16━━THE DAY MY GRANNY PROBABLY WROTE ME OUT OF HER WILL.

67 8 32
                                    

Jak wyznać Diabłu, że gdyby zaszła taka potrzeba, byłabym gotowa zrobić dla niego absolutnie wszystko?

Trzymam dłoń na klamce drzwi wejściowych, nieprzygotowana na to, żeby znowu spojrzeć Lucyferowi w oczy. Wgapiam się tępym wzrokiem w drewno, starając się odgadnąć, czy on w ogóle ma ochotę ze mną rozmawiać. Nie wiem nawet, od czego zacząć całą tę dyskusję.

― Joyce?

Po tonie jego głosu stwierdzam, że martwi go moje zachowanie. I wcale się nie dziwię. Sama tak do końca nie ogarniam, co wyrabiam. Odwracam się powoli w stronę wnętrza mieszkania, niemal natychmiast napotykając uważne spojrzenie Lucyfera. Omiata analitycznym wzrokiem całą moją sylwetkę, jakby z samego patrzenia chciał wywnioskować, z jakim problemem się teraz użeram.

― Nie musisz zostawać, jeżeli nie chcesz ― zaczynam na wydechu. Wymijam fotel, w którym siedzi, i naprawdę staram się przy tym na niego nie zerkać. Łapię za kubek z resztkami kawy i opadam ciężko na kanapę, krzyżując na niej nogi. ― Chcę tylko, żebyś wiedział, że jesteś tu mile widziany bez względu na wszystko.

Nie zamierzam go do niczego zmuszać, ale tym razem to ja jestem tą samolubną i jestem gotowa się modlić, żeby jednak nigdzie nie zniknął. Mam dziwne wrażenie, że nie zasnę dzisiaj, jeżeli nie będę miała pewności, że on jest gdzieś w pobliżu.

― ...chcę zostać. O ile ci to nie przeszkadza.

W życiu nie spodziewałabym się, że kiedykolwiek usłyszę tyle niepewności w głosie samego szatana. Tego, który teraz wpatruje się we mnie z nieukrywaną nadzieją. Uśmiecham się do niego słabo, potrząsając delikatnie głową, żeby zapewnić, że nie mam absolutnie nic przeciwko jego obecności.

Kąciki ust Lucyfera też nieznacznie się unoszą. Dopijam spokojnie kawę, proponując, że mogę pościelić mu w sypialni Emery, bo zdecydowanie nie będzie miała nic przeciwko. Odmawia. Uznaje, że najpewniej i tak nie zaśnie, więc nie ma sensu, żebym się z tym męczyła.

― Dlaczego w ogóle to zrobiłaś?

Zadaje to pytanie cicho, jakby tak naprawdę wcale nie chciał poznać odpowiedzi, i to po kilku minutach milczenia między nami. Mam wrażenie, że to nie jest ten sam facet, który jakiś czas temu pojawił się w mojej sypialni z cyrografem w dłoni i szelmowskim uśmiechem na ustach.

Po tym mężczyźnie nie ma już śladu. Serce mi pęka, bo on wygląda tak, jakby po prostu się poddał. Siedzi na fotelu, pochylony do przodu; łokcie ułożył na kolanach, a palce obydwu dłoni zanurzył w potarganych włosach. I chociaż patrzenie na niego w takim stanie dosłownie przyprawia mnie o fizyczne cierpienie, to... nie potrafię oderwać od niego wzroku.

― Ryzykowałaś wszystkim ― kontynuuje Lucyfer, a do mnie dociera, że nie odzywałam się o kilka sekund za długo. Ostrożnie odstawiam pusty kubek po kawie na stolik. ― ...dla mnie. ― Parska gorzkim śmiechem, jakby ta realizacja dogoniła go dopiero teraz. ― Po co?

Bo wydaje mi się, że nikt nigdy wcześniej się tego nie podjął. Bo się w tobie zakochałam, chociaż wiem doskonale, że to jest ostatnia rzecz, którą powinnam w życiu zrobić. Bo na to zasługujesz. Bo nie chcę, żebyś dalej myślał, że jesteś sam. Bo cię potrzebuję. Bo nie mogę dłużej bezczynnie siedzieć i patrzeć, jak rujnujesz sam siebie przez to, jak bardzo się nienawidzisz.

Przesuwam się na kanapie bliżej niego, mając nadzieję, że to wywoła jakąkolwiek reakcję z jego strony, ale ani drgnie. Bierze tylko głęboki, przepełniony zmęczeniem oddech.

― Nie jestem tego wszystkiego wart ― dodaje jeszcze. Głos mu się łamie, i w moim przypadku dzieje się to samo, kiedy szepczę jego imię. Zbiera mi się na płacz, bo on nadal nie zamierza się ruszyć.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 25 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

SYMPATHY FOR THE DEVIL ― ORIGINAL STORYWhere stories live. Discover now