#8 Amortencja

142 6 3
                                    

Przeleżałem w skrzydle szpitalnym już z dobry tydzień, ale w końcu mogłem wyjść, jedynie co powinienem dalej uważać na żebra, Pomfrey powiedziała mi, żebym jeszcze dziś został w dormitorium, ale szczerze nie chciało mi się, a że był środek tygodnia i właśnie za niedługo zaczynały się eliksiry, na które na spokojnie powinienem jeszcze zdążyć, wchodząc do klasy, napotkałem zmartwiony? Chyba wzrok Malfoy'a, a że Snape'owi spodobało się, że zdobyłem lepsze oceny, siedząc z Malfoy'em, jak on to nazwał „ostatnia deska ratunku” i kazał mi z nim siedzieć. 

-Co tu robisz? Kiedy wyszedłeś? Dobrze się czujesz?- zasypał mnie pytaniami. 

-Tak spokojnie, daj mi usiąść- zaśmiałem się, a on dalej patrzył na mnie zmartwiony. 

-Ale na pewno? 

-Tak, czuje się dobrze.

-Nie powinieneś jeszcze odpoczywać?

-Nie chciało mi się siedzieć w dormitorium. 

-Cisza! Na dzisiejszych zajęciach będziemy ważyć amortencje strona siedemdziesiąt osiem- przerwał nam profesor Snape, wchodząc do klasy.

Czym załamał Malfoy'a, naprawdę teraz? Nie mogliśmy robić tego kiedy Harry’ego jeszcze nie było? Pomyślał załamany, po kilkunastu minutach amortencja robiona przez nich coraz bardziej przybierała na zapachu, na początku poczuł zapachy, które jakoś go nie zdziwiły, bo były nimi zielone jabłka i świeże drewno, ale to trzecie było zagadkowe, znał ten zapach, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. 

-I jak, skończone?- zapytał Potter, wyrywając go zamyślenia, po czym doszło do niego, skąd zna ten zapach, specyficzny wosk do miotły, którego używa tylko Harry Potter, spojrzał mu w oczy, a dźwięk jego pytania dalej panował wśród nich- Malfoy?

-A...tak tak skończony- zerwałem kontakt wzrokowy, przenosząc wzrok na swoje dłonie zaciśnięte na kolanach, to się kurwa nie dzieje.

-Hmm, jak pachnie dla ciebie?

Potter nie, powiedzcie mi, że nie powiedział tego, to moja wyobraźnia, chuja, a nie wyobraźnia to kurwa rzeczywistość a on na mnie patrzy, czekając na odpowiedź. 

-Emm zielone jabłka, świeże drewno i...- wymyśl coś na szybko, pospieszał się w myślach- skoszoną trawą!- co, naprawdę gorzej nie mogłeś powiedzieć, przecież ty masz alergie debilu..

-Hm ciekawe

W tym momencie zadzwonił dzwonek, zebrałem szybko swoje rzeczy, nie czekając nawet na ocenę,  wybiegłem z klasy, nie uciekłem za daleko, bo zatrzymała mnie dłoń, przez chwilę moje serce stanęło, na szczęście była to kobieca dłoń, Pansy.

-Coś ty tak uciekł, jakby się paliło- spojrzała na mnie znowu tym swoim wzrokiem matki.

-Tak po prostu- powiedziałem szybko na jednym wydechu, a ona położyła dłoń na mojej klatce piersiowej. 

-Serce ci wali, co tam się wydarzyło, nie gadaj poczułeś Po...- zatkałem jej usta, ciągnąc ją w jakiś zaułek, żeby nikt nas nie usłyszał. 

-Tak do cholery moja amortencja pachniała do kurwy Potterem.

-O ja pierdole...- szepnęła cicho, ale widziałem po niej, że ma ochotę skakać i piszczeć z radości- Musisz z nim pogadać! Może on też poczuł ciebie!

-Pojebało cię, a jak nie? I zrobię z siebie debila, nie chcę niszczyć tej przyjaźni, jaka jest między nami.

-Och Draco, jaki ty ślepy jesteś...- złapała się za głowę. 

-O co ci chodzi?

-Podobasz mu się! Widać to.

-Ohoho nie ma szans, coś ty sobie ubzdurała.

Another Side Of Draco Malfoy Where stories live. Discover now