👼 Rozdział 2 👼

247 20 10
                                    

Ta noc była dziwna. Niebo było zachmurzone sprawiając, że gdyby nie światła ulic byłoby całkowicie ciemno.

Co chwilę słychać było grzmot, a na niebie pojawiały się błyskawice. Jednak nie były one takie jak zwykle. Były mieszanką fioletowego i czerwonego. Na długo pozostawiały niebo w takich kolorach.

Ludzi uciekali do swoich domów, bloków lub galerii, aby przeczekać to załamanie pogodowe. Bali się. Ja też się bałem.

Zwłaszcza kiedy do tej burzy doszedł bardzo silny wiatr, który przesuwał auta i wyrywał drzewa. Ulewa napełniała zbiorniki wodne oraz wlewała się do piwnic budynków.

Nikt do tej pory czegoś takiego nie widział. Zaczęło się to dziać, kiedy wracałem ze szkoły. Schowałem się w galerii i myślałem, że zemdleje. Ludzie napływali z każdej stron. Nawet jak wchodzili do sklepów to było naprawdę mało miejsca.

Trwało to kilka godzin. A kiedy to się skończyło to zapanowała ciemność i cisza. Ludzie starali się oddychać jak najciszej, aby być pewnym, że burza się skończyła. Przez dziesięć minut od końca nikt się nie poruszył.

W końcu ludzie zaczęli wychodzić, a ja razem z nimi. Cały ulice stały w wodzie, a po nich pływały gałęzie, które zostały złamane przez wiatr. Nie było żadnych pożarów, więc najwyraźniej pioruny nie uderzały w ziemię. Choć może uderzyły, ale gdzieś bardzo daleko stąd.

Szukałem swojego auta, ale kiedy je znalazłem było całkowicie zniszczone. Nie było co ratować. Dobrze, że mieszkałem niedaleko i mogłem się tą drogę przejść. Powiem szczerze, że spacer należał do jednego z przyjemniejszych. Mimo zniszczonego krajobrazu, mogłem cieszyć się naprawdę rześkim powietrzem.

Kiedy wróciłem do domu od razu rzuciłem się na łóżko. Byłem strasznie zmęczony, a w dodatku zaczęła boleć mnie głowa. W nocy chyba dostałem gorączki, bo na zmianę trzepało mnie z zimna i z gorącą.

Poranek nadszedł naprawdę szybko i razem z nich wszystkie moje objawy ustały. Kompletnie nic mi nie było, co było podejrzane. Nie wiedziałem, że tak szybko można się rozchorować i jednocześnie wyzdrowieć.

Wstałem z łóżka i włączyłem telefon. Miałem tylko jedną wiadomość od Jisunga: "Za pół godziny jesteśmy". Przyszła dokładnie trzydzieści minut temu, więc jak najszybciej się ubrałem, bo pewnie chłopcy już siedzieli w salonie. Nigdy nie pukali.

Zszedłem na dół i w tym momencie moi przyjaciele zaczęli wchodzić do środka. Uśmiechnąłem się do nich i wtedy zobaczyłem Hyunjina i Minho. Byli cali i zdrowi.

Nie mogłem w to uwierzyć. Widziałem jak chowano ich. A teraz stali przede mną i jak gdyby nigdy nic o coś się kłócili.

– Chan? Wszystko okej? – zapytał ktoś, ale nie wiedziałem kto. Nie rozglądałem się. Bałem się nawet mrugnąć, żeby oni nie znikli.

– Wy… tutaj… serio jesteście? – zapytałem. Spojrzeli po sobie, a potem równo kiwnęli głową. Podszedłem do nich i uściskałem. To musiał być sen, przecież oni nie żyli. Więc jak mogli tutaj stać – Przepraszam was. Tak bardzo przepraszam.

– Hej, Chan… jest okej. Nie masz za co.

– Uspokój się. Nic się nie stało. Oddychaj.

– On ma chyba gorączkę. – odciągnęli mnie od nich. Zacząłem się szarpać, ale nie miałem siły. Zaczęło mi się kręcić w głowę, więc usiadłem na ziemi. Dalej na nich patrzyłem, a oni coraz bardziej się rozmazywali. Sen się skończył.

Remember Me |ChanLix| ✓Where stories live. Discover now