Dwadzieścia jeden

58 12 35
                                    

Jan

– Coś było? – zapytał Marek, przyglądając mi się przy tym wnikliwie.

– Tak, niedziela.

Pokręciłem głową. Od rana mój prawy wmawiał mi, że zachowuję się inaczej, jestem zadowolony z życia i tryskam energią. Koniecznie chciał wiedzieć, czy zaciągnąłem kogoś do łóżka. A ja od rana kazałem mu spadać. Nie dlatego, żebym się wstydził czy coś, ale uważałem, że tego typu sprawy powinny zostać między zainteresowanymi stronami. Nie byłem typem, który czuł potrzebę chwalenia się podbojami na prawo i lewo, choćby z szacunku do kobiety. Kuraś mogła nie mieć do siebie szacunku, ale to nie oznaczało, że ja nie mogłem.

Dzisiaj szarpnęliśmy robotą. Cały czas coś. Rozmowy, interwencje, rajdy na wsparcie, morze telefonów, jakieś durne odpisywanie na skargi. Pozamykaliśmy parę zaległych spraw, coś ruszyliśmy w obecnych. Słowem: działo się. Kilka razy nawet zdarzyło mi się pomyśleć o Alex, ale nie miałem czasu ani głowy do tego, żeby do niej zagadać.

Zresztą co miałbym napisać? Wyraźnie wczoraj dała mi do zrozumienia, że nie mam co liczyć na ślub i dzieci, a wszelkie relacje z nią są bez zobowiązań.

Pisanie do niej teraz „co słychać, kochanie?" skutkowałoby wymianą zamków i wybiciem drugiego tajnego wejścia. Alex była... specyficzna i musiałem grać według jej zasad, bo inaczej podkulała ogon i uciekała. Niech jej będzie. Na razie.

Kiedy wieczorem wreszcie dotarłem do domu, miałem chęć tylko wykąpać się i położyć spać, a mimo to pół godziny jak ten debil szukałem głupiego mema, który wpasowywałby się w czarny humor Alex. Wysłałem jej go i czekałem na reakcję.

I czekałem.

I czekałem.

Co jakiś czas sprawdzałem, czy na pewno go dostała, czy nie rozładował mi się telefon i czy aby nie przegapiłem powiadomienia. Nie odpisała.

Nie czułem niepokoju, ale zastanawiałem się, jak wybrnąć. Jak wyślę jej coś jeszcze, to wyjdę na namolnego desperata. Ale w głowie miałem wciąż, że może nie słyszała sygnału? Kto wie, czy znów nie popiła i nie leży na podłodze ledwo żywa. Albo duchy ją zaatakowały.

Tak, zdecydowanie szukałem usprawiedliwienia dla mojej nachalności.

To, co się stało zaskoczyło mnie chyba w równym stopniu co ją. W życiu nie spodziewałbym się takiego obrotu spraw. Oczywiście wiem, że to była moja inicjatywa, ale zupełnie spontaniczna. Za chuja nie żałowałem! Wręcz przeciwnie, miałem ochotę na więcej.

Ale spokojnie, tylko teraz nie spieprz tego, Hans.

Przez godzinę jeszcze gapiłem się w telefon jak debil, ale w końcu dopadło mnie zmęczenie. Jednak kiedy następnego dnia rano nadal nie miałem żadnej odpowiedzi, pojawiło się już ukłucie niepokoju. Postanowiłem, że po pracy zajrzę do niej. W sumie nie musiałem mieć pretekstu, ostatnio bywałem tam „bo tak". Lekki stres jednak przyspieszył moje ruchy i do roboty dotarłem sporo przed czasem.

Na dzisiaj mieliśmy w planach ruszyć wątek Nowaka. Ciekawiło mnie, czy duch łaskawie pojawi się koło mnie i chyba po raz pierwszy żałowałem, że nie umiem go przywołać i widzieć. Żmudna praca doprowadziła mnie w dwa miejsca – do właściciela działki, na której został znaleziony oraz do upragnionego nakazu w sprawie kamer z baru.

Marek, który nie znosił papierkowej roboty, zgarnął jednego z chłopaków i pojechał po nagrania, ja zaś dłubałem dalej. Mirosław Taduszewski, bo tak nazywał się człowiek figurujący jako właściciel działki rekreacyjnej, nie żył od trzech lat. W sądzie wciąż toczyła się sprawa o podział majątku między skłóconymi dziećmi: Michałem i Klarą. Sprawdziłem ich sobie i zapisałem adresy, żeby ich odwiedzić i przesłuchać. Ale nos mi mówił, że to ślepy zaułek. Zapewne żadne z nich od lat na tej działce nie było, a jej stan sprawiał, że każdy mógł tam wejść bez żadnego problemu.

Detektyw ds. duchów (18+) [Zakończone]Where stories live. Discover now