Rozdział 9

3.5K 217 26
                                    

POV Alarien


Wieczorem, tego samego dnia byłam wypoczęta, przebrana i gotowa do kolejnego starcia. Odetchnęłam głęboko i wyszłam ze swojej komnaty.

-W lewym narożniku Alarien, dowódca straży Lothlorien. W prawym natomiast Thranduil, król Mrocznej Puszczy- pomyślałam radośnie. Kto wygra tę walkę? Grę o serce? Nie byłam jakimś specem w tej kategorii, jednak według mnie w tym starciu nie ma zwycięzców. To jest bitwa o wszystko albo nic, lecz zawsze pozostanie jakieś „ale". To chyba właśnie przez tę niepewność miłość wydaje się tak cenna.

-Coś, o co warto walczyć- szepnęłam. Właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę, że muszę zmienić swoje życie. Przyszedł czas, aby w końcu wyznać mu co do niego czuję. Teraz wszystko w jego rękach i to od niego zależy, co się z nami stanie. Wiedziałam, że wieczność bez niego będzie męką, czymś, czego chciałabym się pozbyć. Pozostała tylko jedna, drobna sprawa. Odważę się mu to wszystko powiedzieć? Nie sądziłam, że zdołam tego dokonać, jednak na razie byłam dobrej myśli. W końcu podjęłam jakąś decyzję. Zaczęłam schodzić po schodach, kierując się do sali tronowej. Nie zwracałam uwagi na wzrok mijanych elfów. Popatrzą, popatrzą i przestaną. Stanęłam przed ogromnymi drzwiami, które kilka sekund później otworzyła mi dwójka strażników. Podziękowałam im miłym uśmiechem, po czym weszłam do środka. Byłam w tej komnacie po raz drugi, lecz znowu zachwyciła mnie swoim pięknem. Bogato zdobione, szerokie, srebrne kolumny nadawały wnętrzu niepowtarzalny wygląd. W każdym nawet najmniejszym fragmencie tego pomieszczenia widziałam ogrom pracy i staranność, z jaką to wszystko budowano. Na końcu ogromnej sali znajdował się tron. Nie było to, jak można by się spodziewać zwykłe krzesło, a istne dzieło sztuki. Wyglądał jak połączenie drzewa i rogów jakiegoś pięknego zwierzęcia. Wszystko było idealnie skomponowane, jednak dla mnie najbardziej liczyła się osoba siedząca na nim. Thranduil wyglądał, jakby to miejsce było stworzone specjalnie dla niego. Widząc mnie, uśmiechnął się i wstał, po czym zrobił kilka kroków w moją stronę. Szaro- czerwona peleryna potoczyła się za nim majestatycznie.

-Już odpoczęłaś, piękna?- zapytał, całując mnie w rękę.

-Tak- odparłam z uśmiechem- powietrze tutaj jest niesamowite.

-Znaczy, że ci się podoba?

-Oczywiście!- powiedziałam- wszystko wokół wydaje mi się takie dziwne, ale w pozytywnym znaczeniu. Pięknie i tajemniczo, tak... idealnie.

-Cieszę się i mam nadzieję, że zostaniesz tu jak najdłużej- odrzekł szarmancko.

-Też mam taką nadzieje- szepnęłam, po czym opamiętałam się i dodałam poważnie- musimy porozmawiać o sprawach, z którymi tu przybyłam.

-Skoro tego sobie życzysz- odparł, następnie wziął mnie pod ramie i delikatnie pociągnął za sobą. Nie opierałam się i po chwili oboje, siedzieliśmy przy stole, naprzeciwko siebie. Dzieliło nas około dwóch metrów. Tak blisko, a jednak tak daleko. Spojrzałam na niego spod lekko przymrużonych powiek.

-Mam coś na twarzy?- zapytał, mrugając do mnie. Uśmiechnęłam się.

-Nie zmieniaj tematu- powiedziałam- dobrze wiesz, że jestem tu w interesach.

-Ale jak do tej pory nawet nie wiem zbytnio, o co chodzi- rzekł, przez co na mojej twarzy pojawił się gniewny grymas.

-Bo mi nie dajesz nic powiedzieć- warknęłam.

-Teraz byłem cicho, a i tak nie rozpoczęłaś tematu- szepnął z wrednym uśmiechem.

-Jak pewnie zdążyłeś zauważyć- zaczęłam sarkastycznie- w Śródziemiu na nowo pojawili się orkowie.

Nad życie (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz