Rozdział 7

48 9 11
                                    

   Zostawienie całej restauracji, która trzymała się na nogach tylko z powodu wysokiej jakości jedzenia, które przyrządzał Clay, było ciężkie.
—Naprawdę, chcesz się zwolnić?—jego szef nie był zadowolony z przebiegu sytuacji. Lubił Clay'a, i lubił jego jedzenie. Dla restauracji stara kucharza, mogła być katastrofą.
—Tak...
   Szef posmutniał.
—Hej! Ale przecież nie zostawię was bez żadnych przepisów, tak?—powiedział odważnym tonem.
   Nie miał na to ani grama czasu, jednak z przymusu, który zafundował mu jego mózg - postanowił nauczyć innych kucharzy gotować tak, jak on.

   Po godzinie nie byli nawet w połowie celu.
—Napewno masz na to czas?
—Szczerze nie. Ale cię lubię i lubię innych tutejszych pracowników. Wiem, że zależy ci na tej restauracji—wypowiedział—a więc dam z siebie wszystko.
  Mężczyzna, który tego dnia zamówił jedzenie, a później poprosił Clay'a o przyjście aby spytać się go o propozycje pracy. Zaczął do niego dzwonić.
   Clay prędko odebrał telefon.
—Tak?
—Mam zgodę—powiedział Ben.
—Oh super!
—Prawda—odpowiedział—czekaj czy ja słyszę odgłosy gotowania.
—Tak, nie mogę ich tu tak zostawić bez profesjonalnych kucharzy—opowiadał podczas mieszania bulionu.
—Jesteś naprawdę uczynnym człowiekiem. Chciałbym się z tobą spotkać jutro około piętnastej pod tą restauracją.
—Mhm. Jasne—powiedział.
   Gdy rozmowa dobiegła końca, Clay dalej udzielał „korepetycji" innym kucharzą. To trwało wieki. Gdy zrozumiał, że zrobił tyle ile mógł - bo więcej się już nie dało. Zwolnił się i wyszedł po raz ostatni z pracy.
   Bycie prywatnym kucharzem, jakiegoś znanego w Londynie człowieka było przerażajace. Jeden zły ruch i może zostać zwolniony.

   Usiadł na kanapie w swoim małym mieszkaniu, spojrzał na porozwalane po podłodze butelki wina. Stare problemy wcale nie znikają, trzeba by było się z nimi uporać - nie teraz. Jutro.
   Nie znał swojego ojca, ale z opowieści babci mógł wnioskować, że radzenie sobie z problemami zapijając je mógł przejąć po ojcu. Podobno ten człowiek, gdy coś mu nie wychodziło wpadł w taki szał, że jedynie porządny łyk wysoko procentowego trunku mógł pomoc przy jego agresji.

   Clay nigdy nie wpadł w to, aż tak. Mógłby być z siebie dumny, ale raczej nie teraz - gdy trzyma w ręku butelkę wódki.
   Tak może być z siebie dumny jutro.

~

   W tym samym czasie George Davidosn słuchał poważnych wywodów, ludzi, którzy mu pomagali.
Menadżer mówił to, jego prawa ręka tamto a jeszcze inny spec zdjęciowy wychodził z innym założeniem.
   To jakiś absurd, że George ma słuchać tych słownych przepychani.
—Możecie sobie wszystko poukładać i powiedzieć mi co? jak? gdzie? kiedy?—spytał wreszcie zatykając sobie uszy dwoma rękami.
—George—powiedział Jack. Zdał sobie sprawę, że model go nie słyszy dopiero, gdy ten wyszedł z pokoju.

   Wrócił do swojej sypialni, a której panowała idealna cisza. Wysokie ściany i perfekcyjny porządek pozwalały mu słyszeć swoje oddychanie.
   Zadzwonił telefon.
—Hej, George. Jak sobie radzisz?—dzwoniła jego starsza siostra, właściwie to ona zagmatwała go w sprawę modelingu. Nie chciał mówić, że robi coś czego nie chce, ale właściwie tak myślał.
—Dobrze. Oczywiście, że dobrze jak miałoby być?—zaśmiał się sztucznie—właśnie uzgodniliśmy co będę robić w następnym tygodniu i takie tam.
—Super! Brzmi, że bawisz się świetnie.
—Jasne—powiedział z udawanym entuzjazmem—miałaś racje, ta praca jest dla mnie.
   Ta praca oprócz przynoszenia dużej ilości problemów zdrowotnych chłopakowi i wywoływania w nim kompleksów, nie przynosiła mu nic. Chyba, że pieniądze. Cóż chłopak w wieku dwudziestu sześciu lat był już bogaty. Był milionerem.
—Oczywiście, że miałam racje!—krzyknęła—zafundowałam ci lepsze życie, George. Dzięki mnie nie musisz się męczyć tak jak ja, gdy byłam w twoim wieku.

   Doceniał to. Naprawdę bardzo doceniał fakt, że jego siostra tak o niego zadbała, ale jednocześnie go skrzywdziła. George nie widział jak się zachowuje, że jego zachowanie w stosunku do poprzednich kucharzy było nie w porządku. Nikt go tego nie uczył - był milionerem, mógł traktować ludzi jak chce.

—Bardzo to doceniam, Linda—wymówił.
—Aż się rozklejam, gdy widzę ciebie takiego szczęśliwego na wywiadach.
—Wzruszasz się z mojego powodu?—spytał.
—Tak. Jako dobra starsza siostra mam taki obowiązek.
—Ile ci przelać?
—5000$ wystarczy.
   Przelew się udał - rozmowa się zakończyła.

„Jako dobra siostra" — pomyślał sobie.
   Za każdym razem ich rozmowa wyglądała tak samo. Za każdym razem kończyło się na pieniądzach. Jego siostra mogłaby znaleźć sobie prace - ale woli żyć, nie za swoje pieniądze. A George jako „dobry brat" daje jej tyle ile potrzebuje.
Robił słusznie.

Po długiej poważnej rozmowie do pokoju George'a przyszedł Jack - jego Menadżer.
—Fajnie się bawiłeś przenosząc wszystkie obowiązki na mnie?
—Pomyślmy—powiedział George—od czego tutaj jesteś?
—Od pomagania ci. Nie robienia wszystkiego za ciebie—oznajmił. Jack miał prawo być zły, miał prawo czuć się obciążony. Miał swoją rodzine i życie a pomimo wszystko litował się nad jakimś szczęściarzem, którego życie było usłane różami.
—Pomagasz mi w taki sposób, dostajesz za to w chuj pieniędzy—powiedział—możesz mi nie robić problemu o to, że płace ci za twoją pracę?
—Płace, płace, płace—powtarzał po George'u, Jack—płacisz. Ale łatwiej było by żyć w zgodzie, znajomosci z pracy.
—Dobrze, a więc skoro chcesz zostać moim przyjacielem to dlaczego mam ci płacić? Przyjaciele sobie pomagają.
—Patrzysz na świat z jakiegoś chujowego punktu widzenia—powiedział Jack, po czym zostawiajac chłopaka samego wyszedł z dużej sypialni.
—Pierdol się!

~

Leżał całkowicie pijany na swojej malutkiej sofie. Nie martwił się, nie bał się, nie obwiniał się o przeszłość i nie myślał o przyszłości.
Wódka to najlepsze lekarstwo.

Hai finito le parti pubblicate.

⏰ Ultimo aggiornamento: Jul 18, 2023 ⏰

Aggiungi questa storia alla tua Biblioteca per ricevere una notifica quando verrà pubblicata la prossima parte!

Nie z tego świata ~ DNF Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora