14━━WELCOME TO HELL, MAY I TAKE YOUR ORDER?

37 10 9
                                    

Widok Peggy A. Flair jest niczym zbawienie.

Kiedy Peter pojawia się z nią w progu naszego mieszkania, przynajmniej na kilka sekund zalewa mnie ogromna fala ulgi. Ze smutnym, ale wdzięcznym uśmiechem obserwuję, jak Emery Spencer dusi swoją wybrankę życia w niezwykle silnym uścisku. To powitanie trochę im zajmuje, więc korzystam z okazji i podchodzę do Petera, szepcząc na dobry początek:

― Dziękuję. Że tu jesteś i ją znalazłeś. Emery prawie mi niefortunnie zeszła.

Peter wzrusza nonszalancko ramionami, ale wypina też dumnie pierś. Sama nie do końca w to wierzę, ale jego podejście do sprawy odrobinę poprawia mi nastrój.

― Dla mnie to drobnostka ― stwierdza Klucznik. Niemal nieświadomie potrząsam delikatnie głową z niedowierzaniem. ― Poza tym, jak mógłbym nie pomóc mojej ulubionej śmiertelniczce?

― Pierwszy raz widzisz Emery na oczy.

Peter zerka w moją stronę z zadziornym uśmieszkiem. Puszcza mi porozumiewawcze oczko, mrucząc konspiracyjnie:

― Tak ci się wydaje. A zresztą... kto powiedział, że to ją miałem na myśli...?

Nie kwestionuję tej pierwszej kwestii. To jest ten typ, który pilnuje bram niebios. Święty, swoją drogą. Jakby tego było mało, jeden z autorów Biblii, a nie wypowiadałam się o niej ostatnio jakoś wyjątkowo pozytywnie i nazywałam ją "śmieszną historią". Może to w sumie nie takie głupie, żeby go o to dopytać ― czy naprawdę brał udział w tworzeniu tego dzieła i ile z opisanych w nim sytuacji rzeczywiście miało miejsce.

...a może lepiej tego nie robić, żeby nie zafundować sobie jeszcze większego kryzysu wiary.

Co do drugiej kwestii... muszę przyznać, że robi mi się odrobinę ciepło na sercu.

Odkładam to wszystko na później. Trzeba mieć dobrze poukładane priorytety, a teraz Lucyfer i Michael trafili na pierwsze miejsce.

Peggy i Emery niechętnie się od siebie odrywają; ta pierwsza wreszcie ściska także mnie, szepcząc mi na ucho coś o tym, że bardzo przeprasza, ale panika po prostu zdjęła ją z planszy i potrzebowała czasu, żeby wszystko sobie poukładać. Zapewniam, że nie mam jej za złe ― też nadal nie do końca wiem, co robię i do czego to wszystko zmierza.

― Gdzie ją znalazłeś? ― pyta Raphael, który jak dotąd obserwował scenkę rodzajową z bezpiecznej odległości. Peter nawet na niego nie zerka, gdy rzuca odpowiedzią, bo już rozłożył się na kanapie w salonie i włączył telewizor. Skacze po kanałach z zawrotną prędkością, jak Hamm w "Toy Story".

― Była w mieszkaniu wynajętym na urocze dane "Evangeline Usher". Lucyfer zniknął bez słowa wyjaśnienia, ja też był uciekł z miejsca zdarzenia na jej miejscu. Szczególnie na widok Mike'a oświadczającego, że przejmuje stery ze swoją nową świtą.

Raphael kiwa powoli głową, poważnie się nad czymś zastanawiając. Łazi po kuchni w tę i z powrotem, Pan Wielki Myśliciel, aż niefortunnie doprowadza mnie tym do szału, bo dłużej już nie zdzierżę tej bezczynności.

― Co robimy? ― wyrzucam z siebie chyba odrobinę za wściekle, jak na mnie. To nie miało tak zabrzmieć. Nie chcę, żeby pomyślał, że mam do niego jakieś pretensje, bo jeszcze wypnie się na mnie dupą.

Raph podnosi na mnie nieco zaskoczony wzrok. To skonfundowanie nie trwa długo. Archanioł marszczy ostrzegawczo czoło, wytykając palcem najpierw mnie, a potem także Emery i Peggy. Sprzeciw grzęźnie mi w gardle jeszcze zanim słyszę jego odpowiedź, bo wiem już, jak będzie brzmiała; on po prostu udowadnia mi, że zdążyłam przewidzieć jego podejście do sprawy.

SYMPATHY FOR THE DEVIL ― ORIGINAL STORYWhere stories live. Discover now