Rozdział jedenasty

83 4 1
                                    

~ William Murphy ~

ZBIÓRKA ZABAWEK DLA DZIECI

Drodzy Państwo!
Jak co roku, organizujemy zbiórkę zabawek dla dzieci z naszego domu dziecka. Niestety my sami, jako instytucja nie zawsze mamy finanse na zapewnienie dzieciom takich dobroci, więc prosimy o pomoc Was! Wiemy, że są na tym świecie ludzie, którzy nie przejdą obojętnie obok kogoś, kto potrzebuje pomocy. A dzieci tej pomocy potrzebują. Pozwólmy mieć im dzieciństwo, które nie będzie im się kojarzyło tylko i wyłącznie z szarym i smutnym domem dziecka.

Zabawki nie muszą być nowe. Wystarczy, że będą spełniały swoją rolę. Będą niosły radość i może nawet spełnią marzenie jakiejś małej duszyczce.

Zabawki proszę dostarczyć pod wskazany adres do końca miesiąca.

Czytając ogłoszenie, od razu postanowiłem, że się zaangażuję. Wiedziałem, że nie zignoruje tej zbiórki tak po prostu. Wiem co te dzieci przeżywają i nie pozwolę, żeby została im odebrana jedyna przyjemność, na jaką mogą sobie teraz pozwolić. Nie chcę, żeby później źle wspominały swoje dzieciństwo. Już sam pobyt w domu dziecka nie jest dobrym wspomnieniem, ale chcę choć trochę sprawić, że zapomną o swojej aktualnej sytuacji.

-•••-

- Weź jeszcze te piłki do nogi. O, i te gry planszowe. - Chodziłem po sklepie razem z Jake'iem i powoli zapełniałem wózek różnymi zabawkami. Wrzucałem do niego wszystko, co wpadło mi w ręce. Nie ograniczałem się. Pewnie wydam sporo pieniędzy, ale jakoś mnie to nie interesowało. Chciałem zrobić dobry uczynek i sprawić, że ktoś będzie szczęśliwy.

- Może weźmy drugi wózek, co? Ten zaraz będzie pełny - zaproponował blondyn. Wybudzony z transu, spojrzałem na niego i na czterokołowy wózek.

- Masz rację. Weź drugi i idź do działu z rzeczami papierniczymi. Bierz wszystko, co ci wpadnie w ręce - odparłem.

- Nie sądzisz, że już za dużo bierzesz tym dzieciom? - Popatrzył na mnie, wskazując na zabawki, które już leżały w wózku. - W sensie rozumiem, że...

- Idź po drugi wózek, ok? - Nie dałem mu dokończyć, bo wiedziałem co miał zamiar powiedzieć. Jakob posłusznie się ode mnie oddalił, a ja wróciłem do wrzucania do wózka pudełek z grami planszowymi. Może i przesadzałem, ale nie zamierzałem przestać. Wiem, że gdybym kupił jedną rzecz, to już byłaby wielka rzecz, ale ja nie potrafię tak. Muszę to zrobić z przytupem, albo wcale, ale wcale nie wchodzi w grę.

- Ty płacisz za swój, ja za mój - powiedział Jake, kiedy byliśmy już przy kasie. Spojrzałem na niego.

- No co? Nie pozwolę ci wydać całej swojej wypłaty na zabawki dla dzieci - dodał i zaczął wykładać rzeczy na taśmę. Poklepałem go po plecach, żeby wyrazić swoją wdzięczność. No dobra, nie uśmiechało mi się, żeby zapłacić tyle za same zabawki, ale gdybym musiał, to bym to zrobił.

-•••-

- Przygotujcie się dzieci, Święty Mikołaj nadchodzi - rzekł Jake, kiedy zaparkowaliśmy pod domem dziecka. Budynek nie był tym z nowszych, ale był nawet w dobrym stanie. Miejscami na ścianach były kolorowe malunki, które zapewne zrobiły dzieci. Otworzyliśmy bagażnik i po kolei wyjmowaliśmy torby. Ledwo co udało nam się to wszystko zapakować do samochodu. Na szczęście nie po to chodzimy na siłownię, żeby później nie zamknąć drzwi od bagażnika.

- No to zrobimy im Gwiazdkę dwa miesiące wcześniej... - szepnąłem, chwytając kilka siat naraz i kierując się do drzwi.

- Mam nadzieję, że nie będziemy robić tego co miesiąc, bo zbankrutuję. - Usłyszałem z tyłu głos mojego przyjaciela. Zignorowałem jego słowa i wszedłem do środka. Środek zaznaczał, że mieszkają tu dzieci. Poczułem chłód przechodzący po moich plecach. Czułem się dziwnie. Gorzej niż dziwnie. Chciałem natychmiast wyjść. Moje tętno podskoczyło do ponad stu uderzeń na minutę, a ja czułem zbliżający się atak paniki. Starałem się uspokoić, ale to na nic się nie zdało. Moje ręce zaczęły się trząść, głowa robić cięższa. Po co ja tu przyjechałem?

Fake DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz