Rozdział 4

42 9 12
                                    

Otworzył drzwi. Jego serce szalało, bał się. Trząsł się ze strachu - co jeśli jego życzenie zostało spełnione? Co jeśli zobaczy swoją babcie leżąca na podłodze...

Ruszył dalej - przemierzył salon i kuchnie, łazienkę. Został pokój kobiety. Wszedł bez wachania, aby ujrzeć jak starsza smacznie sobie śpi.
Odetchnął z ulgą.

Nie było już powodu, aby kłaść się spać.
Przygotował posiłek, posprzątał i nakrył do stołu. Ułożył ulubiony obrus swojej babci na stole.
—Dzień dobry kochanie—powiedziała.
—Cześć—uśmiechnął się.
—O której wróciłeś do domu?—spytała—czułam się wczoraj tak koszmarnie... zasnęłam o osiemnastej.
Poczuł te same uczucie, które towarzyszyło mu, gdy wchodził do domu.
—Wróciłem około pierwszej—odpowiedział—babciu czy wszystko w porządku z twoim zdrowiem?
—Ah, Tak!—mówiła z pewnością—czuje, że dożyje następne sto lat!
—Tak... tego właśnie ci życzę—na jego twarzy zabłysnął sztuczny uśmiech.
Wczoraj życzył jej śmieci...

Zjadł, wyszedł, udał się do pracy.

—Może powinnam mu powiedzieć, że gwałtownie podskoczyło mi wczoraj ciśnienie?—myślała głośno podczas zmywania naczyń kobieta, której serce nie tylko było złote ale też bardzo chore.

~

Nadszedł poniedziałek, a wraz z nim - wiele smutnych twarzy, które chłopak mijał chodząc po placówce edukacyjnej. Wiele ludzi, którzy prawdopodobnie wczoraj bawili się do ostatniego tchu, aby teraz przechodzić koszmarnego kaca.
Wielu z tych ludzi znał, część kojarzył - każdy, jednak znał go.
Uśmiechniętego chłopaka z manierami, który chociaż ma ciężką sytuacje domową nie daje swojej rzeczywistości przejść na innych ludzi.
Pomaga, wspiera - nigdy nie dostał tego samego.

—Dobrze—powiedziała nauczycielka—czy ktoś chciałby zgłosić nieprzygotowanie?
Cholera...
Clay podniósł rękę, klasa bez wachania spojrzała się na niego z zdziwieniem.
Okej. Na kurwe wy wszyscy się na mnie gapicie?
Kobieta zerknęła na chłopaka.
—Clay, wszystko w porządku z babcią?—spytała bez wachania.
—Oczywiście—odpowiedział z sztucznym uśmieszkiem—wczoraj mówiła, że mogłaby przeżyć jeszcze sto lat.
Mhm.
Czasem to wszystko wzbudzało w nim agresje, którą starał się kontrolować - jednak czasem mu się nie udawało. Nie było to dziwne.
Ten człowiek był postrzegany jako najbardziej grzecznego, uczynnego człowieka w tej szkole - gdy co sobotę zapijał swoje myśli. Doprowadzając się do gorszego stanu, niż był.

—Miss—przerwał swojej nauczycielce—mógłbym wyjść do toalety?
—Oczywiście.
Wstał z miejsca. Nie oglądał się za ludźmi, którzy widzieli w nim, kogoś kim wcale tak naprawdę nie był a chciał być. Tak bardzo chciał by być tym Clay'em Wastaken'em.
Wszedł do męskiej toalety.
Czasem ta agresja... staje się taka nie do opanowania - walnął ręką w ścianę tylko po to, aby później cicho skomleć z bólu. Fizycznego, lub psychicznego.
Cóż nikt nie uzna go za głupiego, gdy dowie się, że popłakał się, bo boli go ręka - gorzej, było by powiedzieć, że jest z nim źle.

Po minucie krwawienia udał się do pielęgniarki.
—Clay, jak to się stało?—pytała.
—Czy jest to ważne?—wywrócił lekko oczami.
Kobieta puściła jego ręce z uścisku.
—Clayton—powiedziała—nie poznaje cię.
Nie przejmował się tym. Słuchał co kobieta ma do powiedzenia na jego temat. Do momentu.
—Jesteś uczynnym człowiekiem, posiadającym maniery i powinieneś być wzorem dla uczniów tej szkoły—wypowiadała coś o czym chłopak od dawna wiedział—twoja babcia nie byłaby dumna z takiego zachowania.
—Okej—wyrwał swoją rękę—mam dość.
Wyszedł.

Nie z tego świata ~ DNF Where stories live. Discover now