15

738 28 8
                                    


- Próbowałeś przeprosić? - Zapytała Mary Gilberta, kiedy Julie wyszła z domu jakby nigdy nic, nie odzywając się do chłopaka nawet słowem.

Blondynka ignorowała swojego męża od tamtej krótkiej, ale pamiętnej kłótni, czyli od czterech dni. Ani razu nie odezwała się do niego słowem, ani nawet nie spojrzała w jego kierunku. Zachowywała się tak, jakby ten nie istniał.

Blythe wiedział, że wtedy przesadził. Nie miał prawa mówić jej, że ją wyrzuci. Nawet jeśli irytowała go bardziej niż cokolwiek innego na tym świecie.

Po za tym już na drugi dzień zaczął odczuwać brak rozmowy (o ile tak można nazwywać kłótnie) z nią. Chciał znowu się z nią przekomarzać. Posłuchać jak go wyzywa. Cokolwiek, byleby się do niego odezwała.

A ona dała mu najgorszą karę, jaką mogła. Milczała.

- Próbowałem. Ale tego nie słyszała, albo udawała, że nie słyszy.
- A zrobiłeś coś więcej? Nie wiem, dałeś jej kwiaty? Zrobiłeś jakieś obowiązki w domu za nią? Pokazałeś, że jest ci przykro?
- Julie na to nie pójdzie. Nie zależy jej, żeby była adorowana. Chce jedynie szacunku, a ja jej go nie okazałem.
- Jesteś idiotą, Blythe - wtrącił się Bash, wchodząc do kuchni z Delphi na rękach. - Mówiłem ci, żebyś uważał na słowa.
- Zdenerwowała mnie! Staram się uczyć jak najlepiej, żeby zdać te cholerne egzaminy. Ale jak mam to zrobić, kiedy ona nie pozwala mi się skupić?!

Sebastian uniósł brwi. I wtedy do Gilberta dotarło, że jego ostatnie zdanie zabrzmiało dwuznacznie. Delphi akurat w tym momencie zaczęła płakać, więc Mary wzięła ją na ręce i wyszła, zostawiając tych dwóch samych.

- Wiesz, czasami naprawdę nie rozumiem napięcia między wami. Chcesz ją zabić, czy się z nią kochać?

Gilbert milczał, kiedy nagle przez słowa przyjaciela wpadł mu do głowy bardzo głupi, a jednocześnie genialny plan. Od razu przypomniała mu się noc poślubna, w której rozładował napięcie w ten sam sposób, w jaki planował to zrobić teraz. I jakoś nie przejął się tym, jakie to może mieć konsekwencje. Chciał już mieć Julie z powrotem, i na ten moment był w stanie poświęcić na ten cel wiele.

- Kiedy jedziecie na bagna? Do tej przyjaciółki Mary?
- Dzisiaj wieczorem. Dlaczego pytasz?

Idealnie.

- Nie wracajcie jutro zbyt szybko, z łaski swojej.
- Co ty znowu kombinujesz, Blythe...

Cóż, jedyną osobą która miała się o tym przekonać była Julie. Dziewczyna wróciła dopiero o dziewiętnastej, i wchodząc do domu zastała dosyć zabawny widok. Bash jedną ręką trzymał Delphi, drugą bagaż który sięgał mu wysokością do pasa, zębami trzymał kapelusz, który pewnie miał zamiar założyć, i usilnie starał się włożyć buty bez użycia rąk.

- Wybieracie się gdzieś?
- Do Lucy - odpowiedziała Mary, która nagle weszła do korytarza, doprowadzając tym blondynkę do zawału. Kiedy po chwili się uspokoiła, zrozumiała, że jej przyjaciele się spieszą. Dlatego już bez zbędnych pytań pożegnała się z nimi, ucałowując każdego z osobna. Sekundę później zamknęła po nich drzwi, i z głośnym westchnieniem skierowała się na górę, do sypialni. Po paru godzinnym spacerze w lesie jedynie o czym marzyła, to wskoczyć do łóżka.

I może dlatego jej ciśnienie wybiło poza skalę, kiedy otwierając drzwi do sypialni zauważyła Gilberta, który stał przy oknie, obserwując jak jego przyjaciele pakują rzeczy na wóz. Irytował on ją jak nikt inny, samym faktem, że oddycha.

I blondynka miała zamiar go umiejętnie zignorować, tak jak to robiła od czterech dni, ale on widocznie miał inne plany.

- Co zamierzasz zrobić?
- Pardon? - Zapytała zszokowana, że chłopak w ogóle się do niej odezwał. W dodatku nawet na nią nie spojrzał.
- Chcesz mnie tak po prostu nadal ignorować?
- Chcesz mi zarzucić, że nie mam racji, robiąc to?

Chłopak odwrócił się w końcu w jej stronę, skanując ją wzrokiem. Dziewczyna uniosła brwi zirytowana, bo spojrzenie to nie było zbyt nieśmiałe jak na sytuację, w której był. Tym bardziej się zdenerwowała, kiedy zaczął iść w jej kierunku, jakby rozkoszując się jej złością. Co mu odbiło? Nie wiedziała, ale za to wiedziała co do niego czuję w tym momencie, i nie bała mu się tego wyznać.

- Nienawidzę cię. Z całego serca.

Brunet prychnął rozbawiony. On też sobie to wmawiał jeszcze parę tygodni temu, ale już dojrzał do faktu, że nie ma to żadnego sensu. I miał zamiar uświadomić o tym też swoją żonę, więc położył swoje dłonie na jej tali żeby złapać z nią kontakt wzrokowy, w międzyczasie szykując w głowie wykład.

- Mówisz, że mnie nienawidzisz, ale właśnie przez to mnie kochasz. Potrzebujesz mnie, bo wiesz, że nawet jak się pokłócimy to nadal tutaj będę. Że nie ważne jak mnie zwyzywasz, ja się nie obrażę. Potrzebujesz mnie, bo jestem jedyną osobą która cię znosi. Więc nie gadaj, że mnie takiego nienawidzisz. Takiego mnie kochasz.

Blondynka otworzyła delikatnie usta. Teraz już nie wiedziała, czy jest bardziej wściekła, czy zdziwiona. Słowa jej męża uderzyły w nią mocniej, niż Gabrielle uderzyła raz Louisa, gdy ten nazwał ją idiotką. I teraz już nie była pewna tego, co przed chwilą powiedziała. Tym bardziej, że motylki w jej brzuchu latały jak po mocnej dawce kofeiny, tylko dlatego, że Gilbert nadal trzymał swoje ręce na jej talii.

I to najprawdopodobniej one kierowały jej kolejnymi ruchami, nad którymi niewiele się zastanawiała. Bez żadnej zapowiedzi po prostu z całej siły przycisnęła swoje usta do tych chłopaka, stając na palcach. I Blythe uśmiechnął się w myślach, uznając, że wszystko idzie zgodnie z jego planem.

Nie miał jednak zamiaru pozwolić, żeby wydarzenia nadal rozgrywały się same bez jego udziału, dlatego natychmiast oddał ten pocałunek, trzy razy bardziej namiętnie, przyciskając jej ciało do swojego.

Julie pragnęła, by ten moment trwał wiecznie. Dlatego, kiedy zaczęło brakować jej powietrza, oderwała się ale tylko na dwie sekundy, żeby następnie znowu poczuć jego wargi na swoich.

Sama nie wiedziała, kiedy zaczęli iść dalej. Chłopak podniósł ją do góry, a ona objęła go nogami w pasie. Po chwili jednak zirytowała się swoją sukienką, która zdecydowanie utrudniała jej ruchy.

Chłopak po kolejnej serii pocałunków położył ją na łóżko, i bez wachania zjechał czułościami na jej szyję, zostawiając po sobie parę śladów. Dopiero kiedy doszedł do kołnierzyka jej sukni podniósł się na chwilę na rękach, przyglądając się jej twarzy, a następnie sukience, którą w tym momencie bardzo znienawidził. Julie od razu to zauważyła, co wywołało złośliwy uśmiech na jej twarzy.

- Przestań rozbierać mnie wzrokiem, zacznij rękami.

Blythe słysząc to uśmiechnął się zadziornie, natychmiast spełniając jej prośbę. Chwilę później to samo zrobił ze swoją koszulą i spodniami. A później już samo wszystko jakoś poszło.I naprawdę, nie liczyło się dla nich jak. Chcieli jedynie poczuć na swojej skórze te emocje, które żywi do nich druga osoba.

I hate you, loveWhere stories live. Discover now