Rozdział dwudziesty drugi

49 4 0
                                    

~ William Murphy ~
7 lat wcześniej

Wściekły rzuciłem kubek na podłogę. Widziałem jak rozpada się na kawałki. Przekląłem i rzuciłem talerz, który nawinął mi się pod rękę. Ruszyłem do swojego plecaka i zacząłem go przeszukiwać, w celu znalezienia więcej mojego wybawienia. Nie znalazłem jednak białych proszków, które dawały mi ukojenie. Pół godziny temu wziąłem ich kilka, ale nie sądziłem, że nic mi już nie zostało. Wkurzony rzuciłem plecak w kąt i nie przejmując się szkłem, które leżało na podłodze, poszedłem w głąb mieszkania.

Tam gdzie aktualnie mieszkałem, miałem jeden pokój z kuchnią i łazienkę. Na nic więcej nie mogłem sobie pozwolić. I tak ledwo co stać mnie na to cholernie małe mieszkanie.

- Kurwa! - warknąłem, uderzając w ścianę. Nie mogłem uwierzyć, że po takim czasie szukania mojej matki biologicznej, nie udało się jej znaleźć. Jakby nie chciała, żebym ją odszukał.

- Jebana suka! - Cały czas uderzałem pięściami w ścianę. Nie kontrolowałem się. Nie myślałem racjonalnie. Z moim knykci zaczęła lecieć krew, ale widząc to, moje uderzenia były tylko mocniejsze. Nic mnie nie obchodziło. Nie interesowało mnie, że mogłem sobie coś zrobić. Byłem w furii i fazie, która weszła bardzo mocno. Za mocno.

Do moich uszu nie doszło pukanie w drzwi, w które, w pewnym momencie, ktoś zaczął walić pięściami. Byłem zajęty ranieniem się i pochłanianiem całej swojej energii na wyżywaniu się na jednej z moich ścian.

- Will, przestań! - Usłyszałem głos Holdena, któremu, w jakiś sposób, udało się wejść do środka. Podbiegł do mnie i próbował odciągnąć mnie od ściany, która miała czerwone plamy krwi.

- Opamiętaj się! - mówił, trzymając mnie za ramiona. Krew ściekała z moich dłoni, a ja szybko oddychałem.

- Zostaw mnie! - Odepchnąłem go tak mocno, że upadł na podłogę. Nie zważając na nic, wyjąłem z szafki kolejne talerze, które z hukiem lądowały na podłodze. Musiałem się na czymś wyżyć. To było za mało.

- Will, uspokój się, do cholery! - Holden złapał mnie od tyłu, próbując mnie unieruchomić. Wyrywałem mu się, ale robiłem to tak chaotycznie, że czarnowłosy bez trudu mnie trzymał.

- Holden, zostaw mnie, kurwa! Ty nic nie rozumiesz!

- Masz rację, ale nie możesz popaść w obłęd! To nie jest normalne!

- To nie twoja matka nie chce mieć z tobą nic wspólnego! Puść mnie! - Za nic nie chciał mnie posłuchać. Trzymał mnie, czekając aż się uspokoję.

- Wiem, że cię to boli, ale niestety musisz myśleć racjonalnie. - Tego akurat na ten moment nie potrafiłem zrobić. Wszystko we mnie buzowało. Nie potrafiłem pojąc, dlaczego nie obchodzę swojej własnej matki.

- Holden, puść mnie, do cholery! - Moje krzyki nie działały. Nie potrafiłem się wyrwać z jego silnego uścisku.

- Puszczę się, jak się uspokoisz! Robię to dla twojego dobra!

- Jeśli chcesz, żebym się uspokoił, to przynieś mi więcej dragów!

- Mówiłeś, że już nie bierzesz, że to był jeden incydent.

- Serio, w to wierzysz?! Tylko to może mnie uspokoić!

- Właśnie widzę jak cię uspokaja. - W końcu udało mi się wyrwać. Odepchnąłem go. W moje oczy rzucił się blask noża. Chwyciłem go i odwróciłem się do Holdena.

- Zbliżysz się i już po tobie! - ostrzegłem, kierując ostrzem w jego stronę. Nie miałem pojęcia, co właśnie robiłem.

- Will, odłóż ten nóż - powiedział łagodnie brązowooki. Podniósł dłonie w geście poddania i podszedł do mnie bliżej.

- Odsuń się!

- Will, proszę, odłóż nóż. Wcale nie chcesz tego zrobić.

- Co ty, kurna, możesz wiedzieć, co ja chcę zrobić, co?! Może to ty sfałszowałeś te wszystkie dowody?!

- Dlaczego miałbym to zrobić? Chciałem ci pomóc, tylko tyle.

- A może nie chciałeś, żebym znalazł swoją rodzinę?! Nie chciałeś, żebym był szczęśliwy?!

- Nie mów tak. Starałem się robić wszystko, co tylko mogłem, żebyś znalazł swoją matkę. O mało co mnie nie przyłapali. - Czarnowłosy zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. Cały czas trzymałem wyciągnięty nóż w jego stronę. Przestałem wierzyć w jego dobre intencje. W moich myślach zaczął się kreować jego inny obraz.

- Will, przecież jesteśmy przyjaciółmi...

- Po prostu jest ci mnie szkoda i się nade mną zlitowałeś!

- Will, co ty... Jesteś pod wpływem tych głupich pigułek, nie wiesz co mówisz. - Jego głos wydawał się spokojny. Wiem, że tym tonem starał mnie uspokoić, ale byłem na takim haju, że nie wiedziałem co właśnie robiłem. Nie było szans, żebym się teraz opamiętał.

Udało mu się złapać mnie za ramiona. Chciał wyrwać mi nóż. Trzymałem go najmocniej jak tylko potrafiłem.

- Will, oddaj mi ten nóż! - Jego cierpliwość sięgała zenitu. Pod wpływem narkotyków, zyskałem siły i odwróciłem go do blatu kuchennego i przycisnąłem do niego. Moja dłoń z ostrym nożem powędrowała na jego gardło. Ostrze było tak blisko jego skóry, że wystarczyłby mój jeden ruch ręką i byłoby już po nim.

- Co ty wyrabiasz? - zapytał przerażony tym, co mógłbym mu w tej chwili zrobić.

- Teraz już nie jesteś taki rozmowny, co? - Przycisnąłem bok ostrza do jego szyi. Widziałem jak jego klatka piersiowa podnosi się coraz szybciej. W jego oczach widniał strach, a sam stał przede mną sparaliżowany.

- Proszę, musisz się opamiętać... Wcale nie chcesz tego zrobić... - wydukał, błagając mnie o odsunięcie się. Coś trzymało mnie w miejscu. Moje nogi były scalone z podłogą. Mój umysł i ciało nie chciało współpracować ze słowami Holdena, który coraz bardziej nie potrafił ukryć swojego przerażenia.

Przez przechodzący przez moje ciało impuls, przycisnąłem ostrze bardziej do jego szyi.

- Will, pomyśl... Czy twoja matka chciałaby, żebyś kogoś zabił? - zaczął, ratując się już ostatnimi słowami, jakie przychodziły mu do głowy.

- Ona ma mnie w dupie! - warknąłem, będąc na resztach swojej samokontroli.

- Nie mógłbyś żyć ze świadomością, że kogoś zabiłeś... Nie jesteś taki...

- Zamknij się! - Jego słowa trafiały prosto pod zimną kopułę, która ogradzała moje serce. - Skąd wiesz, że taki nie jestem?!

- Bo cię znam.

- Nie znasz mnie! Do cholery, przestań! - Nie chciałem, żeby jego słowa sprawiły, że się opamiętam. Chciałem tkwić w tym stanie, nie będąc świadomy swoich czynów.

W pewnym momencie, kiedy za bardzo się zamyśliłem, Holden odepchnął mnie od siebie. Upadłem na podłogę, upuszczając nóż. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie. Nie byłem w stanie się podnieść.

- Wyjdź stąd. W takim razie zabiję sam siebie. Będzie po problemie - powiedziałem oschle. Czarnowłosy natychmiast chwycił ostrze, które leżało na podłodze.

- Czy ty siebie słyszysz? - zapytał.

- Wynoś się! - warknąłem, nie podnosząc się z ziemi. - Nie chcę cię już więcej widzieć! - dodałem, rzucając w jego stronę kawałkiem szkła. Oczywiście pokaleczyłem sobie dłoń. Skrzywiłem się z bólu, łapiąc się za zranione miejsce.

- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi... - Usłyszałem jeszcze. Chwilę później drzwi się zamknęły. Położyłem się na podłodze, przymykając powieki.

Zacząłem łkać. Nie potrafiłem sobie ze sobą poradzić. Narkotyki były czymś, co pomogło oderwać mi się od rzeczywistości. Nie myślałem o matce i innych problemach. Odpływałem i miałem wszystko gdzieś. To, co chciałem zrobić Holdenowi, zapewne jutro wróci do mnie ze zdwojoną siłą. Chociaż byłem pod wpływem, to czułem się jakby moja trzeźwa strona wszystko widziała i teraz zapewne zastanawia się, co ja właśnie odpierdoliłem. Mogłem pozbawić życia swojego przyjaciela. Teraz już chyba byłego przyjaciela...

Fake DestinyWhere stories live. Discover now