9. Nikt się nie dowie

1.8K 68 17
                                    

- Nie. Jestem tu sama. Tak przynajmniej mi się wydaję - Odparłam rozglądając się po ciemnym przerażającym lesie
- Za chwilę będę. Wymyślimy coś, obiecuję ale nie możesz panikować okej? Wszystko będzie dobrze nikt się o tym nie dowie - Powiedział łagodnym głosem jednak dało się wyczuć, że on też jest przerażony tym co przed chwilą usłyszał
- Tony...
- Tak? - Zapytał zachęcając mnie bym kontynuowała - Coś się stało?! Ktoś przyszedł?!
- Nie, nie o to chodzi - Szepnęłam bez przekonania
- Mów kurwa co się stało - Warknął, a ja po raz kolejny usłyszałam odgłos rozwalania jakiegoś przedmiotu
- Proszę cię zadzwoń do mojego ojca - Mruknęłam zastanawiając się czy naprawdę sama wierzę w to co mówię - On będzie widział co zrobić. On mi pomoże... 

***

Spojrzałam na swoje drżące z przerażenia ręce wciąż nie dowierzając w to co się stało. Ted wraz ze swoimi kumplami sprzątali zrobiony przeze mnie bałagan. Tony próbował mnie namówić żebym poszła wraz z nim do domu, a oni się wszystkim zajmą ale ja nie chciałam się na to zgodzić.

Wolałam zostać i mieć pewność, ze wszystko zostanie sprzątnięte, a po wypadku nie będzie ani śladu. Chciałam im jakoś pomóc ale Tony wraz z Tedem upierali się, że jest to zbyt niebezpieczne i trzeba zabezpieczyć się na każdą nawet najmniejszą ewentualność. Twierdzili, że gdyby jakimś cudem znaleziono moje odciski palców od razu zostałabym powiązana ze sprawą i policja szybko doszłaby do tego, że to ja zabiłam tego mężczyznę.

Na początku bałam się. Byłam przerażona tym co zrobiłam temu człowiekowi. Myślałam o tym, że on też mógł mieć rodzinę. Ktoś mógł na niego czekać w domu, że dzieci już więcej mogą nie zobaczyć ojca. Ale potem te wszystkie myśli ustąpiły.

Zrobiłam się spokojna i zrelaksowana. Nie bałam się, że ktoś nas złapie. Nie przejmowałam się, że ten człowiek stracił przeze mnie życie. Powoli czułam jak każda emocja jaką do tej chwili odczuwałam zaczyna opuszczać moje ciało sprawiając mi niewyobrażalną ulgę.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że właśnie we wnętrz mnie narodziła się nowa osoba, której jeszcze nie znam ale za niedługo miało się to zmienić. W tym momencie zaczynałam rodzić się na nowo i stawałam się zupełnie inną osobą. Dużo gorszą osobą...

- Na pewno nie chcesz iść do domu? - Zapytał z troską Tony kładąc mi rękę na ramieniu - Wiesz mam wrażenie, że coś jest z tobą nie tak. Jesteś jakaś dziwna...
- A jaka mam być skoro przed chwilą pozbawiłam życia jakiegoś człowieka? Co mam skakać z radości? - Powiedziałam tak oziębłym głosem, że aż sama się zdziwiłam, że potrafię być tak nieczuła - Naprawdę myślisz, że jest mi łatwo? Nie chcę nigdzie iść! Chcę tu zostać i móc w końcu coś zrobić, a nie tylko stać bezczynnie i oglądać jak wszyscy inni coś robią! Też chcę się do czegoś przydać! - Krzyknęłam głosem aż przesiąkniętym złością zaciskając przy tym ręce w pięści tak mocno, że aż całe pobladły
- Ej księżniczko wiem, że teraz nie jest ci łatwo ale obiecuję, że zawsze będę przy tobie. Nie ważne co by się działo zawsze możesz na mnie liczyć - Mruknął niepewnie uśmiechając się do mnie i delikatnie głaszcząc ręką w ramie chcąc dodać mi chodź trochę otuchy
- Przepraszam... - Wyjąkałam czując wstyd za to jak się do niego odzywam - Nie chciałam się tak unieść...

Wiedziałam, że na Tony'm zawsze mogę polegać. Nie ważne co by się działo on jedyny nigdy mnie nie opuścił. Był przy mnie w najgorszych chwilach, wspierał i pomagał. Nigdy nie dał zrobić mi krzywdy ani mnie zranić.

Może dlatego moja podświadomość kazała mi zadzwonić właśnie do niego. Może dlatego w chwili kryzysu nieświadomie wybrałam właśnie jego numer.

Nie umiem tego wyjaśnić ale Tony ma w sobie coś takiego, że jest dla mnie kimś wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju. Jest dla mnie najlepszym przyjacielem ale i chłopakiem, którego bezgranicznie kocham. Nigdy nie miałam wątpliwości, że jest on najlepszą osobą jaką spotkałam w moim życiu. Nie miał sobie równych.

To co do niego czułam było czymś czego nie odczuwałam nigdy do nikogo wcześniej i już nigdy prawdopodobnie nie poczuję. Gdy na niego patrzyłam czułam jak się rozpływam. Nie liczyło się to jak wygląda, w co jest ubrany, ile ma pieniędzy, czy co akurat robi dla mnie i tak zawsze będzie najpiękniejszym chłopakiem na świecie i nikt nigdy tego nie zmieni.

Nie wiem kiedy ale stał się całym moim światem, moim oparciem, kimś dla kogo chciałam żyć, dla kogo oddychałam. Zrobiłabym dla niego wszystko i miałam nadzieję, że będziemy razem już zawsze.

Spojrzałam w jego piękne niebieskie oczy i poczułam jak zatracam się w nich bez pamięci. Zdecydowanie były rzeczą, które uwielbiałam w nim najbardziej. Jego spojrzenie było tak piękne i niesamowite, że mogłabym je oglądać godzinami.

Nie mam pojęcia dlaczego ale ten chłopak działał na mnie jak zaklęcie. Nogi robiły mi się jak z waty, umysł potrafił skupiać się tylko na nim. Gdy go widziałam nie liczyło się nic po za nim. Cały świat nie miał znaczenia. Ważny był tylko on i ja. Nasza dwójka, która była za razem tak różna jak i podobna. Chciałabym aby cały świat mógł się zatrzymać w chwili gdy byliśmy razem i już nigdy nie przyspieszać.

Moje serce waliło jak oszalałe, oddech był szybki i łapczywy, a w brzuchu tańczyły motyle. Nie pragnęłam w tej chwili nic innego poza tym aby czas gdy jestem z nim trwał wiecznie.

Zarzuciłam ręce na jego szyję i obróciłam jego głowę tak by patrzał wprost na mnie.

- Wiesz co Rosalie Moore? - Powiedział Tony przerywając panującą między nami od dłuższego czasu ciszę
- Nie, nie wiem co Tony Monecie - Zaśmiałam się przysuwając się do niego tak blisko, że nie wcisnęło by się między nas nawet kartki papieru - Ale może zechcesz mnie uświadomić?
- Wiesz nigdy nie sądziłem, że ci to powiem ale jesteś dla mnie całym światem Moore - Mruknął zakładając mi z niezwykłą czułością kosmyk włosów za ucho - Ja cię kocham Moore... Kocham cię najbardziej na świecie i nic nigdy nie będzie w stanie tego zmienić...

W tamtym momencie poczułam jak moje serce na moment zamarło. Nigdy nie sądziłam, że Tony Monet wyzna mi miłość, w dodatku w takich okolicznościach.

Próbowałam mu odpowiedzieć ale nie umiałam wydobyć z siebie ani słowa. To co powiedział było dla mnie czymś tak niespodziewanym, że nawet nie wiedziałam jak zareagować.

Tony chyba wychwycił moje zdziwienie i sam postanowił przejąć inicjatywę.

Powoli nachylił się nade mnie i niepewnie złożył pocałunek na moich ustach ale nie był on łapczywy ani namiętny raczej delikatny, przepełniony tęsknotą i strachem. Niewiele myśląc nad tym co właściwie się w tej chwili dzieje oddałam pocałunek, który z każdą chwilą zaczynał robić się coraz bardziej łapczywy. Ręce Tony'ego znalazły się na mojej talii i zaczęły jeszcze bardziej przyciągać mnie do jego ciała chodź zmniejszenie odległości między nami jeszcze bardziej było rzeczą wręcz niemożliwą.

Mi Princesa || Tony Monet Where stories live. Discover now