Podeszła do brata, spojrzała na rozłożone pionki. Skądś je kojarzyła,tylko skąd? Nie wiem. Rozejrzała się, lecz nic jej nie świtało.
-Tutaj jesteśmy bezpieczni - powiedział głośno po czym dopowiedział cicho patrząc na Morian - Chyba

-Sądzisz, że ten Beorn może nas zabić? - podpytała go

-Nie wiem, ale nie wykluczam - stwierdził, po czym pociągnął Morian na bok - Widzę, że nie kojarzysz tego miejsca, prawda?

Morian skinęła głową rozgladając się jeszcze bardziej po pomieszczeniu.

-Z tego co wiem, byłaś tutaj kilka razy, z rozkazu króla Modoka.

No tak. Teraz już sobie przypomniała.

-Nie mów mi, że właśnie jesteśmy w domu, tego zmiennokształtnego człowieka.

-Tak, stało się wtedy coś strasznego?

-Tak średnio. Modok wysłał mnie wtedy, tutaj po to by zaoferować mu stanowisko jednego z lepszych wojowników. Modok wiedział jakie zdolności posiada i nie chciał ich zaprzepaścić. Byłam wtedy jego posłańcem i Beorn nie był jednak zadowolony tą ofertą. Modok nalegał kilka razy, a ostatnim razem chciał go poinformować, że jeśli nie będzie głównodowodzącym po dobroci to zrobi to siłą. Beorn na tę wiadomość wpadł w wściekłość i omal mnie nie zabił.

-To naprawdę nie dobrze. Jednak nie o to mi chodziło. Przed Mroczną Puszczą będę musiał was opuścić i twoim zadaniem będzie dopilnować całej kompanii, a zwłaszcza, gdy zdobędziecie górę. Dopilnuj Thorina, żeby nie zachorował na smoczą chorobę.

-Możesz na mnie liczyć - powiedziała kłaniając się nisko.

Gandalf uśmiechnął się krótko, po czym odszedł.

Tej nocy Morian długo nie mogła zasnąć. W tym czasie obserwowała swoich kompanów. Nie jedyna, jeszcze nie spała. Bilbo przebudzony hałasem zwierząt, rozejrzał się po kompanii, gdy mysłał, że wszyscy śpią sięgnął po coś do kieszeni. Morian podejrzliwie obserwowała to co robi i nie wierzyła własnym oczom.

Włamywacz z kieszeni wyciągnął pierścień, jedyny pierścień, pierścień władzy, który wcześniej należał do Saurona. Co będę pisać jak wyglądał? Pierścień to pierścień. Złoty, pierścieniowaty, z dziurką na palec. Gdy oboje usłyszeli kroki, szybko ułożyli się w pozycji śpiącej i udawali sen. Skrzatka obserwowała jednym okiem co się dzieje. Zobaczyła tylko podobną do człowieka postać, tylko o wiele wyższą. Był to nie kto inny, jak wspaniały Beorn. W końcu udało jej się usnąć.
Rano obudziło ją bzyczenie. Gdy otworzyła oczy, ujrzała coś w rodzaju pszczoły, tylko że o wiele większe. Wstała jako pierwsza. Znowu. Przeciągnęła się i postanowiła wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza.

-Oby go tam nie było - powtarzała sobie

Miała pecha. Beorn na dworze rąbał drewno. Teraz mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Był dużo wyższy od przeciętnego człowieka, miał mocny grzbiet, i co najbardziej przykuło jej uwagę, zakute kajdanami ręce. Beorn jakby wiedział, o jej obecności, spojrzał w stronę Morian, która nie zdążyła się ukryć przed jego syderczym wzrokiem.

-Coś za jedna i co tu robisz ? - spytał podejrzliwie.

Morian niepewnym krokiem ruszyła w jego stronę, a ten jeszcze mocniej ścisnął siekierę. Teraz dzieliło ich kilka kroków.

-Jestem Morian, kapitan skrzaciej straży i podwładna króla Modoka II - odpowiedziała już z większą pewnością w głosie - Jestem tutaj razem z moimi przyjaciółmi i jak mogłeś zauważyć, w nocy schroniliśmy się w twoim domu.

Miłość skrzataWhere stories live. Discover now