Rozdział 7

3K 207 24
                                    

POV Thranduil


Minęły dwa lata. Dwa najdłuższe i najgorsze lata mojego życia. Czas spędzony bez Alarien był pusty. Taki bez szczęścia, bez żadnych emocji. Krótko mówiąc, bez życia. Najgorsze były pierwsze kilka dni. Nie mogłem spać ani jeść. Moje myśli krążyły wokół jednej osoby. Najpiękniejszej, najcudowniejszej kobiety w Śródziemiu. Mojej dzielnej elfki, królowej w moim sercu.

Gdy po ślubie Elronda i Celebriany wróciłem do domu, nie widziałem perspektyw na dalsze życie. Brakowało mi jej tak bardzo, że aż czułem kłucie w piersi. Żałowałem, że jestem królem, żałowałem całej swojej egzystencji. Miałem też taki okres, że żałowałem, iż ją poznałem, trwał jednak krótko, ponieważ poznanie jej, było najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek doświadczyłem. Przyjaciele, strażnicy, służba, po prostu wszyscy mieszkający w Mrocznej Puszczy, próbowali mnie pocieszyć, jednak na próżno. Nie znaczy to, że zaniedbywałem swoje obowiązki, przeciwnie. Wykonywałem je jeszcze bardziej skrupulatnie, niż wcześniej w nadziei, że pomoże mi to wyrwać się z przygnębienia. Niestety nie pomagało.

Moje dziwne zachowanie potęgował fakt, iż w ciągu tych dwóch lat byłem w Lothlorien około dziesięciu razy, czyli tyle, ile wcześniej przez jakieś pół wieku. Każda, nawet drobna sprawa, a ja już wsiadałem na konia i gnałem do królestwa lady Galadrieli. Zawsze miałem nadzieję, że zobaczę tam Alarien, jednak na próżno. Nie ujrzałem jej ani razu. Gdy odwiedziłem Lothlorien po raz pierwszy, jakiś miesiąc po wyjeździe, dowiedziałem się, iż chwilowo wyjechała do Rivendell. Było mi smutno, jednak pocieszało mnie to, że pewnie jest tam szczęśliwa, przy siostrze, za którą bardzo tęskniła.

Niedługo później, gdy przybyłem do Lorien po raz kolejny, jej nadal nie było. Postanowiłem, że odwiedzę Elronda, lecz nie był to prawdziwy powód mojej wizyty. Dojechawszy do Imladris, spotkał mnie zawód. Zaledwie kilka dni wcześniej moja ukochana wróciła do domu. Czy mogło być coś okrutniejszego? Zostałem u przyjaciół kilka dni, po czym wróciłem do Leśnego Królestwa, a przy najbliższej okazji udałem się do Lothlorien. Jak można już, by się tego spodziewać, nie zastałem jej. Ach to szczęście... Przybywałem po raz kolejny i kolejny, ale nadal ani razu jej nie widziałem, w końcu do głowy wpadła mi jedna myśl. Może to nie jest zbieg okoliczności? Może ona po prostu nie chcę, żebyśmy się spotkali? Uwierzyłem w to. Była to najbardziej prawdopodobna wersja, jaka pojawiła się w moim umyśle. Podjąłem najtrudniejszą decyzję w życiu. Zaprzestałem swych działań i nie wyjeżdżałem już ze swojego królestwa. Przecież to i tak nie miało już sensu...


POV Alarien

Powiedziałam Celebrianie, że to już koniec, ale czy to była prawda? Czy można nagle przestać kogoś kochać? Nie można... musiałam spróbować, jednak wiedziałam, iż to niewykonalne. Poprosiłam lady Galadrielę o możliwość wyjechania razem z przyjaciółmi do Rivendell. Wierzyłam, że spotkanie z siostrą i jej rodziną, pomoże mi odbić się od dna. Piękna elfka oczywiście się zgodziła, więc już następnego dnia byliśmy w drodze. Czy poczułam się lepiej, po spotkaniu z Aryą? Nie wydawało mi się, aby tak było. Pustka w mym

sercu nie znikała. Mijały kolejne dni, a potem tygodnie w Imladris, a w moim życiu nic się nie zmieniało.

Od wyjazdu Thranduila nie mogłam spać. Budziłam się w nocy, śniąc o jego pięknych, dużych oczach. Każdej nocy ten sam schemat, to samo wydarzenie. Po pewnym czasie przyzwyczaiłam się, a nawet czekałam na tę chwilę, kiedy go ujrzę. Czułam, jakby to była taka ulga w bólu.

Pewnego dnia dostałam wiadomość od lady Galadrieli, w której poinformowała mnie o kilku odwiedzinach Króla Mrocznej Puszczy. Na początku chciałam od razu tam wrócić, jednak po dłuższym zastanowieniu uznałam, że to głupie. Po co miałam robić sobie nadzieję? Przecież to i tak nie miało sensu...

W końcu nie wytrzymałam. Pożegnawszy się z siostrą i rodziną, ruszyłam w drogę powrotną. Powoli wracałam do wcześniejszego życia, jako dowódca straży Lothlorien. Znowu miałam swoje obowiązki i w jakimś małym stopniu, czułam się spełniona. Nadal odczuwałam jego brak, lecz teraz pracowałam tyle, że nie miałam czasu na tęsknotę. Częścią moich obowiązków były różne wyjazdy, w celu sprawdzenia strażników, strzegących granic naszych, oraz naszych sąsiadów. Takie wyprawy miałam dwie i wracając z każdej, otrzymywałam druzgocącą wiadomość. On tu był... a mnie nie było. Postanowiłam, że więcej nie opuszczę Lorien. Choćby się waliło i paliło, zostanę tu i będę na niego czekać.

Trochę ponad dwa lata od naszego ostatniego spotkania straciłam wszelkie nadzieje. Nie pojawił się ani razu. W moje serce wkradała się okropna myśl. Po prostu o mnie zapomniał. Ale przecież czego innego mogłam się spodziewać? Był królem, a ja tylko dowódcą straży...


Moje smętne rozmyślania przerwało delikatne pukanie do drzwi.

-Proszę- powiedziałam, patrząc na drzwi błagalnie. Otworzyły się i nie mogąc się powstrzymać, westchnęłam ze smutkiem.

-Witaj, Alarien- rzekła z uśmiechem lady Galadriela, siadając na łóżku obok mnie.

-Witaj i ty, pani. Co cię do mnie sprowadza?

-Wiesz, co się dzieje- zaczęła cicho- zło powróciło. Czuję to.

-Ja również- szepnęłam. Była to prawda, wokół panowała jakby aura lekkiej ciemności, jednak obawiałam się, że ten mrok może się pogłębić.

-Musimy ostrzec naszych przyjaciół- odparła elfka- pojawili się orkowie i są coraz śmielsi.

-Pojadę do Rivendell- rzekłam spokojnie. Kobieta złapała mnie za rękę.

-Wolałabym, abyś pojechała do Mrocznej Puszczy.

-Czemu?- zapytałam szeptem.

-Dlatego, że na świecie powinna być równowaga- odrzekła, głaszcząc mnie po policzku- pojawia się zło, powinno pojawić się i dobro.

-Myślisz, że jest jakieś dobro?

-Jestem o tym przekonana- szepnęłam, po czym uścisnęła mnie i wyszła z komnaty. Wyjrzałam przez okno, a na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech. Mroczna Puszczo, szykuj się!


Jestem z siebie dumna :-D napisałam ten rozdział w niecałą godzinę, także wow :-P miałam tylko dzisiaj zacząć (21:50) a jak będę miała czas, to dokończyć, ale jakoś dałam radę szybko to ogarnąć :) wiem, że nie jest to zbyt długi rozdziałek, ale chyba lepszy taki, niż żaden :-D

Nad życie (1)Where stories live. Discover now