👼 Rozdział 18 👼

164 16 5
                                    

Hyunjin

Znowu znalazłem się w tym dole. Wspomnienia od razu do mnie wróciły. Wiedziałem co zaraz się stanie i jak zaraz zginę. I nic mnie nie uratuje. Umrzeć w ten sam sposób, w jaki zrobiło się to za pierwszym razem… to musiała być jakaś tragiczna ironia losu. Wychodziło na to, że niepotrzebnie próbowaliśmy odkopać przeszłość, skoro ja zaraz znowu zostanę z nią zakopany.

— Przynajmniej zdążyłem powiedzieć Jeonginowi co czuję. – powiedziałem do siebie. Miałem nadzieję, że las go oszczędzi i jemu uda się dotrwać do rana. Nie chciałem, aby stała mu się krzywda.

Może tak powinno być? Może ziemia w której zginąłem, żądała mojego powrotu? Nie wiedziałem, ale tłumaczenie sobie tego w taki sposób sprawiało, że czekanie było mniej okropne. Pokręcone…

Poczułem jak pnącza oplątują moje nogi i dają mi znać, że nie ucieknę stąd. Nie było szans, żeby tak się stało. Nawet nie zamierzałem uciekać. No bo gdzie? Byłem w cholernej pułapce, z której nie dało się uciec.

Kiedy usłyszałem wycie wilków, poczułem się tak jak wtedy. To ich głos towarzyszył mi wtedy i to one wpakowały mnie do tego dołu. Po co one tutaj teraz? Skoro już tutaj siedziałem? Nie miały już kogo atakować… chyba że Jeongin dalej był na górze.

O nie! Zacząłem się szarpać i z trudem udało mi się wydostać nogi z pnączy. Wstałem na równe nogi i spojrzałem do góry, aby znaleźć najmniejszą lukę, która świadczyła o tym, że Jeongin będzie mógł mnie usłyszeć.

Nie znalazłem jej, ale to mi nie przeszkadzało. Miałem zamiar wołać do niego ile starczyłoby mi tlenu w płucach. A tego i tak nie było dużo.

– Jeongin! Uciekaj! – krzyczałem najgłośniej jak potrafiłem i całkowicie zignorowałem liany, które powoli wspinały mi się po nogach. Ja mogę zginąć, ale nie pozwolę na to Yangowi. On musi przeżyć dzisiejszą noc. – Uciekaj! Słyszysz?! Jeongin!

– Hyunjin. – głos pojawił się koło mnie, a ja nie kojarzyłem tej sytuacji z mojego ostatniego pogrzebania żywcem – Znalazłem cię.

– Kim jesteś? – zapytałem, ale nie dostałem odpowiedzi.

– Mamy mało czasu. Szybko! Wystaw przed siebie dłoń! – nie wiedziałem co to, ani co zamierzało ze mną zrobić. Jednak była to szansa na inne zakończenie niż to, które mnie czekało w dole. Może gorsze, a może jednak lepsze. Wystawiłem przed siebie rękę, tak jak poprosił, a wtedy poczułem przeszywające zimno na nadgarstku. To coś pociągnęło mnie do góry i nim zdążyłem się zorientować, byłem nad ziemią.

Rozejrzałem się i pierwsze co zobaczyłem to to, że byłem cały w liściach. Zaraz po tym, okazało się, że z mojej pozycji widziałem moich przyjaciół przy obalonym drzewie. Jeongin, Jisung, Minho, Changbin i Seungmin… oni wszyscy siedzieli na ziemi i wpatrywali się w różne punkty na ziemi. Pierwszą osobą, która mnie zobaczyła był Seungmin, który zaraz zaczął szturchać Jisunga, siedzącego koło niego. W końcu wszyscy na mnie spojrzeli, a ja zdecydowałem się podnieść i do nich podejść. Przez ten czas żaden się nie ruszył. Wstali dopiero wtedy, kiedy znalazłem się na placu. Pierwszy rzucił się na mnie Jeongin, którego przytuliłem tak mocno, aż mnie samemu zabrakło tlenu. Potem otoczyła mnie reszta, a potem już wszyscy leżeliśmy na ziemi.

– Czyli co? Czekamy tylko na Chana? – zapytał Jisung, którego uśmiech nie znikał z twarzy. Wyglądało na to, że był przekonany, że teraz jest nam pisany tylko happy end. Jednak Minho ostudził jego zapał. Wystarczyło, że Han zadał o jedno pytanie za dużo – Ile czasu nam zostało?

– Trzy minuty do wschodu. – powiedział, a wtedy każdy z nas zamarł. W mojej głowie pojawiła się okrutna myśl, że Bang nie odnajdzie się w tak krótkim czasie.

***

Kiedy Hyunjin chwycił moją dłoń byłem bardziej niż szczęśliwy. Nie mieliśmy dużo czasu i gdyby Hwang zastanawiał się choć chwilę dłużej to nie zdążylibyśmy się uwolnić. My. Ja też bym tam został, a przynajmniej ta część mojej duszy, przywiązanej do fragmentu naszyjnika.

Nie miałem czasu, więc kiedy tylko wyciągnąłem go na powierzchnię zostawiłem go. Miałem nadzieję, że był wystarczająco blisko bezpiecznego miejsca, że uda mu się dotrzeć tam nim dopadną go demony. Ja musiałem odnaleźć Chana, którego jak na razie nie mogłem odnaleźć. Zaginął bardziej niż Hyunjin, a to przecież on zapadł się pod ziemię.

– Chan! – krzyknąłem, kiedy pozostała mi minuta do wschodu. Moja moc słabła, a łzy przysłaniały mi widok. Nie, nie mogło się to tak skończyć. Jeszcze tylko Chan, jeszcze tylko on! – Dajcie mi więcej czasu!

– Nie masz go Felixie. – przede mną pojawił się archanioł, który dał mi moc, abym uratował przyjaciół. Padłem przed nim na kolana, będąc gotowym na błaganie go o pomoc – Dałeś z siebie wszystko Felixie. Jestem dumny, że tak dzielnie walczyłeś o przyjaciół.

– Chan… on…

– Pomogę ci go uratować. Siedem dusz na jednego anioła to było dla ciebie za dużo, więc kiedy widziałem, jak mało czasu ci zostało, zabrałem Chana do siebie. Jest bezpieczny. – powiedział, a ja nigdy nie czułem takiego szczęścia. Jednak wyraz twarzy Archanioła od razu zgasił mój zapał – Felixie. Mój ratunek wyglądał inaczej niż twoja ochrona. Musiałem go zabrać do nieba, aby jego dusza przetrwała atak. A jak dobrze wiesz, w niebie musi być równowaga. On… nie da rady wrócić na ziemię.

– A co jeżeli oddam siebie, za niego? Proszę, jestem im to winien. Naraziłem ich na niebezpieczeństwo. Po raz kolejny udowodniłem, że ściągam na nich pecha. Proszę, pozwól mi go uratować.

– Jesteś pewien, Felixie? – zapytał, a ja przytaknąłem. Archanioł uśmiechnął się i zgodził na moją decyzję. – W takim razie odprowadź proszę duszę Chana na ziemię i wracaj do domu.

Wystawił przede mnie kawałek amuletu, który był przeznaczony dla Chana. Odebrałem go i nie wiedziałem co dalej robić. Postanowiłem wrócić do reszty, a być może wtedy dowiem się co powinienem robić dalej.

Kiedy się tam znalazłem, zauważyłem ciało Chana. Spoczywało ono kilka metrów dalej od obalonego drzewa. Podszedłem do niego i ukląkłem tuż koło jego głowy. Intuicyjnie położyłem odłamek metalu na jego klatce piersiowej, w miejscu, gdzie znajdowało się jego serce. To wystarczyło, aby Bang drgnął i zaczął próbować unieść powieki. Budził się, a to oznaczało, że to była pora na mnie.

Nachyliłem się, aby ostatni raz ucałować jego czoło. Starałem się włożyć w to wszystkie swoje uczucia, jakie do niego żywiłem. Te przeszłe, te teraźniejsze i te przyszłe, których już nie dane mi będzie mu okazać. Nie umiałem się z tym pogodzić, że to jest ten czas, w którym musiałem się z nim pożegnać.

Felix, już czas.

– Żegnaj, Chan.

Odsunąłem się i zobaczyłem jak jego przyjaciele zauważają go. Podbiegają i pomagają mu się dobudzić. Changbin i Minho pomagają mu wstać, a Jisung pokazuje mu trzy palce, każąc powiedzieć ile ich widzi. Chan mówi “sześć” i mimo to wszyscy się śmieją. Ja też się śmieję. Mimo łez płynących mi po policzkach, śmieję się, bo ten obrazek jest najszczęśliwszy na świecie. W końcu naprawiłem to co udało mi się już kilka razy popsuć.

Remember Me |ChanLix| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz