Rozdział 14.

23 6 8
                                    

Obudziłam się ze spokojnego snu, przetarłam oczy, miarowo oddychając. Wciąż przyzwyczajałam się do tego, że słońce już wstało, kiedy uniosłam się do siadu. Pierwszym co tego dnia miałam zobaczyć była czerwona kartka w kalendarzu.

25 grudnia.

To był ten dzień, który dla wielu był najlepszym, a dla innych znienawidzonym. Dla mnie był jedynym dniem w roku, tak bardzo wypełnionym sprzecznościami. Oczywiście uwielbiałam nastrojowość świąt. Był to cudowny czas, gdzie wszyscy byli dla siebie życzliwi, i chociaż po jakimś czasie zaczynało mnie to porządnie wkurzać, miało to pewien swój urok. Wciąż miałam w sobie dziecięcą radość, kiedy wypatrywałam pierwszej gwiazdki i nie sądziłam, żeby kiedykolwiek miało się to zmienić. Jednak nie przepadałam za świąteczną kolacją. Za momentem, w którym siadamy do stołu, atmosfera robi się napięta, ale wszyscy musimy ją wytrzymać, bo tak wypada. Bo to w końcu Boże Narodzenie, i choć nikt z nas nie jest szczególnie wierzący, tradycji musi stać się zadość.

Nie byliśmy zwykłą rodziną, która niekomfortowo czuła się przy kolacji świątecznej, bo wujek pokłócił się z dziadkiem o politykę. Byliśmy rodziną, w której matka była tyranem, tata miał do niej żal o to, że w ogóle ją pokochał, a ja byłam wiecznie pilnowana, żeby aby na pewno nie zjeść za dużo i szykanowana za każdy błąd mojego życia.

Co roku spędzaliśmy święta w czteroosobowym gronie. Przyjeżdżała do nas babcia Wendy, mama mojego taty, na co dzień mieszkająca w Edynburgu. Ona jako tako potrafiła uratować święta i nie dopuścić do wielkiej kłótni w domu Smeets'ów. Wendy była kobietą ciepłą, wyrozumiałą i łagodną. Bił od niej blask rodzinnej bliskości, która powinna panować w domu zawsze, choć my stanowiliśmy wyjątek od tej reguły. Zawsze byłam jej oczkiem w głowie, a za moich czasów dziecięcych i w okresie wczesnej nastoletniości, bardzo często się ze sobą kontaktowałyśmy, rozmawiając przez telefon. Znalazłam w niej wówczas swoją przyjaciółkę.

Na zegarze wybiła równo 8 rano, gdy cały dom pogrążył się w donośnym brzdęku dzwonka do drzwi. Przebierałam się wówczas z piżamy w czarne, dopasowane jeansy i szeroki biały sweter z golfem, kiedy usłyszałam, dochodzące z dołu radosne głosy.

- Kochani moi! Ależ się stęskniłam. - wołała babcia.

- Cześć, mamo. Jak miło, że już jesteś! - przywitał się ciepło mój tata, a ja uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl o formującym się na jego twarzy szczęściu.

- Auroro! Zapraszam na dół. - usłyszałam surowy ton mamy. Przewróciłam oczami w swoich czterech ścianach, nie mogąc się powstrzymać od tego jakże buntowniczego zachowania.

- Sekunda! - odkrzyknęłam, ponieważ nie byłam jeszcze do końca ubrana.

Podwinęłam rękawy swetra, oceniając mój wygląd w lustrze, gdy drzwi do pokoju z hukiem się otworzyły. Odwróciłam się w stronę stojącej w progu matki.

- Przepraszam, czy wiesz co to pukanie? - spytałam złośliwie, marszcząc nos.

- Auroro, wołałam cię. - powiedziała, jakby nie było to oczywiste. - Kiedy tak się dzieje, oczekuję natychmiastowego stawienia się. - skarciła mnie. - Myślałam, że jesteś już nauczona.

- Bo jestem. - odparłam sucho. - Musiałam się ubrać. - poprawiłam złoty łańcuszek zwisający na mojej szyi.

- Zapraszam na śniadanie. Nie każ babce czekać. - zarządziła oschle, po czym wyszła z pomieszczenia.

Świetnie. Akurat w tym roku nie miałam zamiaru psuć świąt, ale los miał chyba dla mnie jakieś inne plany. Jak niby miałam z nią wytrzymać?

Kiedy zeszłam do kuchni, od razu przywitała mnie babcia Wendy, która podbiegła w moją stronę, rozkładając ramiona. Trzymała mnie w ciasnym uścisku, który tak bardzo kojarzył się z domem, jaki chciałabym mieć. Jej blond włosy zakręcone były na wałki, tak jak zawsze je stylizowała, i sięgały do ramion. Miała bladą skórę, wypełnioną zmarszczkami i jasnobrązowymi przebarwieniami. Różowe usta rozciągały się w szerokim uśmiechu, który obnażał jej zęby. Ale nie tylko usta się cieszyły, u niej radosna była cała twarz. W tym oczy, które zwykle najtrudniej było zachęcić do uśmiechu.

Will be betterWhere stories live. Discover now