Całe szczęście Caroline nie było w domu, bo zapewne zabiłaby mnie za te darcie się. O Nicholasa to się nawet nie muszę martwić, bo on pewnie jak zwykle śpi, jak zabity. Po chwili, gdy nasz śmiech opadł, spojrzałam na swojego przyjaciela i powiedziałam:

— Błagam zamilcz, bo kolejnej dawki śmiechu mój brzuch nie wytrzyma! - mruknęłam wskazując w jego stronę palcem.

Zaczęłam zmywać wielką plamę z lustra, a w tle usłyszałam ciche westchnienie.

— Jakie plany na dzisiaj macie?

— Spać i znów śnić o chłopaku moich marzeń - wymamrotał Li, a ja przygryzłam dolną wargę, powstrzymując swój śmiech.

— A ja, teraz będę nakładać se maseczkę, a potem czekać na pierdolony bal.

— Rossi, maseczka nie sprawi, że wyładniejesz - odparł zdumiony Marcus, przez co rozdziawiłam usta i pokazałam w jego stronę środkowy palec.

— A, no tak masz dziś bal.

— Ta, masakra jednym słowem - mruknęłam, po czym
sięgnęłam po maseczkę.

— Musisz tam być?

— A myślisz, że matka by mi pozwoliła zostać? ten bal to pieprzona świętość jej.

I to dosłownie. Mogłabym skłamać, że się źle czuję, to za chuja by to nie przeszło. Wezwałaby najlepszych, prywatnych lekarzy, bylebym tylko mogła wyzdrowieć, przed tym balem.

Chyba musiałby mnie potrącić jakiś samochód, by nie iść tam.

Nałożyłam na swoją twarz maseczkę w kształcie niedźwiedzia i od razu poczułam, jak jej chłodzący dotyk relaksuje moją skórę. Cóż, maseczkę muszę trzymać na twarzy z jakieś 15 minut, dlatego nie tracąc czasu wyszłam z toalety i skierowałam się w stronę drzwi.

— Wo, wyglądasz w tej maseczce seksi stara - odparł Liam z dwuznacznym uniesieniem brwi.

— Kogo upolujesz dzisiaj? - zapytała blondynka, przez co mimowolnie przewróciłam oczami. Czy ich myśli zawsze muszą wiązać się z jednym? Poważnie?

Zeszłam na dół do kuchni, przemierzając długi korytarz, aż w końcu trafiłam do celu. Skierowałam się w stronę szafek, aby zrobić sobie proste I szybkie śniadanie - płatki z mlekiem.

— Może Alvareza? - zapytał Marcus, przez co od razu zmrużyłam złowrogo oczy i posłałam mu środkowy palec.

— Nie, idioto i pierdol się.

Nasypałam kolorowych płatek w kształcie kuleczek I podeszłam do lodówki, aby wyciągnąć mleko I ujrzałam małą karteczkę, która była przylepiona. Jednak nic istotnego oprócz przypomnienia o balu, nie było.

Kiedy miałam zabrać się za jedzenie, do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Uniosłam wzrok w górę, jakbym prosiła boga o jakąś przysługę. Spojrzałam w kamerkę w stronę zdezorientowanych przyjaciół i głośno westchnęłam.

— Bo mnie pojebie, kto teraz wydzwania do mnie i zakłóca mi śniadanie.

— Może jakiś tajemniczy wielbiciel - stwierdził Li.

Z pewnością wielbiciel, ale który?

Leniwym ruchem skierowałam się do drzwi. Kiedy je otworzyłam zastałam w nich kuriera, który trzymał piękny bukiet czerwonych róż.

— Victoria Rossi?

— Tak, od kogo ten piękny bukiet?

— Niestety nie ma adresata.

CorruptionOù les histoires vivent. Découvrez maintenant