NIGDY

753 21 5
                                    


Dwa dni później przypomniałam sobie że Dylan , zostawił bluzę w moim pokoju. Stwierdziłam że wejdę do jego pokoju i ją tam zostawię. Weszłam do pomieszczenia , poczym skierowałam się na krzesło by odłożyć ubranie. Odkładając bluzę , zauważyłam pistolet leżący na opodal biurka. Nie chciałam go dotknąć , nie daj boże używać ale jakaś siłą ciągnęła mnie do niego. Moje wgapianie się w broń przerwał zziajany Dylan. Odruchowo odeszłam od broni. Gdy  zobaczył , czemu się przyglądałam zabrał pistolet z mojego pola widzenia i ryknął :

 - Kto POZWOLIŁ CI WEJŚĆ DO MOJEGO POKOJU ?!!

 - Chciałam odłożyć twoją bluzę , którą ostatnio zostawiłeś. To że zauważyłam pistolet nie jest moją winą. To ty zostawiłeś go na wierzchu - odpowiedziałam spokojnie patrząc  w jego niebieskie oczy.

 - I TO , WEDŁUG CIEBIE JEST POWÓD DLA KTÓREGO MOŻESZ WCHODZIĆ DO MOJEGO POKOJU BEZ MOJEJ ZGODY , I PATRZEĆ SIĘ NA PISTOLET ! ?!?

 - Tak. Poza tym patrzenie na pistolet nie jest zbrodnią. Raczej trzymanie go , jeśli nie masz zgody. I przestań na mnie krzyczeć. 

Wtedy Dylan , postradał zmysły i uderzył mnie. W prawy policzek. Czując piekący ból , i próbując zachować spokój oraz zimną krew wybiegłam z pokoju. Skierowałam się do salonu , gdzie siedzieli bliźniacy , Will oraz Hailie. Ja nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Rodzina która miała mnie pokochać , uderzyła mnie za nic. W sensie  jej członek. Chciało mi się płakać , zapaść pod ziemię czy rozpłynąć się w powietrzu. Ból fizyczny potęgował ból psychiczny. 

 - Co ci się stało , Betty ? - zapytała przerażona siostra.

 - Dylan mnie uderzył - syknęłam. Wszyscy byli niezwykle zdziwieni. Chyba Dylan jeszcze nigdy nie uderzył żadnego z Monetów. No cóż , jestem pierwsza. Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Ja dostałam zimny lód by nieco uśmierzyć ból , natomiast Dylan po paru minutach zszedł na dół. 

- Gówniara , weszła bez pytania do mojego pokoju ! - słyszałam z za drzwi. Po kilkunastu minutach Dylan łaskawie pojawił się w kuchni.

 Patrzyłam na niego wzrokiem pełnym furii , a on udawał że mnie nie ma. Nie chciałam z nim przebywać , nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Przeszło mi przez myśl aby zadzwonić po policję czy opiekę społeczną , lecz natychmiast ją odgoniłam. Nie dali by się jej dostać do środka , i wmówili by im że jestem chora psychicznie czy coś takiego. 

 - Przepraszam. - powiedział sprawiając wrażenie osoby której bardzo trudno jest wyrazić skruchę czy jakąkolwiek pokorę. I  w sumie taką personą był.

 Dalej wpatrywałam się w niego , milcząc. 

- Lizzy...- gdy wypowiadał moje imię odwróciłam się na pięcie. 

Nigdy mu nie wybaczę. Nigdy. 

𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭. 𝐒𝐳𝐦𝐚𝐫𝐚𝐠𝐝Where stories live. Discover now