Rozdział 11

504 21 0
                                    

Pov. William
-Skoro masz wolne, może zaszczyciłbyś mnie jednym tańcem? -zapytał mnie Vincent, unosząc kąciki ust w bezwstydnym uśmiechu. -Salka główna jest wolna, tancerka przed chwilą zwolniła scenę. To jak będzie?
Podszedł do mnie, trochę za blisko i pochylił się, sprawiając tym, że poczułem się bardzo niekomfortowo. Przed oczami stanęła mi sytuacja z tamtym mężczyzną, ale szybko odpędziłem od siebie to wspomnienie.
Jeśli Vincent naprawdę jest kuzynem Harry'ego, to nie zrobiłby mi czegoś takiego.
Usłyszałem pełne pogardy prychnięcie Emmy, zza pleców Kobayashiego.
-No i nad czym ty się zastanawiasz, Venter? -spytała nieprzyjemnym głosem. -Przecież tańczenie na tej rurze, to twoja praca. Idź z Vincentem i przestań robić problemy.
-Ale... -zacząłem, jednak zaraz potem zacisnąłem usta i pokiwałem głową.
W słowach Emmy było trochę prawdy. No i w końcu, co mi szkodzi?
Vincent będzie przecież taki sam jak wszyscy inni przed którymi tańczyłem.
-Wspaniale. -powiedział przeciągle ciemnowłosy, teraz już prawie przyciskając mnie do ściany.
Odchrząknąłem.
-To... chodźmy już może? -zaproponowałem niepewnie.
-Jasne. -odparł Vincent i osunął się.
Przepuścił mnie w drzwiach i razem ruszyliśmy do głównej sali.
O tej godzinie nie było tu już zbyt wiele osób.
Tylko jakiś starszy mężczyzna i dwójka wstawionych chłopaków, mniej więcej w moim wieku.
Vincent rozwalił się na kanapie ustawionej tuż przy scenie i pstryknął palcami, przywołując tym gestem Isaak'a, żeby przyniósł mu coś do picia.
Tymczasem ja wdrapałem się na scenę i stanąłem przy rurze.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z faktu, że jeszcze nigdy tu nie tańczyłem, nie licząc oczywiście tego jednego razu na którym przyłapał mnie Harry. Trochę mnie ta świadomość zestresowała, ale stwierdziłem że to nie będzie się zbytnio różniło od tańców w prywatnych pokojach.
Chwyciłem rurę i wziąłem głęboki wdech.
Kiedy zacząłem, szybko się uspokoiłem.
Wykonywałem dobrze mi znane, monotonne ruchy, a to działało na mnie kojąco.
Skończyłem choreografię i trochę zdyszany odsunąłem się od drążka.
Rozległy się pojedyncze oklaski.
Spojrzałem na Vincenta, żeby po jego reakcji ocenić, czy jest zadowolony i dosłownie zamarłem, wmurowany w ziemię wyrazem jego oczu.
Pociemniały tak bardzo, że nie mogłem zobaczyć gdzie zaczynają się jego źrenice. Ponadto widziałem w nich ogień, którego nie widziałem jeszcze nigdy u nikogo.
W połączeniu z tą głęboką czernią jego tęczówek, wyglądało to po prostu przerażająco.
Wstał, a ja odruchowo cofnąłem się do tyłu.
Vincent przymknął oczu, odczekał parę sekund i je otworzył. Wyglądały już normalnie.
Uśmiechnął się lekko.
Wyciągnął nawet dłoń w moją stronę, żeby pomóc mi zeskoczyć ze sceny.
Ująłem ją ostrożnie i zszedłem na podłogę.
-Masz talent. -odezwał się wtedy Vincent. -Żałuję, że nie zgarnąłem cię przed Harry'm do swojego klubu. -zaśmiał się i mrugnął.
-Też masz swój klub? -zapytałem zdziwiony.
-Nie jeden.
On i Harry musieli być naprawdę bogaci.
-No dobrze, będę się już zwijał. -oświadczył Vincent. -Mam jeszcze parę spraw do załatwienia w związku z moim przyjazdem do Japonii.
-A skąd jesteś? -spytałem zanim zdążyłem ugryźć się w język.
-Mieszkam w Meksyku. -odpowiedział i rozejrzał się po klubie, jakby kogoś szukając.
-No dobrze. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy, Williamie. Nos vemos hermoso...
Nachylił się ku mojej twarzy i przez chwilę myślałem, że pocałuje mnie w usta. On jednak ich nie dotknął, tylko musnął mnie wargami w policzek.
Patrzyłem oszołomiony jak odchodzi, nie będąc w stanie poruszyć nawet palcem.

~aguluniax

In the dark.Où les histoires vivent. Découvrez maintenant