Dwadzieścia dwa

46 11 38
                                    

Jan

– Hans, oddychaj.

Słyszałem, że Marek mówił do mnie i nawet rozumiałem, że ma rację. Problem tylko w tym, że miałem łeb pełen gonitwy myśli i nie potrafiłem się uspokoić. Gdzieś w tle dochodziły do mnie strzępki rozmów, ale nie mogłem ich sklecić w całość. Nie umiałem się skupić w tym chaosie.

– ... informatorka...

– ... przemęczony... mocno przeżył... jest w szoku...

– ... damy mu coś...

Poczułem, że podwijają mi rękaw koszuli i szarpnąłem się, trzeźwiejąc nieco.

– Nie, żadnych takich! – warknąłem. – Ja muszę teraz myśleć trzeźwo, ja muszę...

Poczułem więcej dłoni i ukłucie. Dziwne, delikatne jak ukąszenie komara. Z początku nic się nie działo, a później spłynął spokój. Wirowanie świata dookoła zatrzymało się, serce uspokoiło się i przestało tłuc się o żebra. Powoli docierały do mnie bodźce, dźwięki, rozmowy, otoczenie.

– Jakbyś chciał rzygać, to nie tu – przestrzegł mnie Marek.

Zauważyłem, że posadzili mnie na tej kurewsko niewygodnej pluszowej kanapie Kuraś. Technicy pracowali dookoła, kręcili się w kuchni, przy drzwiach, w przedpokoju. Panował zaduch, ale przez ulotność mąki nie można było otworzyć okien. Nie rozumiałem jednak, dlaczego ktoś miałby porywać Alex.

Spojrzałem na Marka chyba już przytomniej, bo poklepał mnie po ramieniu.

– Nawet jak jej nie ma, to cię wykańcza, Hans. Ty się lepiej zastanów, w co się pakujesz. Jeszcze chwila a zawału byś dostał.

– Spadaj – prychnąłem. – Co mnie ominęło? Co wiemy?

– Na razie niewiele. Chłopaki poszli wypytać sąsiadów, ale nikt nic nie wie, nikt nic nie słyszał, a ta stara spod piątki to w ogóle uważa, że tu się satanistyczne czarne msze odprawiają i nie zwraca uwagi na żadne hałasy, tylko zamyka drzwi na kolejne zamki.

Westchnąłem i przeniosłem spojrzenie na kuchnię.

– Krew?

– Nie ma. A przynajmniej nie znaleźli nic takiego. Na pewno są ślady szarpaniny, szuflada z nożami była wysunięta, no ale nie wiadomo, czy coś z niej wzięto. Jedyne co mamy to odcisk męskiego buta. – Wskazał ruchem głowy na jednego z techników, który właśnie wszystko fotografował i mierzył.

Pochyliłem się i przetarłem twarz dłońmi. Kurwa mać.

W co ty się wpakowałaś, Kuraś? Ślady walki wyraźnie mówiły, że nie był to ktoś, kogo chciałaś wpuścić do mieszkania. Nie miał dobrych zamiarów, bo nie przypuszczałem, żebyś to ty kogoś zaatakowała. Co tu się stało, Alex?

– Hans?

– Żyję, Marek, tylko myślę.

Kto? Kto to mógł być? Sobótka? Nie, on chyba dalej grzał ławę. A może ten jego szef, Rimnilowski? Poczułem zimne dreszcze na plecach. Źle. Bardzo źle.

Poderwałem się. Marek cofnął się odruchowo, patrząc na mnie jak na wariata.

– Gdzie jest Sobótka?

– Sobótka? – mój prawy wyglądał na zaskoczonego nagłym pytaniem.

– Nieważne.

Wyminąłem go i pognałem do wyjścia. Jeśli to faktycznie jego szef przyjechał, to ten jebany gangster będzie jedynym, który może coś wiedzieć. W dupie z procedurami, musiałem go przesłuchać natychmiast.

Detektyw ds. duchów (18+) [Zakończone]Where stories live. Discover now