𝖙𝖍𝖗𝖊𝖊

136 16 163
                                    

MORZE O PORANKU było takie spokojne. Maleńkie fale delikatnie kołysały statkiem, a morska bryza była przyjemnie orzeźwiająca.

Gwen wzięła głębszy oddech, napawając się morskim powietrzem. Pochyliła głowę chcąc spojrzeć w dół. Poniżej statku panowała nieprzenikniona ciemność otchłani.

— Uważaj Gwen bo jeszcze wpadniesz — roześmiał się jej ojciec, kładąc dłoń na ramieniu córki. Charlie Swan należał do wysokich, potężnych mężczyzn, co czyniło go całkiem różnym od Gwen. Dziewczyna była dość wysoka wyjątkowo drobna, więc jej ojciec nie raz śmiał się, że przez taką posturę, wiatr któregoś dnia zmiecie ją z pokładu.

Pomimo jego gróźb, przez prawie piętnaście lat bycia na świecie, w życiu Gwen, nigdy nic podobnego jeszcze nie miało miejsca.

— Pokłóciłeś się z mamą? — spytała rozbawiona. Odpowiedział jej śmiech ojca.

Zapadał wieczór i jej ojciec miał w zwyczaju siedzieć o tej porze w swojej kajucie i zajmować się ich planami na następny dzień. Widząc możliwość porozmawiania z córką, oparł się o burtę obok niej.

— Jak ci się podoba w Kalos? — spytał.

— Bardzo — odparła po krótkiej chwili. — Port wygląda wspaniale. — Po jej słowach zapanowała krótka cisza. Gwen poczuła, że wie co jej ojciec chciał przez to powiedzieć i nie chodziło mu wyłącznie o widoki z pokładu.

— Więc... — zawachał się chcąc odpowiednio dobrać słowa. — Nie byłaś jeszcze w mieście?

Pokręciła głową. Nie chciała dokładać rodzicom zmartwień, ale nie umiała też zwalczyć swojej natury. Od dziecka była wyjątkowo nieśmiała, często nawet wobec bardzo bliskich jej osób. W szczególności ciężko jej było nawiązywać nowe znajomości. Dochodziło nawet do tego, że nie była w stanie zapytać obcych o drogę, toaletę, czy najbliższe Centrum Pokemonów.

Mężczyzna cicho westchnął.

— Na pewno nie chcesz zobaczyć miasta? — Jej ojciec nie zamierzał dać za wygraną. — Sama przed chwilą powiedziałaś że bardzo cie się podoba.

— Tato, dobrze wiesz, że... — Chciała mu odpowiedzieć, ale nie zdążyła.

— Nie możesz ciągle bać się ludzi, Gwendoline. — Jej ojciec delikatnie podniósł głos. — Życie nie składa się z samego czytania książek. Powinnaś się w końcu przełamać.

Gwen spuściła wzrok. Jedynymi ludźmi, którzy jej nie ośmielali, byli książkowi bohaterowie. W swojej kajucie miała cztery regały, po brzegi wypełnione książkami. Czytała je w takich ilościach, że rodzice nieraz nazywali ją Pożeraczką Książek, jednak nigdy wcześniej nie kwestionowali zainteresowania córki.

Aż do teraz.

Nie dziwiła się, że w jej ojcu w końcu coś pękło. Był prostym z natury, nielubiącym owijać w bawełnę człowiekiem. Napewno gdzieś głęboko dotykał go fakt, że miał tak zamkniętą w sobie córkę.

— Tato, ja... — zaczeła, a jej głos zaczął się łamać. Mężczyzna jednak odwrócił się i ruszył w stronę ich kajut.

— Za chwilę będziemy iść do miasta na kolację. Nie spóźnij się. — rzucił nie obracając się za siebie. Nie uszło też jej uwadze, że głos ojca stał się zimniejszy niż przedtem.

𝐀𝐒𝐇𝐄𝐒 𝐀𝐍𝐃 𝐃𝐔𝐒𝐓, pokemonWhere stories live. Discover now