XXV

342 31 1
                                    

- Jak to sobie wyobrażasz?- pytam zaskoczona jego propozycją.

- Normalnie. Wyślę ci lokalizacje, wsiadasz w samochód i jedziesz - odpowiada swobodbie.

- Przypomnieć ci, że to dla ciebie niebezpieczne? Całkiem niedawno ktoś próbował uzyskać dostęp do mojej lokalizacji i kamery... Co jeśli Nym-Os znowu zawiedzie? - mówie zaniepokojona.

- Spokojnie - mruczy. - Mam to pod kontrolą. To jak?

Przygryzam wargę zastanawiając się, co powinnam mu odpowiedzieć. Wiem, że czeka.

- Nie wiem, Jake - odpowiadam cicho, gryząc wnętrze policzka. .

- Dopiero co twój przyjaciel został zaatakowany. Dlaczego chcesz tak ryzykować? Dlaczego ci nie zależy? - W jego głosie nie ma złości, ale jest napięcie, niepokój i szczera chęć poznania odpowiedzia na to pytanie.

- To przeze mnie- mówię cicho, a ból niedawnych wydarzeń znowu zaczyna mnie kąsać. Zamykam oczy i widzę twarz Richy'ego wykrzywioną bólem. Jak z trudem próbował złapać powietrze. Chciał coś powiedzieć, jestem o tym przekonana, ale nie mógł. Szczypią mnie oczy i mrugam szybko, żeby przegonić łzy.

- Musisz przestać się zadręczać, to cię wykończy. Myślisz, że jeśli zginiesz będzie to odpowiednia kara dla ciebie?- Wiem, że nawiązuje nie tylko do ataku na Richy'ego, ale też tego, co mu wyznałam jakiś czas temu.

- Może- mruczę.

- Cassie...

- Jake nie było cię. Nie widziałeś tego- mówię próbując pohamować falę złości.- Ja byłam i nie mogłam nic zrobić, bo nie wiedziałam nawet w którą, pieprzoną stronę mam biec! Nie widziałeś jego cierpienia!- zaczynam oddychać szybciej.- Mogłam mu tylko mówić, że będzie wszystko dobrze! Wiesz jak to jest, jak ktoś umiera na twoich oczach?! I wiesz co?- Teraz już się nie ograniczam, złość na dobre rozgaszcza sję we mnie i nie panuje nad tym, co mówie.

- Jestem wściekła, bo to twoja wina! To ty mówiłeś, że nikomu nic się nie stanie, że tylko straszy, że nie chce ich skrzywdzić! Nie mówiłeś tak? Wiesz jak ciężko było mi się rozłączyć i zostawić go tak samego?! Zlekceważyliśmy tyle ostrzeżeń, bo Hannah najważniejsza! A nawet nie jesteśmy o krok od poznania prawdy!

- Mogę powiedzieć tylko, że strasznie mi przykro z powodu tego, co się stało. Rozumiem twoją złość...

- Och, na prawdę?- warczę sarkastycznie.- Za ile śmierci w swoim życiu jesteś odpowiedzialny?! Gdziekolwiek się nie pojawię ktoś umiera, Jake! Jestem jak pieprzone fatum...

- Nie mów tak...

- Ale tak jest! Teraz chcesz, żebym ich zostawiła... Wolę się wycofać z tego śledztwa. Nie pozwolę już, żeby komukolwiek stała się krzywda. Ich tu jest jeszcze pięcioro, a Hannah jedna. Przykro mi, Jake. Nie poświęce więcej ludzi dla jednej osoby.

- Też o tym myślałem- odzywa się po chwili.- Bo myśl o tym, że tobie może coś się stać, po prostu mnie niszczy. Ale to bez celu Cassie. Widziałem porwanie Hannah. Pomyśl o tym właśnie, co przed chwilą mi powiedziałaś, jak się czułaś widząc Richy'ego i pomyśl o Hannah i sytuacji w jakiej jestem. Mogę jej pomóc tak jak potrafię, ryzykując, że mnie złapią, ale ona żyje i jestem o tym przekonany. Czy śmierć Richy'ego ma pójść na marne? Może on  też żyje i  możemy mu pomóc.

Jego słowa mnie trochę uspokajają. Ocieram łzy i siadam na kanapie, bo nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że chodzę po całym mieszkaniu. Chucky przygląda mi się niespokojnie siedząc w jednym miejscu.

- Nie wiem- odpowiadam zrezygnowana.

- Możemy ich znaleźć, ale tylko razem. Jeśli reszta będzie chciała się wycofać to trudno, nie mam na to wpływu. Potrzebuję cię, Cassie. Nie tylko do tego śledztwa. W ogóle.

Tajemnica DuskwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz