Nagle do Remusa dotarło, o co chodziło i był w połowie zły, a w połowie zażenowany Syriuszem.
– Co? – zapytała Marlene, zatrzymując się prosto przed drzwiami do biblioteki. – Co to za mina?
– Uch, Marlene, słuchaj, naprawdę przykro mi z tego powodu, ale... – wyjaśnił jej to najlepiej, jak potrafił.
Okej, w porządku, prawdopodobnie zamierzała powiedzieć Mary, a Mary z pewnością powiedziałaby o wszystkim każdemu na ich roku, ale według Remusa to dobrze zrobiłoby chłopcom. Czerpał wyraźną przyjemność ze zrujnowania szans Syriusza w wygranej zakładu. Na szczęście Marlene była bardzo rozsądną dziewczyną i pod koniec wyjaśnień Remusa już chichotała.
– Teraz wszystko ma sens? – powiedziała. – James ciągle próbował powstrzymać Syriusza od rozmawiania ze mną. Ci chłopcy! Są takimi idiotami.
– Tak – Remus uśmiechnął się, zadowolony tym, że ktoś podziela jego opinię.
– Och, świetnie, teraz będzie zabawnie – Marlene uśmiechnęła się złośliwie, gdy weszli do biblioteki, ściszając głosy. Potem dodała, trochę tęsknie. – Szkoda, że James nie próbował. Mógłby mieć szansę.
Remus uniósł brwi.
– Cóż, jego uwaga skupiona jest na Lily.
Marlene westchnęła.
– To przegrana bitwa. Nieważne.
Usiedli przy swoim ulubionym stoliku, który znajdował się blisko największego okna i zapewniał trochę naturalnego światła. Remus wyciągnął swoje notatki i pokazał Marlene, jak wymieniał wszystkie cechy gromoptaków, potem feniksów, a następnie jak zaczął porównywać te dwa gatunki. Wdzięczna za pomoc, Marlene zaoferowała swoje notatki z astronomii i oboje spędzili miłą godzinę, pisząc. W końcu nadszedł czas na kolację.
– Remusie – powiedziała Marlene cicho, kiedy kończyli. – Czy wszyscy Huncwoci biorą udział w tym zakładzie, czy to tylko James i Syriusz?
– Eee... Myślę, że Peter też. Myślę, że teraz może tego trochę żałować.
– Więc ty nie?
– Nie! – odparł trochę głośniej niż zamierzał.
– Szkoda – odparła, mrugając. – Bo założę się, że byś wygrał.
Prychnął.
– Jasne.
– Dziewczyny cię lubią! Jesteś naprawdę fajny, miły i mądry.
– Och, zamknij się.
– Pocałowałabym cię.
– O Boże, Marlene... – Remus przyspieszył kroku, poczuł, że jego uszy są bardzo gorące. – Jesteś moją przyjaciółką!
– Tak, ale tylko po to, żebyś wygrał zakład – uśmiechnęła się, dopasowując się do jego tempa. Zapomniał, jak wysportowana była, a jego biodro ciągle bolało. – Nikt ci się nie podoba?
– Nie. Chodźmy, jestem głodny.
To było kłamstwo, pomyślał Remus. Jednak w pewnym sensie tak się czuł.
* * *
– Dalej, Gryffindor! Gryffindor! – skandował Remus ze wszystkimi innymi. Peter dziko wymachujący swoim szalikiem nad głową niczym szaleniec z lasso pomógł Remusowi pozbyć się jakiegokolwiek zakłopotania, które odczuwał w stosunku do siebie.
Denerwował się, bardziej niż przy pierwszej grze Jamesa i Marlene, ponieważ Syriusz – który oczywiście był bardzo dobry w lataniu – nie zawsze podejmował najlepsze decyzje pod presją. A quidditch był bardzo niebezpiecznym sportem, jeśli było się nieostrożnym.
YOU ARE READING
All the Young Dudes 1-4
FanfictionTŁUMACZENIE Oryginał można znaleźć na ao3 11.11.23r. - 1 #huncwoci 11.11.23r. - 1 #wolfstar 11.11.23r. - 1 #franklongbottom 24.11.23r. - 1 #marymacdonald 24.11.23r. - 1 #brzmigejowsko
Czwarty Rok : Listopad ( część 1 )
Start from the beginning