-Rozdział 4-

125 9 4
                                    

W październiku odbywał się zawsze pierwszy mecz Quidditcha, był on w tym roku rozgrywany miedzy Gryffindor'em, a Hufflepuff'em. Helia od samego rana była podekscytowana, wcześniej nie widziała takiego prawdziwego meczu.

Rano razem z Tori, Emily i Luną udała się na śniadanie tym razem jadły przy stole krukonów. Zjadły wspólnie na spokojnie śniadanie i nikt ich nie rozdzielił jak to zazwyczaj się działo, bo chłopcy ze starszych roczników siadali obok Helii. Dziewczynka nadal się zastanawiała dlaczego oni wszyscy to robią? Nie mogła pojąć dlaczego starsi chłopcy się dosiadają.

Po śniadaniu dziewczynki udały się w stronę błoni. W pewnym momencie Helia zwolniła.

-Co się stało Hel?- spytała Luna.

-Ja pójdę jeszcze do toalety, okej?

-Jasne spokojnie mamy dużo czasu, poczekamy przy naszym drzewie, okej?- stwierdziła Tori.

-Yhm- Helia odeszła. W toalecie nikogo nie było. Po załatwieniu swoich spraw umyła ręce i skierowała się do wyjścia, gdy nagle została wepchnięta na ścianę.

-Witaj Black- była to Ginny, a za nią jej koleżanki.

-Witaj Weasley, co cię do mnie sprowadza?- zaśmiała się Helia.

-Dawno się nie bawiłyśmy, twoja rączka się zrasta?- spytała.

-Ojej troszczysz się o mnie jak miło- spojrzała w jej oczy ciemnowłosa.

-Dobra, macie jakieś pomysły co jej zrobić?- spytała Ginny oglądając się na koleżanki.

-Sprawdźmy co ma w torbie- doradziła jakaś blondwłosa, wysoka dziewczyna.

-Uuu, śliczna torba Black, oczywiście modna w latach szkolnych Dumbledore'a- zaśmiała się rudowłosa wyrywając Helii torbę. Wysypała jej zawartość i obejrzała książki, które wypadły na podłogę, były też chusteczki oraz różdżka, którą od razu złapała Helia- jak kujon Black, kujon tylko ci okularów brakuje!- dziewczyny zaśmiały się.

-Odwal się ode mnie Weasley, ze mną przynajmniej chłopacy rozmawiają i to starsi!- zawołała Helia i stwierdziła, że mogła się ugryźć w język. Po chwili dostała za swoje, bo Ginny uderzyła ją w twarz i to w nos. Black zgięła się w pół, a dziewczyny odeszły śmiejąc się. Helia padła na podłogę i zaczęła zbierać książki. Gdy nagle z jej nosa zaczęła lecieć krew. Przechyliła głowę mocno do przodu i uciskała skrzydełka nosa. Wiedziała jak się zachować, bo nie raz obserwowała jak Syriusz tamował krwotok z nosa Remus'a po pełni.

Po chwili krew przestała lecieć. Dziewczyna umyła ręce i twarz w umywalce i zobaczyła plamę na swojej ulubionej bluzce, która była biała w złote łapki. Nadal kręciło jej się trochę w głowie, ale pozbierała resztę książek i ruszyła na błonia. Tam przy drzewie już na nią czekały jej przyjaciółki

-No nareszcie Hel...- Tori przerwała swoją skargę o długim czekaniu na przyjaciółkę gdy zobaczyła plamę krwi na jej bluzce, obdarty i zaczerwieniony nos oraz nieprzytomność dziewczyny- co się stało Hel?- spytała chwytając dziewczynę za ramiona.

-Nic takiego, tylko miałam krwotok z nosa- wyjaśniła przymykając powieki.

-Masz chyba złamany nos, chodź musimy iść do skrzydła szpitalnego- stwierdziła Emily.

-A mecz Quidditcha? Harry gra i ja muszę tam być- mówiła już bardzo cicho dziewczyna.

-Teraz mecz jest nie ważny, za chwilę nam tu zemdlejesz, a łatwiej będzie dostarczyć cię do skrzydła przytomną- oznajmiła Tori.

-Musisz dać radę Hel- dodała Luna. Tori i Emily chwyciły ciemnowłosą pod ramię i zaczęły prowadzić ją w stronę zamku.

-Tylko powiedzcie Harry'emu gdzie jestem- wyszeptała już totalnie osłabiona Helia.

Córka Księżyca i Gwiazd | córka wolfstar Where stories live. Discover now