/1/

27 1 0
                                    

Książka fabularna, w głównej mierze będzie polegać na poukładaniu rozdziałów w dobrej kolejności aby zrozumieć fabułę. !!!

W mrocznym Seattle, miasto niepewnej pogody, ukrywało w sobie niezliczone historie. Wszystko to działo się w otoczeniu deszczu, który zdawał się być tłem dla tajemniczych wydarzeń. W tym zapomnianym przez słońce miejscu mieszkała pewna kanadyjska dziewczyna o krótkich rudych włosach, jakby chciała zdobyć władzę nad wiatrem i dać życiu nową barwę.

Na myśl o opuszczeniu ciepłego łóżka, Elizabeth Lee czuła, jakby dusza jej się broniła. Niemal znamiona ducha przeciwstawiały się wstaniu, ale wewnętrzny gniew i moc kierowały ją do walki dnia, który się przed nią rozciągał.

Po piętnastu minutach niemożebnego przekonywania siebie, dziewczyna postanowiła wyjść z pod kołdry. Jej pierwszym krokiem było pójście do łazienki, jakby próbując zmyć z siebie opór.

Dzienny plan Elizabeth wyznaczała w sercu, które tętniło jak płomień. Po wypełnieniu obowiązków, które wcześniej zapisała na liście wczorajszego wieczoru, zamierzała pozwolić sobie na chwilę przerwy. To była droga, którą odważnie kroczyła.

Poranne spotkanie z drużyną Gamma, rodzinnym zespołem, którego była dumną liderką, miało przynieść plany i cele na ten nowy dzień. To była chwila, kiedy cień tajemnicy splatał się z zaplanowanymi działaniami. Podejrzane myśli tkwiły w głowie, jak dusza w pięści, czekając na rozwiązanie zagadki.

Rudowłosa kapitanka ubierała się w strój wojskowy, jakby przywdziewała zbroję wiedźmy walczącej z mrocznymi siłami. Kamizelka kuloodporna tworzyła barierę ochrony, a bluza wojskowa z oznaczeniami rangi i zasług przemawiała o przeszłości, jaką nosiła ze sobą. Jej wybory w ubiorze nie były tylko wygodą, ale wyrazem niepokonanej woli.

Z zakresłem przygotowanej wojennej maski, Elizabeth kierowała się ku swojemu samochodowi służbowemu. Ten środek transportu, oznaczony jak maskotka kapitana, przenosił ją i jej drużynę przez miasto jak duch z przeszłości.

Michael przewertował godzinę na swoim zegarku - 7:18. Jego oczy zbłądziły na metalowych drzwiach windy, które otwarły się w ciszy, jakby duch przyszłości go witał. Wszedł, znajdując się w miejscu, które miało go zaczarować, ale ruchy i myśli o pracy w Bio Korporacji wręcz paraliżowały.

Podążył do sali, zdecydowany odkryć, jakie czary ukrywa ten dzień. Twarz piękna Seattle odsłoniła swoje karty, wciągając go w wir nadchodzących wydarzeń.

Salą władnął cichy duch niewiadomego, a Michael wydał się być jedynym egzemplarzem tego magicznego świata. Wpatrywał się w szybę, gdzie duch tajemniczej postaci odszedł jak mgła, pozostawiając go w duchowym chaosie.

Zaklęty w myślach, spojrzał za siebie i... zobaczył. Postać w długim płaszczu, trzymająca w dłoniach broń, przenikała przez niego, jakby była duchem poprzedniego życia. Czarne włosy błyszczały, a brązowe oczy patrzyły jak postać znika z jego widoku.

Postanowił więc śledzić ślad tajemniczej postaci. Cichym krokiem skierował się w kierunku drzwi, które delikatnie otworzył, jakby odsłaniał nowy rozdział w ukrytej księdze.

Rozglądał się tam, gdzie niedawno stała ta enigmatyczna postać, a teraz widok zniknął bez śladu. W głębi umysłu pojawiła się myśl, że to może być już efekt wyobraźni, ale serce nadal bijące jak opętane, nie chciało odpuszczać, dając się ponieść emocjom.

Zaskoczenie malowało się na jego twarzy, gdy nikogo tam nie zastał. Rozpływało się ono w podejrzanej mglistości, a przemykała przez niego myśl, że to już zapewne efekt iluzji. Jednak w oczach młodzieńca wciąż tkwiła nuta niepokoju, jakby dusza jego wciąż odmawiała przyjęcia spokoju.

Gdy w końcu zaczynał uspokajać swoje wewnętrzne tumult, na jego ramieniu poczuł dotyk cudzej dłoni. Przerażenie i zdziwienie skończyły się w krótkim odruchu cofnięcia się. Zerknął na rękawiczkę, którą ta tajemnicza postać miała na dłoni, i zobaczył ją teraz na ręku chłopaka stojącego przed nim.

- Nie masz powodu, by się mnie bać. Nie zamierzam cię skrzywdzić - wypowiedział chłopak w okularach, gładząc się po karku, jakby próbując oderwać się od rzeczywistości.

Twarz tego chłopaka przetarła wyraźne, białe pasmo na polu rzeczywistości. Z jego ubrania emanował spokój i wiedza, tak jakby miał w sobie tajemnicę, która była kluczem do rozwiązania ukrytej zagadki.

- Przepraszam, nie zauważyłem pana wcześniej. To dlatego się przestraszyłem - wydobył z siebie Michael, czując się zakłopotany, jakby próbujący zrozumieć nową rzeczywistość.

- Nie ma potrzeby przepraszać, Micheal'u. Witaj w Bio Corporation - powiedział chłopak w białym fartuchu, podkreślając swoje słowa uśmiechem, który zdawał się być kluczem do odkrycia tajemnic świata przed nimi.

Arthur Miller stał przed Michealem w długim, białym fartuchu lekarskim, który wisiał swobodnie na jego sylwetce. Nad kieszenią fartucha znajdowała się plakietka z małym logiem i napisem "Dr. Arthur Miller". Jego twarz była owinięta w otulający uśmiech, a okulary na nosie zdawały się ukrywać tajemnice głęboko skrywanej wiedzy.

Brązowe włosy układały się nieregularnie, podkreślając jego wyrazistość, a spokojne oczy ukazywały pewność siebie i zrozumienie, jakby odgadywały więcej, niż dało się wyrazić słowami.

"The mission of all good"Where stories live. Discover now