Rozdział V

109 10 0
                                    

Pakowałam się chyba szybciej niż kiedykolwiek. Szukałam na szybko potrzebnych mi rzeczy na zmierzenie się z tą straszną istota. Za to Sinclair łaziła wszędzie za mną po pokoju, tłumacząc bezsensownie, dlaczego to zły pomysł.
- On Cię zabije..- marudziła - Już raz musiałam Cię ratować..
- Najwyżej zrobisz to jeszcze raz.- odparłam, znajdując wreszcie latarkę- Z Tobą czy bez, idę skonfrontować się z Tylerem i go złapać.
- Niby jak to zrobisz?- drążyła blondynka - Sama nie pokonasz takiego potwora..
- Dlatego nie zabraniam Ci iść ze mną- stanęłam przed nią z plecakiem w ręce- Idziemy? Pomoc wilkołaka może mi się niezmiernie przydać.
- Yhhh..- Enid mimowolnie się uśmiechnęła ale zaraz znowu się naburmuszyła - W zeszłym roku szkolnym też mnie namówiłaś na podobną misję i..
- Żyjesz. - ruszyłam w stronę drzwi - Idziesz?
Sinclair westchnęła głośno po czym mozolnie założyła swoją kurtkę i ruszyłyśmy w drogę.
- Ale jak nas przyłapią..- zaczęła jak skradałyśmy się do wyjścia - Ostatnio był z nami Tyler..
- Teraz też może będzie.- ucięłam- Ciszej Enid.

Udało wyjść nam się ze szkoły niezauważenie. Najwyraźniej Larissa dalej nie robi sobie nic z tego że uczniowie mogą sobie tak po prostu wyjść. Wyszłyśmy przed las, gdzie te wszystkie rzeczy się działy.
-Wednesday.. - zająknęła się Enid, ale ja już weszłam.
Usłyszałam jak idzie po cichu za mną, próbując dorównać mi kroku. W lesie było cicho, wręcz za cicho. Nawet liście nie wydawały żadnego dźwięku pod naszymi butami. Wyciągnęłam latarkę i zaczęłam świecić przed siebie. Obserwując każdy ruch, podążałam za ścieżką.
- Widzisz? Nic tu nie ma..- odezwała się po chwili moja towarzyszka - Wiadomo że nie wróciłby do tego samego lasu od razu po..
Machnęłam ręką aby się uciszyła i stanęłam gwałtownie przed widowiskiem. Przede mną znajdowało się to samo drzewo w której była kamera, ale wręcz zgięte w bok, a ziemia wokół niego była czarna. Może nie było zgięte, bardziej złamane. Nie widziałam nigdzie żadnej krwi , chociaż Xavier miał niezłą ranę na głowie. Enid za mną wzdrygnęła się na widok zmasakrowanego drzewa i ziemi wokół niego, a ja podeszłam powoli do tej nieudanej za bardzo skrytki na kamerę i lekko dotknęłam drzewa. Od razu odrzuciło mnie do tyłu.

Stałam na środku tego samego lasu, już bez Enid. Dookoła mnie drzewa były takie same, otaczał je też tem sam mrok. Tylko w miejscu w którym stałam było światło. Mogłoby się wydawać, że stoję w środku jakiegoś kółka, gdzie zaraz miało stać się jakieś zamieszanie. Nagle z jednej strony wyszedł Tyler. Wyłonił się z wiecznej ciemności.  Twarz miał jak grób, zmierzając w moją stronę. Przynajmniej tak myślałam. Cofnęłam się, jak był już przede mną, ale ten mnie po prostu minął. Powiodłam za nim wzrokiem aby dowiedzieć się gdzie dążył. Zatrzymał się jakiś metr od tej idiotycznej czerni, z której zaraz wyłoniła się druga osoba. Przez mrok, otaczający obu osobników, nie mogłam dostrzec dokładnych rysów twarzy. Podeszłam po cichu, rozumiejąc że mnie nie widzą, a bardzo chciałam się dowiedzieć kto był ową drugą osobą. Kiedy już do niej podchodziłam, wszystko wokół mnie zawirowało i zdążyłam przyuważyć tylko, że Tyler chwyta go lub ją za koszulę i  brutalnie przyciąga, jakby chciał zrobić owej personie krzywdę. Właśnie wtedy otoczyła mnie ciemność.

- Wednesday?! Wends obudź się..- blondynka klęczała nade mną, potrząsając mną raz po raz. Szybko ją odepchnęłam i wciąż trochę oszołomiona wstałam.
- Wszystko ok.- odparłam, otrzepując się - Dawno już nie miałam takiej wyraźnej wizji..
- Twoje wizje zawsze się wydarzają albo wydarzyły?- zestresowana wilkołaczka również się podniosła.
Pokiwałam głową, myśląc. Wtedy ich zobaczyłam. Dwóch, takich samych osobników ale trochę inaczej ubranych, stojących naprzeciwko siebie. Natychmiast chwyciłam Enid za nadgarstek i schowałyśmy się za drzewo. Modliłam się w myślach żeby nie spanikowała i nie zaczęła wrzeszczeć. Kiedy się uspokoiła, wychyliłam się lekko i zaczęłam obserwować co się dzieje. Jednym z nich był Tyler, oczywiście. Gdyby był sam, już rzuciłabym się na niego z nożem. A jednak nie był, a nie znałam umiejętności osoby mu towarzyszącej, więc tylko głupia osoba która nie potrafi kontrolować emocji rzuciłaby się teraz ma niego. Po postawie ciała nieznanej mi osoby poznałam, że to osobnik płci męskiej, wysoki w bluzie z kapturem. Nie widziałam jego twarzy, ale nie sądziłam żebym i tak go poznała, jakoż iż nigdy nie miałam okazji poznać znajomych Tylera. Czyli mój były zaraz pewnie się wkurzy o coś i zabije swojego przyjaciela? Jak było w wizji? Jak na razie, tylko rozmawiali, bez gwałtownych ruchów. Trochę to trwało, aż zaczęłam się niecierpliwić. W końcu Galpin wręczył coś temu drugiemu i zniknął w ciemności. Nie mogąc już się powstrzymać, ruszyłam na nich ale Enid w ostatnim momencie mnie zatrzymała, przyciągając z powrotem.
- Nie rób tego Wends..-jej przerażony głos brzmiał aż rozkazująco - Nie wiesz, kim jest ten drugi.. co jeśli to też jakiś zmartwychwstały typ? Jak Crackstone?
Nie, to był człowiek z krwi i kości. Czuć było inną energię. Z jednej strony dobrze mi znaną, a z drugiej zupełnie obcą.

Następnego dnia Sinclair lekko się rozchorowała, pewnie z nerwów i emocji z ostatniej nocy. Ja sama miałam zrealizować mój plan rozmówienia się z Eleną- jako iż Enid nie miała przez gorączkę dzisiaj lekcji i cały dzień miała być w pokoju, nie musiałam się martwić o niechciane towarzystwo. Pod pretekstem odwiedzenia Xaviera, dostałam zwolnienie z jednej lekcji i ruszyłam do skrzydła szpitalnego. Idąc przez korytarz szpitalny ukradkiem zajrzałam do jednej z sal które były otwarte. Prawie natychmiast się zatrzymałam. Eugene.
- Znowu w szpitalu?- zapytałam ironicznie, wchodząc do pokoju w którym obecnie znajdował się czarnowłosy- Co tym razem?
Nie wyglądał na bardzo rannego. Miał tylko strasznie opuchniętą rękę co wyglądało trochę jak jakaś paskudna reakcja alergiczna.
- Oh Wednesday! Hejj!- prawie kompletnie zignorował moje pytanie, ale za to bardzo ucieszył się na mój widok. Zerknęłam na jego parametry. W normie.
- No to na co się nadziałeś tym razem?- zmierzyłam go poważnym wzrokiem - Nienawidzę się powtarzać.
- Ah nic takiego, tylko pszczoła mnie użądliła - zaśmiał się - Trochę śmiesznie się stało, bo okazało się że mam uczulenie.
-Ty? Na pszczoły? - nie umiałam kryć zaskoczenia.
- A no tak..- uśmiechnął się szeroko - Sam nie wiem jak to się stało, miałem wypadek podczas pracy i zrobiła się dziura w kombinezonie i..
- Następnym razem bardziej uważaj.- przerwałam mu, przypominając sobie po co tu jestem - Teraz już muszę iść.
- Znowu jakaś misja? - zażartował, jak to miał w zwyczaju po czym westchnął - Tylko uważaj. I pamiętał, Brzęczki trzymają się razem!
- Oczywiście.- odparłam, wychodząc.

Następnie odwiedziłam Thorpe'a, z jednej strony licząc że się obudził a z drugiej że jeszcze jest w śpiączce, aby uniknąć niepotrzebnej konwersacji. Jak tylko weszłam do dobrze mi już znanego pokoju, zastałam chłopaka śpiącego, a u jego boku podejrzaną pielęgniarkę. Idealnie.
- O, dzień dobry Panno Addams.- wstała, szykując się do wyjścia - Pan Thorpe już się wcześniej obudził, a teraz wypoczywa. Proszę go nie budzić, jest wymęczony.
- Akurat przyszłam porozmawiać z Panią.- zatrzymałam ją przy drzwiach - I nie przyjmuję odpowiedzi nie.
- Hah, a co taka smarkula jak Ty może mi zrobić?- Elena cofnęła się, bujając się ze śmiechu. Najwyraźniej nie przejmowała się że może obudzić Xaviera. Ten jednak spał jak zabity.
- Chcę odpowiedzi Eleno.- warknęłam - Kim jesteś? Jak uratowałaś Larissę? Dlaczego to ukrywacie, jakby nigdy nic się nie stało?
- Przecież nie szkodzi to uczniom, to w czym problem?
- W tym, że gdybys nie zrobiła niczego złego to byście tego nie ukrywały.- odparłam sucho.
- Słuchaj dziewczynko, to nie Twoja sprawa.- niebezpiecznie się przybliżyła, patrząc na mnie z góry - Nie muszę Ci się z niczego tłumaczyć. To, że Larissa ma na Ciebie jakieś czułe miejsce i we wszystko Cię wtajemnicza, nie znaczy że i ja będę tak samo głupia.
- Czyli robisz coś złego?- nie poddawałam się - Gdybyś nie miała złych zamiarów, nie robiłabyś z tego takiej wielkiej sprawy..
- Uważaj co mówisz Addams.- minęła mnie - Już raz oskarżyłaś niewinnego człowieka o przestępstwo. Chyba nie chcesz znowu popełniać tego samego błędu?

I wyszła. Mój wzrok zaraz wylądował na Xavierze, zdając sobie sprawę o kim mówiła. Ale skąd mogła to wiedzieć? Podeszłam do łóżka chłopaka i zaraz zauważyłam mały notes z ołówkiem na stoliku nocnym, stojącym tuż na wyciągnięcie jego ręki. Czyli był jego. Bez namysłu chwyciłam za niego i otworzyłam na pierwszą lepszą stronę. Oczywiście, trafiłam na mój autoportret. Chociaż od dawna wiedziałam że Thorpe mnie maluje, zawsze w jakimś sensie mnie to zaskakiwało. W miły, czy niemiły sposób. Przewinęłam na następne strony, gdzie były już same bazgroły aż po ostatnie strony, które były strasznie zagięte. Przyjrzałam się uważnie jego ostatniemu rysunkowi. Przedstawiał las, ten sam który widziałam w wizji. A po środku nie stał Tyler ani ta tajemnicza osoba w kapturze, a kobieta z dużym kapeluszem i długą szatą. Jej długie włosy wylewały się po ramionach, a wydawało się też, że artysta chociaż miał do wykorzystania tylko ołówek, próbował także narysować dziwną aurę wokół niej. Tylko kto to mógł być? Pospiesznie zrobiłam zdjęcie rysunku a następnie po cichu zamknęłam szkicownik, rzucając ostatnie spojrzenie na Xaviera. Z cichym westchnięciem ruszyłam do wyjścia.
- To czarownica.

****************

Hejjj! Starałam się napisać troszeczkę dłuższą część i udało mi się aż o 5o słów hah ( tak wiem, to ogroomnie dużo ). W każdym razie, postaram się wstawiać przynajmniej raz na tydzień i cieszę się bardzo że się Wam podoba. Dziękuje jeszcze raz za wszystkie gwiazdki i komentarze, serio mi pomagają <33

Jeśli macie jakiekolwiek sugestie lub teorie co to opowiadania to piszcie, chętnie poczytam!

Do następnej! <3

W mroku Twoich oczu ✔️Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin