Rozdział XVII

62 7 1
                                    

Ocknęłam się dosyć późno, tym razem nie odczuwając już żadnego bólu. Najwyraźniej musiałam mieć miękkie lądowanie. Obok mnie słyszałam jęki budzącego się Ajaxa, który najwyraźniej nie był w najlepszej formie.

Pomieszczenie w jakim się znajdowaliśmy było przeciwieństwem tego, co sobie wyobrażałam. Dosyć nowoczesne, jasne, przypominające zwyczajny salon rodziny. Tyle że nie miała tu nigdy zamieszkać żadna szczęśliwa familia. Zdawało się, że byłam tu sama z Petropolusem- co brzmiało dosyć nieprawdopodobnie, jako że wpadliśmy w pułapkę wroga. Nie sądziłam, że w ogóle się obudzę. Wstałam pospiesznie, przypominając sobie cel mojej misji. Trzeba było znaleźć Xaviera.

- Ajax.- zwróciłam się do mojego wspólnika, którego jednak nie zastałam. Obróciłam się kilka razy, wzrokiem świdrując cale pomieszczenie ale chłopak Enid rozpłynął się w powietrzu. - Petropolus!- podniosłam nieznacznie głos, ale i tak nie uzyskałam odpowiedzi. W prawdzie wcześniej nie widziałam go obok siebie ale na pewno słyszałam. Czyżbym była w działaniu jakiś środków przez które mam zwidy? Marszcząc brwi zaczęłam przechadzać się po pomieszczeniu, dokładnie je oglądając. Za oknem był dzień- słońce świeciło, ptaki ćwierkały. Czyli albo spałam tu całą noc albo.. albo byłam w jakiejś symulacji.

Coraz szybciej przechodziłam przez pokoje, odkrywając, że naprawdę nic tu nie ma. I na pewno nie był to dom do którego zamierzałam wejść jakiś czas temu z Ajaxem. Nie znajdowałam się w okolicach miasteczka Jericho. Czy to możliwe, że wywieźli mnie gdzieś podczas gdy ja byłam nieprzytomna? Zaraz jednak wszystko miało się wyjaśnić, akurat jak wkraczałam do sypialni.

- Witaj, Wednesday. - odezwał się lodowaty głos, który natychmiast rozpoznałam. Elena. Nie było jej jednak ze mną w tym dziwnym miejscu - jej głos rozlegał się wszędzie, jakby z jakiś głośników.

- Gdzie ja kurwa jestem?- straciłam panowanie nad słownictwem ale nie za bardzo mnie teraz to obchodziło - Nie ważne, gdzie jest Xavier? Ajax? Enid?

- Od kiedy przejmujesz się kimś innym niż tylko sobą?- zadrwiła wiedźma, po czym szybko przeszła do sedna- Jest bardzo mała szansa że ich tu znajdziesz. Albowiem jak już się pewnie domyśliłaś- znajdujesz się w symulacji która została specjalnie zaprogramowana tak, abyś już nigdy stąd nie wyszła. Jesteś w zupełnie innej rzeczywistości Addams. A tych rzeczywistości jest nieskończoność i każdego z Was losowo wysłałam do pojedynczych. Jest to wręcz niemożliwe, żebyś znalazła tu jakąkolwiek żyjącą istotę.- zaśmiała się - Najwyżej możesz tu ujrzeć jakaś iluzję. Zostaniesz tu bowiem na zawsze, Wednesday Addams, w tej pustce bez nikogo prawdziwego przy duszy.

- Tchórzliwe zachowanie z Twojej strony. - syknęłam w odpowiedzi - Zamykasz mnie na jakimś bezludziu, zamiast zmierzyć się twarzą w twarz.

Chwila ciszy potwierdziła mi, że trafiłam w punkt.

- Wiesz, że nie masz ze mną jakikolwiek szans. - odparła w końcu.

- Nie dowiesz się tego nigdy. - mruknęłam w odpowiedzi - Chyba że jednak nie jesteś takim człowiekiem małego ducha, na jakiego wyglądasz.

- Skoro i tak mnie nie pokonasz..- stwierdziła to już z mniejszą pewnością w głosie - To po co Ci to?

- Jesteś cykorem czy nie?- nie zamierzałam udzielać jej odpowiedzi na to wcześniejsze pytanie.

- Nie.- zaprzeczyła - Uważam to po prostu za stratę czasu. Ale dobrze- jeśli to Cię usatysfakcjonuje. Nie myśl sobie jednak że będziesz miała szybką śmierć- będziesz umierać długo i boleśnie.

- Nie oczekuję niczego więcej. - ledwo zauważalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

- Daję Ci godzinę na obmyślenie strategii. -zagrzmiała - Chociaż i tak dużo to Ty w tej swojej główce nie masz, co?

W mroku Twoich oczu ✔️Where stories live. Discover now