Nie całuj gdy nie kochasz

18 2 0
                                    

Czy to dziwne, że od tamtej pory spędzałyśmy razem prawdopodobnie każdą wolną chwilę?

Nie, żeby nie było tak już wcześniej jednak teraz doszło nocowanie. Spałyśmy obok siebie, przytulone każdej nocy. W weekendy zwykle było to u mnie, bo Bianka nie interesowała się czy przyszłyśmy pijane czy nie. W środku tygodnia jednak mieszkałyśmy u ciebie.

„Kocham cię" stało się czymś zupełnie normalnym, mówionym przed snem zanim wtulałaś się w moje plecy, albo kiedy przyciskałam twarz do twoich włosów.

Za pierwszym razem nie mogłam po tym zasnąć. Później byłam tak mocno przyzwyczajona do tych dwóch słów, że nie mogłam zasnąć, gdy ich nie słyszałam.

Czasem kładłyśmy się spać pokłócone. O tak, kłótnie były częste, ale nigdy na tyle poważne, żeby przed pójściem spać nie dać sobie buziaka w policzek, włosy czy ramię, przytulić się i powiedzieć TO.

No dobra, może przesadziłam. Każda z nas potrzebowała swojej przestrzeni, więc były takie chwilę, gdy nie byłyśmy obok siebie, ale zawsze gdzieś blisko.

Ty spotykałaś się ze znajomymi z nowej klasy, ja z Polą. Ty jeździłaś na zakupy z mamą, na które dostałam kilka razy zaproszenie, ale nigdy go nie przyjęłam. Ja zaczęłam pomagać sąsiadce w codziennych obowiązkach, za co rzuciła czasem groszem.

Nie zauważyłam jak bardzo pokochałaś to miejsce. Już nie było podziału na moja wieś- twoje miasto. Była tylko nasza wieś i z każdym tygodniem coraz mniej jakiegokolwiek miasta.

Nie zwróciłam uwagi, że masz tu już wielu znajomych, że każdy cię pokochał i ty pokochałaś ich. Nigdy nie wspominałaś, co robiłaś kiedy spotykałaś się z moimi oprawcami. Nie chciałam o tym słuchać.

Początkowo wydawało mi się, że nasze życie się skleja. Jesteśmy jednością i wszystkich, których kochasz, ja też pokocham. Wszystkich, których nienawidzę- ty także będziesz.

I to także był temat kłótni. Prosiłam i błagałam, mówiłam, że ci ludzie sprawili mi wiele przykrości.

- Jeśli mnie lubisz, nie powinnaś spotykać się z nimi.

- Czy to szantaż?

- Nie! Po prostu gdyby ktoś się nad tobą znęcał nigdy bym go nie polubiła!

- Ale to twoja wojna, Klara! Nigdy w niej nie brałam udziału, nawet mnie tu nie było!

- I co z tego?! Musiałabyś widzieć na własne oczy jak zrzucają mnie ze schodów, żeby mi uwierzyć?!

Podnosiłyśmy coraz bardziej głosy. Patrzyłaś mi w oczy, widziałam wściekłość.

- Nie wiem, co mam o tym myśleć. Dla mnie oni są tacy mili- powiedziałaś w końcu ciszej.

Wtedy się poddałam. Wiedziałam, że nie przekonam cię, a chęć bycia lubianą przekładasz ponad mnie. Przez chwilę, krótką chwilę, myślałam, że jestem dla kogoś ważna. Byłam pewna, że gdy wyznaje się komuś miłość to ta osoba jest dla ciebie ważna, a przynajmniej ważniejsza niż inni, którym nie mówisz „kocham cię". A może właśnie mówisz? Ale po co miałabyś to mówić, gdybyś tego nie czuła?

Coraz częściej łapałam się na tym, że ja naprawdę cię kocham. Czysto platonicznie oczywiście. Jak najlepszą przyjaciółkę, osobę, która mnie broniła i w pewnym sensie uratowała.

Czy byłam zazdrosna? Jak cholera. Wydawało mi się, że skoro jesteśmy przyjaciółkami to nie powinnaś mieć innych przyjaciół. No dobra, może starzy znajomi, ale ludzie, którzy mnie gnębią? Byłam zazdrosna, że mimo wszystko wolałaś czasem się z nimi widywać.

Obudź we mnie emocje, proszęWhere stories live. Discover now