-Skąd ta nagła zmiana? Czemu przestałeś uważać mnie za wroga?

Harry wiedział, że robi źle wykorzystując fakt nietrzeźwego stanu chłopaka, jednak wiedział też, że za szybko podobna sytuacja się nie zdarzy.

-Nie mam już siły udawać.

-Udawać? Czego?- zapytał zdziwiony.

-Że cię nie lubię? Nie mam już siły na utrzymywaniu reputacji tego złego arystokraty, każdy myśli, że mój ojciec to dla mnie wzór do naśladowania, a prawda jest taka, że po prostu boję się, co mi zrobi jak się mu postawie, nawet własny dom nie jest dla mnie bezpieczny, w kółko tylko słyszę, że mam się podporządkować Czarnemu Panu i grzecznie wykonywać jego polecenia, muszę patrzeć na to cierpienie ludzi, którzy nic nie zrobili.

-Malfoy czy ty... jesteś.

-Śmierciożercą? Twój kochany przyjaciel miał racje, na moim ciele jest znak, który skreśla cię na całe życie, ale co miałem zrobić? Odmówić i pozwolić się zabić w tym pozwolić na śmierć mojej matki, nie miałem innego wyjścia niż tylko zgodzić się na to całe gówno, które teraz jest na moich barkach.

-Chodź, wstawaj chodzimy stąd, pomogę ci wstać- wstał już, żeby pomóc blondynowi, a on tylko zaczął się śmiać pod nosem.

-Śmieszne, czy ty właśnie nie powinieneś celować we mnie różdżką, a nie pomagać kiedy się nachleje, Potter przecież jestem tym, czego nienawidzisz, a ty chcesz mi pomagać, ty serio masz kompleks bohatera, ale mnie już uratować się nie da.

-Wstawaj, nie będę cię oceniać za czyny twojego ojca, bo ty nim nie jesteś, możemy iść do Dumbledora, na pewno ci pomoże- pomógł mu wstać i trzymając go, wyszli z lokalu.

-Drops o wszystkim wie, byliśmy u niego z Snape'em w wakacje, donoszę dla was o czynach i planach Czarnego Pana, tak samo jak Snape

-Dlaczego się na to zgodził, to zbyt niebezpieczne, co będzie jak się dowie, przecież on cię zabije.

-Brzmisz jak Pansy- zaśmiał się cicho- Tak czy siak w końcu mnie zabije, Potter moja rodzina i tak jest już skreślona, ale boże powiedz mi, czemu ty mi pomagasz? Czemu jesteś dla mnie taki miły? Kiedy powinieneś mierzyć do mnie z różdżki, a nie pomagać, Potter serio cię nie rozumiem.

-Każdy zasługuje na drugą szansę.

-Miłe... Każdy inny by uciekł po dowiedzeniu się o mnie prawdy.

-Kiedy przyjąłeś znak?

-W wakacje, jednak wcześniej miałem kilka zadań do wykonania, które już i tak mnie przerastały, jednak byłem świadomy, co mnie czeka, nie dawało mi to spokoju, w domu zacząłem bać się nawet spać przez obawę, że coś mi zrobią podczas snu, potem zacząłem mieć przez to koszmary.

-To dlatego nie śpisz po nocach?- blondyn spojrzał na niego zdziwiony- Słyszałem twoją rozmowę z Zabini'm w pociągu.

Nawet nie zorientowali sie kiedy byli już pod lochami.

-To do zobaczenia Potty- wybełkotał Malfoy i ruszył chwiejnym krokiem do wejścia.

-Do zobaczenia Malfoy

Ślizgon już od 6 rano nie śpi przez ból głowy, który rozsadza mu łeb, zmusił się do wstania, co skutkowało jeszcze większym bólem, syknął przekleństwo pod nosem i ruszył do łazienki, spodziewał się, że za pięknie to on nie wygląda, nawet nie pamięta, jak trafił do łóżka...jedynie pamięta do momentu rozstania się z Potterem pod lochami, właśnie... Potter

-Kurwaaaaaa... i po chuj ci było to picie?- zapytał sam siebie.

Ledwo żywy usiadł przy stole domu węża w wielkiej sali, jego ręka wręcz nie chciała z nim współpracować i bardzo mozolnie sięgnął po chociaż by jedną kanapkę.

-Draco czy ty nas w ogóle słuchasz?- oburzyła się Pansy.

-Co.. O czym gadaliście?

-Stary? Czy ty masz kaca?-zapytał się zdziwiony ciemnoskóry.

-Draco! Jest środek tygodnia! Ile tyś tego wychlał.

-Cicho bądź, jeszcze przy stole nauczycieli cię nie słyszeli.

-Gdzieś ty wczoraj znikł?

-W trzech miotłach siedziałem.

-Sam?- zapytali w jednym momencie.

-Yyyyyy tak jakby to nie, z Potterem

-Woooo Draco, tego, żem się bym kurwa nigdy nie domyślił- powiedział Blaise, u którego zdziwienie było wypisane na twarzy.

-Tylko wiecie... jest mały problem.

Oboje spojrzeli się na mnie podejrzliwie, czekając na ciąg dalszy mojej wypowiedzi.

-Jakby to powiedzieć, tak mało drastycznie, ale chyba się nie da.

-Och nie przedłużaj już, tylko mów.

-Powiedziałem Potterowi...kim jestem.

Zapadła niezręczna, dwójka przyjaciół siedziała z wytrzeszczonymi oczami, próbując przyswoić tę informację.

-Draco, na Merlina...

-To, co teraz, jak na to zareagował?

-Yyy nie wiem, chyba dobrze? Nie uciekł ani nie groził mi różdżką, tylko mi pomógł dotrzeć do lochów, sam w sobie wyglądał na trochę zmartwionego, nie wiem, mam mętlik w głowie.

-Będzie trzeba koniecznie z nim pogadać.

Mój wzrok ponowie utkwił w brunecie z gryfindoru, nie siedział już przy swoich „przyjaciołach"tylko przy kompletnie innym końcu stołu, nie jadł jednak gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, to uśmiechnął się delikatnie i zaczął jeść, a mi zrobiło się jakoś ciepło na sercu, gdzieś w głębi siebie bałem się, że Potter wczoraj jednak kłamał i wykorzysta to przeciwko mnie.

-Ej, chłopie ty się rumienisz!- psiknęła Parkinson.

-Cooo, nieee! Coś wam się przewidziało!

-Draco, kogo ty próbujesz oszukać na twojej jasnej skórze widać wszystko bardzo wyraźnie, a twój utkwiony wzrok w Potterze też nietrudno było zobaczyć- chichotała dziewczyna.

-Ja, yyy wiecie co, ja już się najadłem.

-Tak tak, najadłeś się, nie uciekniesz od tego- oboje zaczęli się śmiać.

Another Side Of Draco Malfoy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz