Rozdział jedenasty

Start from the beginning
                                    

- Stary, jak chcesz ja mogę to wszystko zanieść. - Obok mnie stanął Jake. Zapewne zobaczył w jakim stanie byłem, dlatego odebrałem ode mnie zapakowane torby. Posadził mnie na krześle, które stało na korytarzu. Ukucnął przede mną, ciągle mnie obserwując.

- Nie, ja... Pójdę z tobą, tylko... Muszę chwilę... - szepnąłem, uspokajając się.

- Jasne, rozumiem. Chcesz wody? - Kiwnąłem głową i zaraz trzymałem w dłoni plastikowy kubeczek z przezroczystą cieczą. Nie wiem, co bym bez niego zrobił. Jestem wdzięczny, że jest moim przyjacielem. Zawsze będę mu dziękował za to, że jest w moim życiu. Jest jedną z niewielu osób, której mogę naprawdę zaufać.

- William? - Z końca korytarza usłyszeliśmy znajomy głos. Powoli wstałem z krzesła i wyrzuciłem kubeczek do kosza. Kilka metrów dalej stała Gloria. Już prawie zapomniałem, jak bardzo ta kobieta mnie pociąga. Tym bardziej dzisiaj. Jej włosy swobodnie opadały na ramiona i plecy. Szary sweter eksponował jej biust, a szerokie brązowe spodnie sprawiały wrażenie jakby były spódnicą. Na ustach miała błyszczyk, wytuszowane rzęsy i róż na policzkach. Ok, już mi lepiej.

- Co ty tu robisz? - zapytaliśmy w tym samym momencie, kiedy kobieta podeszła bliżej. Gdy poczułem woń jej perfum, zrobiło mi się gorąco.

- Pracuję tu, a ty... - Spojrzała w dół na torby z zabawkami i delikatnie się uśmiechnęła. Boże, jaki śliczny uśmiech...

- Dziś Boże Narodzenie? - zapytała rozbawiona. Kiedy oprócz mnie dostrzegła też mojego kumpla, ten uznał, że to jego czas na przedstawienie się.

- Jestem Jakob, przyjaciel tego oto Świętego Mikołaja, a ty...

- Gloria. - Podali sobie dłonie, a ja zobaczyłem na twarzy blondyna cwany uśmieszek.

- Ta Gloria? - spytał, patrząc na mnie. Posłałem mu groźne spojrzenie. On, z kolei popatrzył na mnie z wymalowanym rozbawieniem na twarzy.

- To... Może ja wam pokażę, gdzie to wszystko zostawić... - powiedziała zdezorientowana kobieta. Posłusznie poszliśmy za nią. W między czasie uderzyłem łokciem w bok Jakoba. Ten skulił się z bólu i posłał mi mordercze spojrzenie. Widziałem jednak za tym mordem w oczach, że był rozbawiony całą tą sytuacją.

Gdy już zbieraliśmy się do wyjścia, zatrzymał mnie kobiecy głos:

- Will, możemy porozmawiać?

Nie chciałem z nią rozmawiać, ale nie mogłem jej też odmówić. Pokiwałem głową do Jakoba, żeby poczekał na mnie w samochodzie. Obserwowałem jak drzwi wejściowe zamykają się za moim kumplem, nie chcą patrzeć na brązowowłosą piękność.

- To wielki gest w twojej strony. Dzieci na pewno się ucieszą - powiedziała, krzyżując ręce na piersi. Odruchowo spojrzałem na tą część ciała, widząc jak jej biust pod swetrem idealnie się odznaczał. Przełknąłem ślinę. W mojej głowie znowu zaczęły pojawiać się obrazy z nią w roli głównej. Bardzo niegrzeczne obrazy. Odwróciłem wzrok, głęboko oddychając. Jestem pojebany.

- Taki był mój cel - odparłem, wkładając ręce do kieszeni spodni. Podeszła do mnie bliżej, a ja zamarłem. Poczułem zapach jej kwiatowych perfum. Obezwładniający zapach... Chciałbym teraz przyszpilić ją do tej ściany i jak dzikie zwierzę, mocno i szybko ją przelecieć.

- Nie wiem, jak mam ci się odwdzięczyć za to, co zrobiłeś... - szepnęła uwodzicielsko. Ja za to wiem, jak mogłaby mi się odwdzięczyć... Zrobiła jeszcze jeden krok w moją stronę, odbierając mi jakąkolwiek samoświadomość. Byłem pod wpływem jej słów i gestów. Czułem się jak bezbronny dzieciak, który nie potrafi nic powiedzieć.

Fake DestinyWhere stories live. Discover now