile razy musiał to sobie powtórzyć.

- Jak się czujesz? - zapytała roześmiana Ether, złożywszy na ustach męża rozgrzewający pocałunek, kontrastujący z otaczającą ich bielą i mrozem.

- Znacznie lepiej - odparł, obdarowując ją uśmiechem, którego wyczekiwała.

- Ale tak ogólnie? Boli coś?

- Jest w porządku, naprawdę.

- No to chodź.

Złapali się za ręce, a następnie ruszyli przez Hogsmeade na krótki spacer. Prędko jednak Ether stanęła jak wryta, widząc na horyzoncie znajomą, lecz nieprzyjemną dla niej twarz.

- A ten tu co? Wampir wyszedł na światło dnia? - syknęła, a Remus nawet bez patrzenia potrafił stwierdzić, że opisywała Snape'a. - I jeszcze nie spłonął?

Remus wydał z siebie krótki chichot. Ether często powtarzała, że Syriusz był narwany i zbyt radykalny w swoim podejściu do czegokolwiek, w tym nawet do Snape'a, jednak wydawało mu się, że z upływem lat zrobiła się taka sama.

Podczas gdy Ether była zajęta zabijaniem Snape'a wzrokiem na odległość, Remus zaczął się zastanawiać, czy mężczyzna znowu szedł na spotkanie z "Isabellą". Póki był jednak z żoną, wolał tego nie rozwijać, by jej niepotrzebnie nie martwić.

- Kochanie, nie przejmuj się nim. - Remus puścił dłoń Ether, by zamiast tego obąć ją od boku i dyskretnie skierować w stronę zakrętu, z dala od Snape'a. - Nie ma sensu wchodzić z nim w dyskusję... Zresztą pamiętaj, że on cały czas przygotowuje dla mnie eliksir.

- Nawet mi nie przypominaj. - Wzdrygnęła się, wsadzając ręce do kieszeni. - Powinieneś pić jakieś antidotum tak na wszelki wypadek. Szuja cię pewnie podtruwa.

Remus ponownie się zaśmiał, widząc, że Ether nie zamierzała odpuścić.

- Jeszcze ten zapchlony nietoperz widuje Harry'ego częściej niż my - ciągnęła, a jej wzrok mógłby roztapiać śnieg. - Nawet na łożu śmierci nie wybaczę Dumbledore'owi tego, że nie pozwolił nam się nim zająć.

Usta Lupina opuściło głębokie westchnienie. Za każdym razem, gdy wracali do tego tematu, Ether robiła się bardziej waleczna niż kiedykolwiek. Rozumiał to, a jednocześnie uważał, że nie było już czego rozważać. Czy Harry na pewno mógłby być szczęśliwszy z przybranym ojcem wilkołakiem?

- Ether, przecież rozmawialiśmy o tym miliony razy. To dlatego, że Dumbledore podejrzewa, że magia chroniąca Har...

- Ty dobrze wiesz, gdzie ja mam jego podejrzenia, Remus - syknęła Ether w odpowiedzi, nieświadomie kopiąc w śnieg zebrany przy drodze. - Prawda jest taka, że wychowalibyśmy Harry'ego jak własnego syna, miałby dziadków, wujka... Gdyby Lily żyła, Petunia nigdy by nawet na niego nie spojrzała! Nie interesowała się siostrą, kiedy była w ciąży, szydziła z niej! Ja jakoś mam brata mugola i nie jest zawistną szują! I nadal nie rozumiem, dlaczego Dumbledore ma być królem i wyrocznią, a jego słowo jest ostateczne w każdej sprawie. Co on może wiedzieć o dzieciach?

Remus pozwolał jej prowadzić ten rozgorączkowany monolog, wiedząc, że i tak żadna siła jej nie powstrzyma. On też chciałby, żeby Harry'emu było lepiej; nie sądził tylko, że proponowane przez Ether rozwiązanie rzeczywiście mogłoby go bardziej zadowolić.

- Ether, no, mimo wszystko on jest nauczycielem...

- Ta, Snape też jest - burknęła. - Bez urazy, kochanie, ale jak wiadomo, by uczyć w Hogwarcie, wcale dużo nie trzeba. Ludzie, którzy się nadają, tak jak ty, trafiają się rzadziej niż częściej. O, może w ogóle Snape powinien był przygarnąć Harry'ego? To już w ogóle byłoby najlepiej!

Lupin nie odpowiadał, wciąż krocząc z żoną przez ulice. Nie chciał wdawać się z nią w kłótnie, kiedy wreszcie widzieli się na dłużej. Ether najwyraźniej zaczęło martwić jego milczenie, bo wreszcie westchnęła i spojrzała na niego zmarnowana.

- Przepraszam, Remus. - Wypuściła powietrze ustami. - Znowu mnie ponosi, wiem. Mnie tylko... Ja po prostu chciałabym, żeby Harry'emu było lepiej.

- Wiem, kochanie, wiem. - Ucałował ją w głowę. - I staram się mu teraz to zapewnić. Poprosił mnie, bym nauczył go Zaklęcia Patronusa.

- Patronusa? - Uniosła brwi, po czym ściszyła głos. - To przez tych wszystkich dementorów, które szukają Syriusza?

Remus pokiwał głową, a następnie rozejrzał się wokoło, by mieć pewność, że nikt ich nie podsłuchiwał. Na szczęście dawno zeszli już z głównej ulicy i kroczyli pomiędzy domami, w których wielu czarodziejów chowało się przed zimnem.

- To dobrze - stwierdziła Ether po chwili, kiwając głową. - To znaczy, że ci zaufał. A Zaklęcie Patronusa na pewno mu się przyda prędzej czy później...

- Też tak myślę. - Uśmiechnął się. - Zastanawiam się tylko, czy to nie będzie dla niego zbyt wiele. To może być wymagające zaklęcie dla trzynastolatka.

Ether zareagowała chichotem, czego Remus zupełnie się nie spodziewał.

- Jeśli ma w sobie choć trochę zapału Jamesa, to na pewno sobie poradzi. Zaklęcie jak każde inne... Wymaga tylko trochę skupienia. A kto go tego lepiej nauczy niż ty? - Przejechała dłonią przez włosy męża, samym tym gestem napawając go pewnością siebie. Po tym Ether ponownie się wzdrygnęła, na co Remus uniósł brwi.

- Zimno ci?

- No trochę... Może chodźmy już do domu.

- Już? - zaśmiał się. - Nie za długi był ten nasz spacer.

- Oj, nachodzić możemy się też w lesie obok nas. A w domu czekają na ciebie bułeczki... Świeżutkie, już tylko upiec trzeba. I czekoladę do picia ci zrobię... I... - Nachyliła się w jego stronę, by szepnąć mu prosto do ucha. - I w ogóle możemy się porozgrzewać nawzajem.

- Ether! - powiedział Remus ze zmartwieniem, rozglądając się i kolejny raz modląc się w duchu, że żaden uczeń tego nie słyszał. Jego uszy natychmiast zapłonęły czerwienią i nie było to spowodowane panującym mrozem.

- No co? Jesteś moim mężem czy nie? Komu mam to proponować? - Uśmiechnęła się szelmowsko, a Remus pomyślał, że czasem był wobec niej bezbronny. Jak mógł odmówić bułeczkom, jej, a przede wszystkim czekoladzie?

- Gdyby nie twoja krew, skarbie, na pewno trafiłabyś do Slytherinu...

Czekolada Upolowana • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz