Rozdział 11

3.1K 174 32
                                    

POV Alarien


Klęczałam przy ukochanym, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. W jednej chwili walczyliśmy razem, a niedługo później ochronił mnie przed bronią, która o mało co nie wbiła mi się w ciało.

-Thranduil- szeptałam płaczliwym głosem- otwórz oczy. Proszę!

-Alarien- wypowiedział ledwie dostrzegalnie.

-Jestem tu, najdroższy- powiedziałam szybko- wróć do mnie!- zrobił to. Otworzył delikatnie oczy i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

-Nie płacz- rzekł cicho- nie jestem wart twoich łez.

-Przestań!- warknęłam- jesteś wart więcej niż te głupie krople.

-Cieszę się- szepnął, powoli przymykając powieki.

-Nie!- krzyknęłam i potrząsnęłam nim- ani mi się waż umierać!- spojrzałam na stojących wokół elfów- pójdziecie po uzdrowicieli, czy zamierzacie tak stać i się gapić?

-Moja władcza Alarien- powiedział Thranduil cicho- szkoda, że nie jesteś moja naprawdę.

-Jestem twoja- odparłam, całując go w policzek- tylko twoja. Teraz i zawsze, na wieczność- uśmiechnął się, jednak po jego twarzy przeszedł grymas bólu. Przeraziłam się. Wyglądał, jakby ulatywało z niego życie.

-A zostaniesz moją żoną?- zapytał, patrząc na mnie błagalnie. Widziałam, że powieki mu się zamykają.

-Najpierw musisz wyzdrowieć- odparłam- kocham cię.

-Miło mi to słyszeć- rzekł słabo, jednak radośnie- z tą myślą mogę umierać.

-Nawet nie próbuj!- warknęłam- masz przeżyć! Masz stanąć na własnych nogach, przed ołtarzem i czekać tam na mnie! Zaprosimy przyjaciół, rodzinę i każdego w Śródziemiu, a potem będziemy już zawsze razem. Tylko błagam, nie zostawiaj mnie!- zaczęłam płakać jeszcze mocniej niż wcześniej. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej.

-Czy to znaczy, że się zgadzasz?- zapytał dziwnym głosem.

-Jak mogłabym się nie zgodzić?- szepnęłam- jesteś dla mnie najważniejszy.

-Królu!- krzyknął uzdrowiciel, klękając przy nas- co się stało?

-Bardzo dużo- odparł mój ukochany- ta oto piękna dama przyjęła moje oświadczyny.

-Oberwał toporem- powiedziałam szybko, robiąc elfowi miejsce- ma pewnie przebite jakieś

organy.

-Spokojnie- rzekł Thranduil z delikatnym uśmiechem- nie jest tak źle- zaczął powoli

wstawać. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni.

-Jak...?- zaczęłam, patrząc na niego ze łzami w oczach. Król spojrzał ze śmiechem na stojących wokół elfów.

-Mógłby ktoś mi pomóc?- zapytał, próbując rozpiąć w zbroję- ten kawał żelastwa wbija mi się w pierś!- kilkoro mężczyzn pomogło mu się uwolnić. Spojrzałam na jego ubrania i nie dostrzegłam tam krwi ani choćby śladu od jakiegoś zranienia.

-Jaka ulga- westchnął mój ukochany- ledwo, co mogłem przez to oddychać.

-Ty... ty!- nie wiedziałam, co powiedzieć. Podbiegłam do niego, a on widząc to, wyciągnął w moją stronę ramiona. Nie miałam jednak zamiaru go przytulić. Zamachnęłam się i z całej siły walnęłam go w twarz. Jego głowa aż dosłownie odskoczyła od mojej ręki. Spojrzał na mnie zdziwiony, masując obolałą szczękę- ty... głupi... kłamliwy... elfie- po każdym słowie następowało nowe uderzenie, tym razem w klatkę piersiową- jak mogłeś mi to zrobić?

-Kochanie...- zaczął kojąco, jednak przerwałam mu.

-Nie jestem twoim kochaniem, ty zarozumiały idioto!- krzyknęłam- wiesz, jak się o ciebie bałam?

-Nie chciałem, żeby tak...

-A co chciałeś?- warknęłam- zabawić się moim kosztem? Myślisz, że to było śmieszne? Jak byś się czuł, gdybym zrobiła coś takiego tobie?

-Przepraszam- szepnął skruszony. Zrozumiał swój błąd.

-Myślisz, że to wystarczy?- zapytałam, powoli się uspokajając- sądzisz, że głupie „przepraszam" załatwi sprawę? Żebyś się nie zdziwił! To się nie skończy tak łatwo!

-Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?

-Pocałuj ją- szepnęły ze śmiechem zgromadzone wokół elfy. Thranduil uśmiechnął się.

-Ani mi się waż!- warknęłam, widząc, że zaczął iść w moją stronę. Wyciągnęłam ręce do przodu, jednak on nie zważając na to, złapał mnie w swoje silne ramiona. Na początku się opierałam, ale co mogłam poradzić. Jego usta smakowały tak słodko. Zgromadzeni wokół zaczęli klaskać. Nie wiem, ile spędziliśmy czasu, nie zważając na świat wokół. Gdy w końcu się od siebie odsunęliśmy, mój ukochany spojrzał na mnie uważnie.

-Alarien, ja nie żartowałem- rzekł, po czym klęknął przede mną i wyciągnął małe, złote pudełeczko. Uniósł je w moją stronę. Ujrzałam najpiękniejszy element biżuterii, jaki w życiu widziałam. Był to pierścionek, ale nie jakiś zwykły pierścionek. Wykonany był z białego złota tak czystego, że aż na pierwszy rzut oka, wydawać by się mogło, że jest przezroczyste. Cała jego góra spowita była różnej wielkości diamentami, począwszy od malutkich, ledwie dostrzegalnych, a kończąc na jednym, wielkim znajdującym się na jego szczycie. Całość wyglądała niesamowicie. Spojrzałam na ukochanego.

-Chciałem cię już o to poprosić wcześniej, ale przerwano nam- rzekł z uśmiechem- Alarien, czy zechciałabyś zostać ze mną na zawsze? Podczas wojny i pokoju, w szczęściu i smutku. Zostaniesz moją żoną? Czyniąc to, sprawisz, że będę najszczęśliwszą osobą na świecie.

-Sama nie wiem- zaczęłam smutno. Ledwie powstrzymałam się przed uśmiechem, gdy dostrzegłam zdziwienie na twarzach obecnych- z jednej strony mam ochotę się zgodzić, z drugiej natomiast nie jestem pewna, czy to aby na pewno byłaby dobra decyzja- teraz już kompletnie nie wytrzymałam, widząc jego minę. Roześmiałam się tak radośnie, że aż poleciały mi łzy z oczu

-Oczywiście, że za ciebie wyjdę!- kucnęłam obok niego i przytuliłam go mocno.

-Mimo mojego głupiego żartu?- zapytał szczęśliwie.

-Mimo wszystko- szepnęłam- na wieczność, najdroższy.

-Na wieczność- powtórzył, po czym pocałował mnie namiętnie. Nagle usłyszeliśmy, że zgromadzeni wokół klękają. Spojrzeliśmy na nich zdziwieni.

-Niech żyje Król!- krzyknęli- niech żyje Królowa!- nie mogłam w to uwierzyć. Mieszkańcy Mrocznej Puszczy przyjęli mnie jak swoją. Nie byłam królową, a oni mimo to zaczęli mnie tak traktować. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać.

-Mam nadzieję, że to ze szczęścia- szepnął mi ukochany do ucha. Pokiwałam głową. Po mojej twarzy spływały słodkie łzy, spowodowane tym wszystkim, co się dzieje wokół. Jak to się stało, że w ciągu tak krótkiego czasu moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni? Tego nie wiedziałam, ale zdawałam sobie sprawę z jednego. To były zmiany na lepsze jutro. Spojrzałam czule na ukochanego. Nasze wspólne jutro.


Przepraszam, że tak krótko, ale jestem padnięta :/ wróciłam dzisiaj ze szkoły masakrycznie zmęczona i nic mi się nie chciało, ale, że dzisiaj jest dzień mamy, to upiekłam ciasteczka (pyszne wyszły :-P). Potem odrobiłam lekcje i wzięłam się za pisanie, a trochę mi się nie chciało, więc z przepraszam, jeśli rozdziałek mało fajny, ale obiecałam, to napisałam :). Miałam opisać jeszcze sam ślub, ale po prostu czasu i weny brak :(. Po za tym mam jutro sprawdzian z chemii (jakoś przeżyję) i z polskiego z lektury, której nie czytałam i w ogóle nie wiedziałam, że coś przerabiamy, bo nie było mnie w szkole w poniedziałek, a dzisiaj mi mówią, że sprawdzian :/ tiaaaa no ale przeczytam streszczenie :-D

Ale się dzisiaj rozpisałam z tą notatką :-)

Miłego wieczoru, kochani :**** niech elfy będą z Wami :-P




Nad życie (1)Where stories live. Discover now