16🍩

2.6K 346 60
                                    

Po zajęciach Remus znalazł się w pokoju nauczycielskim, gdzie zastanawiał się, jak podrzucić Harry'emu bułki bez przestraszenia go, a także bez zostania oskarżonym o jakiekolwiek faworyzowanie. Jego rozmyślania przerwał Snape, którego pojawienie się poniekąd go ucieszyło, bo mógł wprowadzić swój plan w życie.

- O, Severusie, dobrze, że cię widzę - powiedział, choć w życiu nie sądził, że takie słowa przejdą mu przez gardło. - Muszę pochwalić twoich uczniów. Callie Irving, z piątego roku... Dziś wymieniła mi wszystkie zastosowania węży w eliksirach. Możesz być dumny.

Snape zmierzył go wzrokiem i milczał przez chwilę, jakby szukając w tych słowach jakiegoś ukrytego ataku.

- Panna Irving to jedyna uczennica rozumiejąca eliksiry w tym zamku. Nic... Dziwnego - odparł, a choć mówił o raczej miłych rzeczach, to wbijał w Lupina takie spojrzenie, jakby chciał go nim zabić.

- Ale ty chyba nie uczniami powinieneś się teraz przejmować, co, Lupin? - syknął Snape po chwili zastanowienia.

- Nie rozumiem?

- Zdaje się, że zbliża się twoja ulubiona pora w miesiącu.

Dogryzanie związane z pełnią było ze strony Snape'a tak częste, że Lunatyk już dawno się na nie uodpornił.

- Tak, ale dzięki eliksirowi od ciebie... I dzięki mojej żonie specjalnie się nie obawiam - odparł Lupin, czując, że te słowa jeszcze bardziej rozwścieczą jego rozmówcę. Gdyby tylko Syriusz mógł to usłyszeć, i to jeszcze w swoje urodziny...

Remus już otwierał usta, by powiedzieć coś więcej, ale Snape po prostu wyszedł, ucinając rozmowę na dobre. Mimo wszystko Lupin był z siebie zadowolony, bo tamto wyjście oznaczało, że go choć trochę przymknął.

Przez nadchodzącą pełnię Lupin nie spał zbyt dobrze, ale to było normalne. Zazwyczaj w te okropne noce przed przemianą Ether też nie spała i próbowała go czymś zająć, ileż to razy w środku nocy przygotowywali wspólnie jedzenie czy szli na spacer. Teraz jednak musiał radzić sobie sam, od czego trochę się odzwyczaił.

Stał przy oknie swojego pokoju i wpatrywał się w pogrążone w ciemnościach błonia. Myślał o Ether, o Jamesie, o Lily, o Harrym, o Syriuszu... Oraz o dziecku.

O dziecku, którego on i Ether nie mieli, a którego ona tak pragnęła. To był temat zawsze będący w stanie go rozerwać. Bo z jednej strony wiedział, że to byłoby ogromne szczęście, tak jak przy okazji narodzin Harry'ego. Miał pewność, że Ether byłaby najwspanialszą matką pod słońcem, przecież nie znał drugiej tak bardzo opiekuńczej osoby, tak gotowej poświęcać się innym. Poza tym wizja tego, że zostaną sami już do końca, ostatnio coraz bardziej prawdopodobna, również zaczynała go martwić.

Ale z drugiej strony pożerał go strach, zupełnie jak w szkole. Niby wiedział, że to niemożliwe, a jednak paranoja wmawiała mu, że coś mogłoby pójść nie tak, że to dziecko mogłoby odziedziczyć jego wilkołacze geny... A nawet gdyby nie odziedziczyło, to jak miałoby żyć z takim ojcem? Wilkołaki nadal stanowiły grupę wykluczaną ze społeczeństwa. Serce mu się łamało, gdy pomyślał, że chociażby jakaś słodka, niewinna dziewczynka czy chłopiec byliby przez to prześladowani, pozbawieni przyjaciół...

Chciałby z kimś o tym porozmawiać, wyżalić się, ale przecież nie Ether, której zdanie doskonale znał... Och, gdyby tylko Syriusz mógł tam być. On na pewno wiedziałby, co powiedzieć.

Ale przecież Syriusz gdzieś był, uciekł z tego przeklętego i Azkabanu i kto wie, czy nie siedział gdzieś tam, w ciemnościach, na tych błoniach, w które Remus się wpatrywał?

Żałosny był to spacer, gdy wykończony po przemianie Lupin wracał do swojego pokoju samotnie. Dzięki eliksirowi od Snape'a przeszła znacznie łagodniej, jednak wciąż nie było to nic przyjemnego. Gdy wreszcie opadł na łóżko, miał wrażenie, że już się z niego nie podniesie.

Harry musiał mu wybaczyć, ale Remus postanowił zjeść te bułki, które miały być dla niego - to było jedyne, co zostało mu w pokoju, a on ledwo znalazł siłę na podgrzanie smakołyków zaklęciem. Po tym zasnął jak kamień, myśląc o tym, że gdy się obudzi, wyśle Ether list, że przetrwał, by się o niego nie martwiła.

On za to martwił się o swoich uczniów, którzy na czas jego nieobecności mieli zajęcia z Severusem właśnie.

Ten w ogóle zachowywał się dziwnie. Remus wiedział, że to po części przez to, że Snape zwyczajnie go nie znosił, ale musiało być coś jeszcze. Kiedy Lupin wydobrzał, udał się do Hogsmeade na ustalone listownie spotkanie z Ether i tam zauważył Severusa rozmawiającego z kimś... Kogo znał.

Czarnowłosa kobieta, która przedstawiła mu się jako Isabella już jakiś czas temu, gdy Remus przypadkiem przyłapał ją i Snape'a na rozmowie po spotkaniu Zakonu Feniksa. Lupin określał to przyłapaniem, bo gdy oboje go zobaczyli, wyglądali, jakby wyzionęli ducha, a on do dziś tak naprawdę nie wiedział, o czym wtedy rozmawiali. Dlatego tym razem... Nie mógł się powstrzymać przed podsłuchaniem kawałka ich rozmowy w Gospodzie pod Świńskim Łbem.

- W domu wszystko w porządku - powiedziała Isabella, po czym sięgnęła po torbę, którą miała zawieszoną na oparciu krzesła. - I przyniosłam ci świeże składniki na Wywar Tojadowy, tak jak prosiłeś.

Remus uniósł brwi. Na jego eliskir?

- Nie wierzę, że to robię - syknął Snape w odpowiedzi. - Dumbledore zaczyna chcieć zbyt wiele.

- Każda cena jest warta jego ochrony, Severus. Powiedziałabym, że ta jest dość mała.

- Ale czy my potrzebujemy jeszcze jego ochrony? - mówił Snape zniżonym głosem, zadziwiając Remusa coraz bardziej.

- A wolałbyś być w Azkabanie? Jak Bellatrix, jak...

- Ciszej, nie mów o tym tutaj, czy ty myślisz? - przerwał jej, a jego słowa wyraźnie ją uraziły.

- Ty to uwielbiasz mnie traktować jak dziecko - Pokręciła głową. - Od zawsze. Przyniosłam, co miałam, chyba nic tu po mnie. - Wstała z wyraźnym zamiarem wyjścia, dlatego Remus poczuł, że musi prędko się wycofać, zanim na nią wpadnie, ale zanim zniknął, usłyszał jeszcze z ust Snape'a:

- Czekaj, Afrodyta.

Afrodyta? Tak czuł, że Isabella nie było jej prawdziwym imieniem...

Remus pospiesznie stamtąd odszedł, nie oglądając się za siebie, by nie budzić żadnych podejrzeń. Czekała go przecież miła randka z jego żoną... Zastanawiał się, czy powinien jej przytoczyć właśnie usłyszaną rozmowę, czy jednak za bardzo ją tym zestresuje. Może powinien najpierw trochę powęszyć? Tamta rozmowa była przecież wyrwana z kontekstu... Skoro i tak był w Hogwarcie, to mógł przecież dyskretnie sprawdzić, co Snape miał teraz za uszami.

Uśmiechnął się sam do siebie. Syriusz pokochałby ten plan, a potem zapewne w jakiś niedyskretny sposób by go popsuł.

Choć czuł, że to wyobraźnia i tęsknota płatały mu figle, Remus mógłby przysiąc, że gdzieś w Hogsmeade mignął mu ten znajomy, czarny pies...

Czekolada Upolowana • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz